Szczególnie zwracali uwagę na ten fragment:
Bardzo ważne jest, by po schwytaniu czarownicy nie krzywdzić jej w żaden sposób (na razie!). W żadnej sytuacji nie wolno podkładać pod nią ognia! To błąd typowy dla początkujących. Rozwściecza tylko czarownicę, która powraca jeszcze silniejsza. Jak wszyscy wiedzą, innym sposobem pozbycia się czarownicy jest wrzucenie jej do rzeki albo stawu.
Oto najlepszy plan:
Przede wszystkim należy uwięzić czarownicę na noc, w umiarkowanie ciepłym pomieszczeniu, i dać jej tyle zupy, ile zażąda. Zupa z marchewki i soczewicy w zasadzie wystarczy, ale w celu uzyskania najlepszych wyników sugerujemy zupę z porów i ziemniaków, na solidnym wołowym rosole. Wykazano, że taka zupa bardzo osłabia jej moce magiczne. Nie należy podawać zupy pomidorowej – pomidorowa uczyni ją bardzo potężną.
Dla bezpieczeństwa lepiej włożyć jej do butów po jednej srebrnej monecie. Nie zdoła ich wyjąc, gdyż poparzą jej palce.
Zadbajcie o to, by miała ciepły koc i poduszkę. To ją oszuka i skłoni do snu. Zamknijcie drzwi i dopilnujcie, żeby nikt nie wchodził.
Jakąś godzinę przed świtem wejdźcie do jej pokoju. Może się wam wydawać, że właściwym sposobem jest wbiegnięcie tam z krzykiem. NIC NIE MOŻE BYĆ BARDZIEJ BŁĘDNEGO! Wejdźcie cichutko, na palcach, postawcie przy śpiącej czarownicy kubek herbaty, cofnijcie się do drzwi i chrząknijcie niezbyt głośno. To bardzo ważne. Gwałtownie obudzona czarownica może być naprawdę straszna.
Niektórzy eksperci proponują do herbaty czekoladowe ciasteczka, inni twierdzą, że wystarczą pierniczki. Jeśli cenicie własne życie, nie podawajcie zwykłych herbatników, wtedy bowiem iskry wystrzelą jej z uszu. Kiedy się zbudzi, wyrecytujcie poniższe, bardzo potężne zaklęcie mistyczne, które nie pozwoli jej zmienić się w rój pszczół i odlecieć:
JAKASZK ODAŻEJ EST EMTUM ANEM.
Kiedy skończy już herbatę i ciasteczka, zwiążcie jej nogi i ręce (z przodu) powrozem, używając Węzła Bosmańskiego nr 1, i wrzućcie ją do wody.
WAŻNA IFORMACJA DOTYCZĄCA BEZPIECZEŃSTWA. Zróbcie to, zanim będzie widno. Nie zostawajcie, żeby popatrzeć.
Oczywiście tym razem niektórzy zostali. I zobaczyli, że czarownica zanurza się pod wodę i nie wypływa, a jej straszliwy spiczasty kapelusz płynie po powierzchni. Potem wrócili do domu na śniadanie.
W tej konkretnej rzece nic się nie działo jeszcze przez dobre kilka minut. Potem sziczasty kapelusz zaczął sunąć w kierunku kępy gęstych trzcin. Tam się zatrzymał i uniósł bardzo powoli. Spod ronda błysnęła para oczu…
Kiedy była już pewna, że nie ma nikogo w pobliżu, panna Perspikacja Tyk, nauczycielka i łowca czarownic, wypełzła na brzeg i w świetle wschodzącego słońca odbiegła szybko w las. Sakwę z czystą suknią i zmianą bielizny ukryła wcześniej w borsuczej norze, razem z pudełkiem zapałek (nigdy nie nosiła przy sobie zapałek, jeśli zachodziło ryzyko schwytania – by nie podsuwać ludziom żadnych pomysłów).
No cóż, mogło być gorzej, myślała, susząc się przy ognisku. Na szczęście w wiosce wciąż żyli tacy, którzy umieli czytać. Inaczej znalazłaby się w ciężkiej sytuacji. To chyba był dobry pomysł, żeby wydrukować tę książkę dużymi literami.
To właśnie „Polowanie na czarownice dla osób tępych” napisała panna Tyk i dopilnowała, by egzemplarze trafiły w okolice, gdzie ludzie ciągle wierzą, że czarownice należy palić albo topić – ponieważ jedyną czarownicą, jaka ewentualnie by tamtędy przejeżdżała, była sama panna Tyk. Dzięki temu mogła mieć nadzieję, że jeśli sprawy źle się potoczą, to zanim zostanie wrzucona do wody, przynajmniej dobrze się wyśpi i zje solidny posiłek. Woda nie stanowiła problemu, jako że panna Tyk uczęszczała do Quirmskiej Pensji dla Młodych Panien, gdzie lodowata kąpiel poranna była obowiązkowa, albowiem wzmacniała Kręgosłup Moralny. A Węzeł Bosmański nr i łatwo dawał się rozwiązać zębami, nawet pod wodą.
A tak, pomyślała jeszcze, wylewając wodę z butów; dostała też dwie srebrne sześciopensówki. Doprawdy, mieszkańcy Psikrętu byli bardzo głupi. Oczywiście, tak się dzieje, kiedy ludzie pozbywają się swoich czarownic. Czarownica to ktoś, kto wie trochę więcej niż inni – dlatego zresztą nazywano je też wiedźmami. Ale niektórzy nie lubią takich, co wiedzą więcej niż oni, więc nauczyciele i wędrowni bibliotekarze omijali te osady. O ile mogła ocenić, jeśli mieszkańcy Psikrętu mieli ochotę rzucać kamieniami we wszystkich, którzy wiedzieli więcej od nich, już wkrótce będą musieli rzucać w świnie.
To było paskudne miasteczko. Na nieszczęście mieszkała tam pewna bardzo obiecująca ośmioletnia dziewczynka. Panna Tyk zaglądała więc czasem, by mieć na nią oko. Nie jako czarownica, naturalnie, bo chociaż lubiła lodowate poranne kąpiele, nie można przesadzać nawet z przyjemnościami. Udawała więc skromną handlarkę jabłkami albo wróżkę. (Czarownice nigdy nie wróżą i nie przepowiadają przyszłości, ponieważ jeśli spróbują, są zbyt precyzyjne. Ludzie naprawdę nie chcą wiedzieć, co się zdarzy, tylko że to będzie miłe. Ale czarownice nie słodzą).
Na nieszczęście sprężyna w ukrytym kapeluszu wystrzeliła akurat wtedy, kiedy panna Tyk szła główną ulicą. Czubek kapelusza wyskoczył w górę i nawet ona nie zdołała się wytłumaczyć. Cóż, teraz musi zorganizować to jakoś inaczej. Polowanie na czarownice zawsze jest ryzykowne. Ale ktoś musi to robić. Czarownica dorastająca samotnie jest smutnym i niebezpiecznym dzieckiem…
Znieruchomiała, wpatrzona w ogień. Dlaczego pomyślała akurat o Tiffany Obolałej? Dlaczego właśnie teraz?
Działając szybko, opróżniła kieszenie i zbudowała urządzenie. Urządzenia działały. I mniej więcej tyle dało się o nich powiedzieć z całą pewnością. Budowało się je ze sznurka, kilku patyków i wszystkiego, co w danej chwili udało się znaleźć w kieszeniach. Były one u czarownic odpowiednikiem scyzoryków z piętnastoma ostrzami, trzema śrubokrętami, malutkim szkłem powiększającym i urządzeniem do usuwania woskowiny z kurcząt.
Trudno dokładnie określić, co takie urządzenia robiły. Panna Tyk uważała, że stanowią metodę odkrywania, o czym wiedzą różne ukryte części umysłu. Urządzenie należało za każdym razem budować od początku i tylko z przedmiotów znalezionych we własnych kieszeniach. Ale to przecież nic złego nosić po kieszeniach różne interesujące przedmioty – na wszelki wypadek.
W niecałą minutę panna Tyk miała urządzenie z: jednej dwunastocalowej linijki jednej sznurówki jednego kawałka używanego sznurka czarnej nitki jednego ołówka jednej temperówki małego kamyka z otworem na wylot pudełka zapałek mieszczącego mącznika imieniem Roger oraz kawałeczka chleba, żeby miał co jeść, ponieważ każde urządzenie musi zawierać coś żywego mniej więcej pół paczki Powlekanych Cukierków na Gardło Pani Czystozłotej guzika
Wyglądało jak kocia kołyska albo splątane nitki bardzo dziwnej marionetki.
Panna Tyk patrzyła, czekając, aż urządzenie ją odczyta. A potem linijka zakręciła się dookoła, cukierki na gardło eksplodowały w chmurę czerwonego pyłu, ołówek wystrzelił i wbił się w kapelusz panny Tyk. Szron pokrył linijkę.
Coś takiego nie powinno się zdarzyć.
* * *
Panna Spisek siedziała na parterze swej chatki i przyglądała się Tiffany śpiącej w niskiej sypialni na górze. Robiła to poprzez mysz siedzącą teraz na zmatowiałej mosiężnej ramie łóżka. Za szarymi oknami (panna Spisek nie myła ich od pięćdziesięciu trzech lat, a Tiffany nie zdołała usunąć całego brudu) wiatr zawodził pośród drzew, chociaż było dopiero popołudnie.
Szuka jej, myślała panna Spisek, karmiąc kawałkiem pradawnego sera drugą mysz na swych kolanach.