– Nie chcę ćpuna.
Zoey marszczy brwi.
– O co ci chodzi?
– Jeśli jest na haju, nie będzie mnie pamiętał. Nie chcę też żadnego pijanego faceta.
Zoey odstawia szklankę.
– Mam nadzieję, że nie liczysz na znalezienie tu miłości. Nie mów, że to też jest na twojej liście.
– Niekoniecznie.
– W porządku. Nie chciałabym ci o tym przypominać, ale czas działa na twoją niekorzyść. Ruszamy!
Wyciąga mnie na parkiet. Tańczymy blisko tego ćpuna, starając się, żeby nas zauważył. Czuję się wspaniale. Jestem członkiem plemienia, które porusza się i oddycha w jednym rytmie. Ludzie rozglądają się, taksując innych wzrokiem. Nikt mi tego nie odbierze. Jestem tutaj w sobotni wieczór, ubrana w czerwoną sukienkę Zoey, która ma przyciągać wzrok. Niektóre dziewczyny nigdy tego nie przeżyją. Nie dostaną nawet tyle.
Wiem, co nastąpi później, bo miałam mnóstwo czasu na czytanie. Znam scenariusz. Ćpun zbliży się, żeby nas obejrzeć. Zoey nie spojrzy w jego stronę, lecz ja owszem. Zatrzymam na nim wzrok o sekundę za długo, on nachyli się i zapyta, jak mam na imię.
„Tessa” – powiem, a chłopak powtórzy po mnie, wymawiając twardo „T”, sycząc przy podwójnym „s” i wyrażając nadzieję przy „a”. Skinę głową z aprobatą, żeby wiedział, że wypowiedział to słowo słodko i w zupełnie nowy dla mnie sposób. Wtedy on uniesie ręce, z dłońmi skierowanymi w moją stronę, jakby mówił: „Poddaję się. Jesteś absolutnie fantastyczna”. Uśmiechnę się skromnie i utkwię wzrok w podłodze. To go przekona, że może wykonać kolejny ruch, który spotka się z moją aprobatą, ponieważ znam reguły gry. Przyciśnie mnie do siebie, a ja położę głowę na jego piersi i będę słuchać w tańcu bicia jego serca, serca obcego chłopaka.
Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Zapomniałam o trzech sprawach. Po pierwsze, książki nie mówią prawdy. Po drugie, nie mam czasu na flirt. Zoey o tym wie. Po trzecie, zapomniałam właśnie o Zoey. Mimo to wkracza ona do akcji.
– To moja przyjaciółka! – krzyczy do ćpuna. – Ma na imię Tessa. Chce zapalić.
Chłopak uśmiecha się i podaje mi skręta. Taksuje wzrokiem nas obie, jego spojrzenie prześlizguje się po długich włosach Zoey.
– To tylko trawka – szepcze Zoey. Cokolwiek to jest, gęsty, gryzący dym drapie mnie w gardle. Kaszlę, czuję, że zakręciło mi się w głowie. Podaję skręta Zoey, która zaciąga się głęboko i oddaje papierosa ćpunowi.
Tańczymy teraz we trójkę, rytmiczne dźwięki przenikają nasze ciała od stóp do głów i przedostają się do krwi. Kalejdoskopowe obrazy z taśmy wideo migoczą na ścianach. Skręt idzie w ruch jeszcze raz.
Nie wiem, jak długo to trwa. Godziny, może minuty. Wiem tylko, że nie mogę się zatrzymać. Jeśli będę tańczyć bez chwili wytchnienia, ciemne kąty sali nie podpełzną bliżej, a cisza zalegająca między kolejnymi utworami nie wyda się tak ogłuszająca. Jeśli nie przestanę się poruszać w rytm muzyki, znowu zobaczę statki na morzu, będę miała trądzik i zmarszczki i usłyszę skrzypienie śniegu pod nogami. Zoey podaje mi drugiego skręta.
– Dobrze się bawisz? – pyta bezgłośnie, poruszając jedynie ustami. Popełniam błąd i przystaję, żeby się zaciągnąć. Nieruchomieję o sekundę za długo. Zapominam o tańcu. I nagle czar pryska. Próbuję przywołać wcześniejszy entuzjazm, ale mam wrażenie, że wielki sęp usiadł mi na piersi. Zoey, ćpun i wszyscy inni odpływają daleko, stają się nierealni; czuję się tak, jakbym oglądała ich w telewizji. Wiem, że nie będę w stanie dalej się bawić.
– Za chwilę wracam – mówię do Zoey.
W toalecie jest cicho. Siadam na sedesie i oddaję się kontemplacji swoich kolan. Podciągam sukienkę wyżej i oglądam brzuch. Wciąż mam na nim czerwone plamy. Na udach też. Moja skóra jest sucha jak skóra jaszczurki, nie pomagają żadne kremy. Po wewnętrznej stronie przedramion straszą ślady po igłach. Kończę załatwiać swoje potrzeby i obciągam sukienkę. Kiedy wychodzę z ubikacji, spostrzegam Zoey czekającą przy suszarce. Nie słyszałam, jak weszła. Jej oczy są ciemniejsze niż zwykle. Powoli myję ręce. Wiem, że mnie obserwuje.
– On ma kolegę – oświadcza. – Tamten jest fajniejszy, ale możesz go sobie wziąć, bo to twój wieczór. Nazywają się Scott i Jake. Pojedziemy do nich.
Przytrzymuję się krawędzi umywalki i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Moje oczy wyglądają obco.
– Jeden z Tweenies ma na imię Jake – mówię.
– Słuchaj – Zoey jest wkurzona – chcesz seksu czy nie?
Dziewczyna, stojąca przy drugiej umywalce, zerka na mnie. Pragnę jej powiedzieć, że nie jestem taka, jak myśli. Tak naprawdę jestem bardzo miła i pewnie by mnie polubiła. Ale teraz nie ma na to czasu.
Zoey wyciąga mnie z łazienki i wlecze do baru.
– Tam są. Ten jest twój.
Chłopak, którego mi pokazała, oparł ręce na biodrach, kciuki zatknął za pasek od spodni. Wygląda jak kowboj o nieobecnym spojrzeniu. Nie widzi nas jeszcze, więc staję.
– Nie mogę!
– Możesz! Żyj szybko, umieraj młodo i wyglądaj świetnie!
– Nie, Zoey!
Mam rozpaloną twarz. Zastanawiam się, jak mogłabym złapać trochę powietrza. Gdzie są drzwi, którymi tu weszłyśmy?
Zoey patrzy na mnie ze złością.
– Prosiłaś, żebym nie pozwoliła ci się wycofać. Co mam teraz zrobić?
– Nic. Nic nie musisz robić.
– Jesteś żałosna! – Potrząsa głową i przechodzi przez salę, a potem znika w holu. Biegnę za nią i widzę, jak wręcza szatniarzowi mój numerek.
– Co robisz?
– Odbieram twój płaszcz. Wezwę taksówkę, żebyś mogła wrócić do domu.
– Nie możesz jechać z nimi sama, Zoey!
– Zobaczymy!
Otwiera drzwi i wygląda przez nie. Jest pusto, kolejka już znikła. Nie ma też taksówek. Na chodniku stadko gołębi dziobie resztki kurczaka z pudełka na wynos.
– Zoey, proszę cię, odwieź mnie do domu. Jestem zmęczona.
Wzrusza ramionami.
– Ty zawsze jesteś zmęczona.
– Przestań być taka okropna!
– Przestań być taka nudna!
– Nie chcę jechać do jakichś obcych chłopaków. Nie wiadomo, co może nas tam spotkać.
– I dobrze. Mam nadzieję, że do czegoś dojdzie, bo gdzie indziej nie będzie już się nic działo.
Stoję. Nagle ogarnia mnie strach.
– Chcę, żeby było idealnie, Zoey. Jeśli pójdę do łóżka z kimś, kogo wcale nie znam, to kim się stanę? Dziwką?
Odwraca się do mnie z błyszczącymi oczami.
– Nie, odżyjesz. A kim będziesz, jeśli teraz wsiądziesz do taksówki i wrócisz do tatusia?
Wyobrażam sobie, że kładę się do łóżka i przez całą noc wdycham martwe powietrze w moim pokoju, a rano budzę się ze świadomością, że