– Przestań, Tom! – upomniała go kobieta. – Jeszcze raz przepraszamy – zwróciła się do starego. – Kilka godzin temu w parku był napad, pobito chłopaka. Widział pan coś albo słyszał?
– Dopiero tu przyszedłem – odparł stary, skupiając się na kobiecie, aby uniknąć badawczego spojrzenia mężczyzny. – Niczego nie widziałem. Tylko Wielki Wóz i Wielką Niedźwiedzicę – wskazał na niebo. – Przykro mi to słyszeć. Ciężko go ranili?
– Dość. Przepraszamy, że panu przeszkodziliśmy. Życzymy miłego wieczoru.
Odeszli, a stary zamknął oczy i osunął się na pień drzewa. W następnej chwili czyjaś ręka podciągnęła go do góry za połę marynarki i poczuł gorący oddech na uchu.
– Jeśli kiedykolwiek przyłapię cię na gorącym uczynku, to ci go odetnę, słyszysz? – dobiegł go głos tego młodego policjanta. – Nienawidzę takich jak ty.
Puścił go i zniknął.
Stary osunął się na ziemię, wkrótce poczuł wilgoć przenikającą przez ubranie. W głowie wciąż rozbrzmiewał mu ten sam powtarzający się raz po raz wiersz:
Dąb, brzoza, jesion, olcha, jarzębina
śmiertelna bladość, czarna peleryna
19. PIZZERIA U HERBERTA, YOUNGSTORGET, 12 LISTOPADA 1999
Sverre Olsen wszedł do środka, kiwnął głową chłopakom w rogu, kupił piwo w barze i zaniósł je do stolika. Nie do tego w kącie, tylko do swego własnego. Był to jego stolik już od ponad roku, od czasu gdy stłukł tego żółtka w Kebabie u Dennisa. Przyszedł wcześniej i na razie nie siedział przy nim nikt inny, ale już niedługo mała pizzeria na rogu Torggata i Youngstorget się zapełni. Dzisiaj dzień wypłaty zasiłku. Zerknął na chłopaków w kącie. Było ich trzech ze ścisłej grupy, ale ostatnio z nimi nie rozmawiał. Należeli do nowej partii, Związku Narodowego, i pojawiły się między nimi, można powiedzieć, niezgodności ideologiczne. Znał ich z czasów młodzieżówki Partii Ojczyźnianej. Owszem, byli patriotami, lecz teraz dołączyli do szeregów odstępców. Roy Kvinset z nieskazitelnie wygoloną na łyso głową był jak zawsze ubrany w znoszone wąskie dżinsy, długie buty i t-shirt z logo Związku Narodowego w kolorach czerwieni, bieli i błękitu. Ale Halle wyglądał inaczej. Ufarbował włosy na czarno i nasmarował oliwą, żeby gładko przylegały mu do głowy. Oczywiście najbardziej prowokująco działały na ludzi wąsy – czarna, starannie przycięta szczotka, dokładna kopia wąsów Führera. Przestał też nosić szerokie bryczesy i buty do konnej jazdy, przerzucił się na zielone spodnie moro. Gregersen jedyny spośród nich wyglądał jak zwyczajny młody człowiek: krótka kurtka, hiszpańska bródka i ciemne okulary na głowie. Bez wątpienia był z nich trzech najbystrzejszy.
Sverre powędrował wzrokiem dalej w głąb lokalu. Jakaś dziewczyna z facetem jedli pizzę. Nie widział ich wcześniej, ale nie wyglądali na gliny w cywilu. Ani też na dziennikarzy. Może byli z Monitora? Ostatniej zimy ujawnił faceta stamtąd, typka z wystraszonymi oczami, który przyszedł tu o parę razy za dużo. Odgrywał zaangażowanego i z kilkoma nawiązał rozmowę. Sverre zwietrzył zdradę, wyciągnęli faceta na zewnątrz i zdarli z niego sweter. Miał na brzuchu przyczepiony magnetofon z mikrofonem. Przyznał się, skąd jest, zanim właściwie zdążyli go tknąć. Śmiertelnie się bał. Ci z Monitora to durnie. Wydawało im się, że te chłopięce podchody, dobrowolne obserwowanie środowisk faszystowskich to niezwykle ważna i niebezpieczna działalność, mieli się za tajnych agentów w stanie ciągłego zagrożenia. No, pod tym względem może nie różnili się aż tak bardzo od niektórych z jego szeregów, to musiał przyznać. Facet w każdym razie był przekonany, że go zabiją, i tak się wystraszył, że się posikał. Dosłownie. Sverre widział mokrą smugę wijącą się przez nogawkę spodni i spływającą po asfalcie. Właśnie to najlepiej zapamiętał z tego wieczoru. Na marnie oświetlonym tylnym podwórzu strumyk moczu błyszczał, poszukując najniższego punktu w okolicy.
Sverre Olsen uznał, że ta para to po prostu dwoje głodnych młodych ludzi, którzy przypadkiem tędy przechodzili i zobaczyli pizzerię. Prędkość, z jaką jedli, świadczyła o tym, że zorientowali się już w rodzaju tutejszej klienteli, i chcieli czym prędzej opuścić lokal. Przy oknie siedział stary człowiek w kapeluszu i płaszczu. Być może pijaczyna, chociaż ubranie wskazywało na coś innego. Ale pijacy często tak wyglądali w pierwszych dniach po tym, jak Armia Zbawienia ubrała ich w używane, ale niezniszczone płaszcze dobrej jakości i troszeczkę niemodne garnitury. Gdy tak patrzył na starego, ten nagle podniósł głowę i odpowiedział mu spojrzeniem. To nie był pijak, miał błyszczące niebieskie oczy. Sverre mechanicznie odwrócił wzrok. Cholera, ależ ten stary się gapi!
Sverre skupił się na swoim piwie. Najwyższa pora zarobić trochę pieniędzy. Niech tylko włosy trochę podrosną, żeby zasłonić tatuaż na karku. Włoży wtedy koszulę z długimi rękawami i rozpocznie rundę. Roboty było dosyć. Gównianej roboty. Przyjemne, dobrze płatne zlecenia zabrały już asfalty. Pedały, poganie i asfalty.
– Mogę się przysiąść?
Sverre podniósł głowę. To ten stary nad nim stał. Sverre nawet nie zauważył, jak podszedł.
– To mój stolik – odparł Sverre niechętnie.
– Chciałem tylko chwilę porozmawiać. – Stary położył na blacie między nimi gazetę i usiadł na krześle naprzeciwko. Sverre przyglądał mu się uważnie.
– Nie denerwuj się, jestem jednym z was – powiedział stary.
– Z jakich „was”?
– Z tych, którzy tu przychodzą. Narodowych socjalistów.
– Tak?
Sverre zwilżył wargi i podniósł szklankę do ust. Stary siedział nieruchomo i tylko mu się przyglądał. Spokojnie, jakby miał przed sobą całą wieczność. Bo też i tak chyba było. Wyglądał na siedemdziesiąt lat. Co najmniej. Czy mógł być jednym ze starych chłopców z Zorn 88, Norweskiego Ruchu Narodowych Socjalistów? Jednym z tych, którzy skromnie, po cichu ich wspierali? Sverre o nich słyszał, lecz nigdy ich nie widział.
– Potrzebuję przysługi. – Stary mówił cicho.
– Tak? – powtórzył Sverre, znacznie jednak złagodził wyraźnie pogardliwy ton. Nigdy nic nie wiadomo.
– Broń – powiedział krótko stary.
– Jaka broń?
– Potrzebuję czegoś. Pomożesz mi?
– Dlaczego miałbym pomagać?
– Zajrzyj do gazety. Na stronę dwudziestą ósmą.
Sverre sięgnął po gazetę. Przerzucając strony, nie spuszczał wzroku ze starego. Na stronie dwudziestej ósmej znalazł artykuł o neonazistach w Hiszpanii. Napisany przez tego zdrajcę Evena Juula, wielkie dzięki. Duże czarno-białe zdjęcie młodego mężczyzny, trzymającego portret generalissimo Franco, częściowo przesłaniał tysiąckoronowy banknot.
– Jeżeli możesz mi pomóc… – powiedział stary.
Sverre wzruszył ramionami.
– …dostaniesz jeszcze dziewięć tysięcy.
– Tak?
Sverre wypił kolejny łyk, potem rozejrzał się po lokalu. Para młodych ludzi już wyszła, lecz Halle, Gregersen i Kvinset wciąż siedzieli w kącie. Wkrótce zaczną schodzić się inni, a wtedy nie da się dłużej prowadzić w miarę dyskretnej rozmowy. Dziesięć