Harry skinął głową. McCormack teraz spoważniał.
– Znaleziona przez rybaków od strony morza w Zatoce Watsona, a konkretnie w parku Gap. Półnaga, wszystko wskazuje na to, że najpierw została zgwałcona, potem uduszona, ale śladów nasienia nie znaleziono. Zwłoki pod osłoną nocy przetransportowano do parku i zrzucono z urwiska. – Skrzywił się. – Przy odrobinę gorszej pogodzie fale z pewnością by ją zabrały, a tak leżała na kamieniach i znaleziono ją następnego dnia rano. Jak już mówiłem, nie mamy śladów nasienia, a to dlatego, że pochwę ma wypatroszoną i woda morska starannie z niej wszystko wypłukała. Brak też jakichkolwiek odcisków palców, ale mamy przybliżony czas zgonu… – McCormack zdjął okulary i potarł twarz. – No i brakuje nam mordercy. Co pan, u diabła, ma zamiar z tym zrobić, mister Holy?
Harry już chciał odpowiedzieć, ale nie zdążył.
– No tak, zamierza pan bacznie się przyglądać, jak ścigamy tego drania, a po drodze opowiadać norweskiej prasie o tym, jak to wspólnie odwalamy dobrą robotę, pilnować, żebyśmy nie urazili nikogo z ambasady norweskiej czy krewnych, a poza tym wykorzystać urlop i wysłać jedną czy dwie widokówki do swojej drogiej szefowej. Jak ona się w ogóle miewa?
– O ile wiem, dobrze.
– Twarda baba. Na pewno wyjaśniła, czego się po panu spodziewa.
– O tyle o ile. Mam uczestniczyć w śledz…
– Świetnie. O tym proszę zapomnieć. Oto nowe zasady. Punkt pierwszy: od tej pory słucha pan mnie, mnie i tylko mnie. Punkt drugi: nie będzie pan brał udziału w żadnych czynnościach, o których pana nie powiadomię. I punkt trzeci: jeden wyskok i siedzi pan w pierwszym samolocie do domu.
Wszystko to zostało powiedziane z uśmiechem, ale przesłanie było jasne. Łapy z daleka, jesteś tu tylko jako obserwator. Równie dobrze Harry mógł zabrać ze sobą kąpielówki i aparat fotograficzny.
– Zrozumiałem, że Inger Holter była w Norwegii kimś w rodzaju gwiazdy telewizyjnej.
– To raczej przesada, sir. Parę lat temu prowadziła program dla młodzieży, właściwie już o niej zapominano, kiedy się to wydarzyło.
– Mówiono mi, że wasze gazety bardzo rozdmuchały to morderstwo. Kilka przysłało tu już swoich ludzi. Daliśmy im to, co mamy, ale mamy niewiele, więc pewnie wkrótce się znudzą i wrócą do domu. Nie wiedzą, że pan tu jest. Wszystkim przydzieliliśmy ich własne niańki, które się nimi zajmują, więc o to nie musi się pan martwić.
– Dziękuję, sir – powiedział Harry najzupełniej szczerze. Myśl o uwieszonych mu na ramieniu nadgorliwych dziennikarzach z norweskich gazet nie była ani trochę kusząca.
– Okej, Holy, będę z panem szczery i powiem, jak się sprawy mają. Mój szef dokładnie mi wyjaśnił, że deputowanym z miasta Sydney bardzo zależy na jak najszybszym wyjaśnieniu tej sprawy; jak zawsze chodzi o politykę i o pieniądze.
– Pieniądze?
– Cóż, spodziewamy się, że bezrobocie w Sydney przekroczy w tym roku dziesięć procent, miasto potrzebuje więc każdego grosza z turystyki. W dwutysięcznym roku czekają nas igrzyska olimpijskie, a liczba turystów przybywających ze Skandynawii rośnie. Morderstwa, zwłaszcza niewyjaśnione, to zła reklama dla miasta. Staramy się więc, jak możemy, sprawą zajmuje się zespół złożony z czterech śledczych, mamy też pierwszeństwo w dostępie do wszystkich innych naszych zasobów, baz danych, personelu technicznego, ludzi z laboratorium i tak dalej.
McCormack odszukał jakąś kartkę i przyjrzał się jej ze zmarszczonymi brwiami.
– Właściwie powinien pan pracować z Wadkinsem, lecz ponieważ prosił pan o współpracę z Kensingtonem, nie widzę powodów, żeby się temu sprzeciwiać.
– Sir, nie pamiętam, żebym…
– Kensington to dobry chłop. Mało któremu z tubylców udało się zajść tak wysoko jak jemu.
– Naprawdę?
McCormack wzruszył ramionami.
– Tak już jest. Cóż, Holy, w razie jakiegoś problemu wie pan, gdzie mnie szukać. Pytania?
– Jeden drobiazg, sir. Zastanawiałem się, czy sir to właściwa forma zwracania się do zwierzchnika w tym kraju, czy też może jest to trochę zbyt…
– Formalne? Sztywne? Tak, raczej tak. Ale mnie się podoba. Przypomina mi, że to faktycznie ja jestem szefem tej budy. – McCormack wybuchnął śmiechem i mocnym uściśnięciem ręki zakończył spotkanie.
– Styczeń to w Australii sezon turystyczny – wyjaśniał Andrew, gdy przedzierali się przez korki w okolicy Circular Quay. – Wszyscy przyjeżdżają oglądać Operę, pływać łodziami po Zatoce i gapić się na dziewczyny na Bondi Beach. Szkoda, że ty musisz pracować.
Harry wzruszył ramionami.
– Mnie wszystko jedno. Turyści z ojczyzny przyprawiają mnie tylko o poty i chęć, żeby dać któremuś w mordę.
Wydostali się na New South Head Road, gdzie toyota przyspieszyła, kierując się na wschód, ku Zatoce Watsona.
– Wschodnia część Sydney różni się od wschodniej części Londynu – tłumaczył Andrew, kiedy mijali kolejne eleganckie domy. – Ta okolica nazywa się Double Bay, ale my mówimy o niej „Double Pay”2.
– Gdzie mieszkała Inger Holter?
– Przez jakiś czas ze swoim chłopakiem w Newtown, ale kiedy się rozstali, przeprowadziła się do jednopokojowego mieszkania w Glebe.
– Z chłopakiem?
Andrew wzruszył ramionami.
– To Australijczyk, inżynier informatyk. Poznali się, kiedy przyjechała tu na wakacje dwa lata temu. On ma alibi na noc morderstwa, zresztą nie wygląda na typowego zabójcę. Ale nigdy nie wiadomo, prawda?
Zaparkowali w pobliżu parku Gap, jednego z wielu zielonych płuc Sydney. Do wietrznego parku położonego wysoko ponad Zatoką Watsona na północy i Oceanem Spokojnym na wschodzie prowadziły strome kamienne schody. Po otwarciu drzwiczek samochodu uderzył ich upał. Andrew włożył wielkie ciemne okulary, które Harry’emu przywiodły na myśl rodzimego króla porno. Z jakiegoś powodu jego australijski kolega ubrał się dzisiaj w opięty garnitur; zdaniem Harry’ego ciemnoskóry potężny mężczyzna, który kołyszącym się krokiem wspinał się przed nim po ścieżce w stronę punktu widokowego, wyglądał w tym stroju odrobinę komicznie.
– Tu masz Ocean Spokojny, Harry. Następny przystanek to Nowa Zelandia, za mniej więcej dwa tysiące mokrych kilometrów.
Harry rozejrzał się. Na zachodzie widział centrum z mostem Harbour, na północy plażę, żaglówki na Zatoce Watsona i zielone Manly, przedmieście na północnej stronie cieśniny. Na wschodzie horyzont załamywał się spektrum różnych odcieni błękitu.