– Do którego hotelu jedziemy? – zapytał taksówkarz, zerkając na moje odbicie w lusterku.
– Do Marriottu na Pennsylvania Avenue Northwest – odpowiedziałam.
To jeden z lepszych hoteli w mieście. Przecież nie miałam zamiaru spać w jakimś podrzędnym hotelu, skoro ojciec wygnał mnie z domu. No dobra, może przesadzałam z tym wygnaniem, ale nie mogłam tam zostać. Po drodze udało mi się zabukować pokój na jedną noc. Co prawda nie był to apartament, bo w okresie świątecznym hotele przeżywały oblężenie, ale dla mnie w zupełności wystarczył.
Zameldowałam się, zamówiłam śniadanie i poszłam pod prysznic. Mój pokój znajdował się na jednym z wyższych pięter, więc widok był ładny. Odziana w szlafrok przysiadłam na leżance pod oknem i czułam, że emocje nieco opadają.
– To tylko kolejna kłótnia z ojcem, Eden – powiedziałam, wpatrując się w swoje odbicie w szybie. Znowu zaczęłam wmawiać sobie, że to nic takiego. Za każdym razem tłumaczyłam go przed sobą, a wtedy zawsze przypominało mi się, gdy uderzył mnie po raz pierwszy. I nienawidziłam go w takich chwilach coraz bardziej.
Nie mogłam zasnąć. Telefon wibrował co chwilę, odbierając życzenia od moich znajomych, którzy i tak mieli mnie gdzieś. Wysyłali je automatycznie do wszystkich z Facebooka. Wstałam, napiłam się wody i wróciłam do łóżka. To nie pomogło.
– Ja pierdolę – przeklęłam i pomyślałam, że zejdę do hotelowej restauracji wypić drinka. Miałam nadzieję, że to pozwoli mi zasnąć.
Ubrałam się w dres i zjechałam na dół. Cały hotel był świątecznie udekorowany, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Podeszłam do baru, zamówiłam wódkę z tonikiem i obserwowałam, jak obok w prywatnej sali jakaś rodzina świętowała Wigilię. I tak cholernie im tego zazdrościłam. Na szczęście nie byłam jedyną samotną osobą w hotelu. Kilka miejsc dalej, również przy barze, siedział facet, a dalej kobieta. Szybko opróżniłam swoją szklankę i zerknęłam na zegarek. Była już prawie północ i stwierdziłam, że czas wracać do pokoju, bo z samego rana miałam lot do NY. Ruszyłam więc do wyjścia z restauracji, ale w progu wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Był mocno pijany, ale zachował równowagę i nas nie przewrócił. Chwycił się ramy i zerknął na mnie.
– Co się tak na mnie gapisz, laleczko? – burknął, a gdy chciałam go ominąć, zagrodził mi drogę. Podniosłam głowę, posyłając mu wkurzone spojrzenie. Facet był elegancko ubrany, ale pod tym drogim garniturkiem krył się prawdziwy burak.
– Przepraszam, ale chcę przejść – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.
– A może pójdziesz ze mną do pokoju? Mam apartament z jacuzzi na najwyższym piętrze – zaproponował i od razu chwycił mnie za rękę. Wtedy nie wytrzymałam i chciałam ją wyrwać z jego uścisku, ale mi nie pozwolił.
– Zostaw mnie, palancie! – krzyknęłam, by ktoś mnie usłyszał, ale jak na złość nikogo nie było w zasięgu mojego wzroku.
– Nie udawaj takiej niedostępnej. Ile chcesz? No, ile?! – wybełkotał, cały czas trzymając moją rękę, a drugą dłonią wyjął z kieszeni spodni zmięty plik banknotów. – Obciągniesz mi za pięć stów? – dodał bezczelnie.
Nie byłam pewna, czy powinnam się roześmiać, czy przestraszyć. Facet był żałosny i gdyby nie to, że przewyższał mnie o głowę, to już bym mu przywaliła.
– Chyba cię pogrzało, koleś. Nie jestem dziwką, którą można sobie wynająć! – Szarpnęłam się, ale on ciągle mnie trzymał. Zabolało, gdy wzmocnił uścisk, a sekundę później to on szarpnął mną. I już wiedziałam, że to był koniec żartów. Pisnęłam z bólu, ale i ze strachu. Bałam się, że coś mi zrobi.
– Wiesz, kim ja jestem?! – odpowiedział wściekły i zamachnął się na mnie, a całe moje ciało ogarnął paraliż.
Brzydziłam się przemocą. Stałam jak wryta i już niemalże czułam ten cios, który chciał mi zadać, ale nagle między nami wyrosła jakaś postać. To trwało dosłownie ułamki sekund. Mój wybawca odepchnął tego skurwiela, powalając go na podłogę jednym prawym sierpowym. Spojrzał na mnie, jakby upewniał się, że nic mi nie jest, i zamarł, ja także, bo to był… Logan „Dante” Johnson.
– Co ty tu…? – zapytał mnie, oglądając się na ochroniarza, który właśnie do nas dobiegł.
– Najmocniej państwa przepraszam. Senator Stanley za dużo wypił i… – zaczął się tłumaczyć ochroniarz.
Najwidoczniej to nie był pierwszy raz, gdy pan senator odwalał taki numer. Następnie pomógł mu wstać z podłogi. Ten coś jeszcze bełkotał, ocierał twarz z krwi i odgrażał się prezydentem, ale Logan nic sobie z tego nie robił. Znowu na mnie spojrzał, a w jego oczach dostrzegłam łagodność.
– Nic ci nie jest? – zapytał, widząc, że nadal byłam w lekkim szoku. Cała się trzęsłam.
– Nie, chyba nic… – wydusiłam z siebie, pocierając nerwowo ramiona.
– Chodź, odprowadzę cię do twojego pokoju – zaproponował.
Pokiwałam jedynie lekko głową, a on jak dżentelmen uprzejmie podał mi ramię. I choć nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie, to coś podpowiadało mi, że to spotkanie nie było tylko zwykłym zbiegiem okoliczności.
Logan odprowadził mnie pod same drzwi. Stanęliśmy naprzeciwko siebie, a nasze spojrzenia się spotkały.
– Wtedy to tak dziwnie wyszło. – Logan odezwał się pierwszy, nerwowo drapiąc się za uchem. To było naprawdę urocze.
– Tak, trochę dziwnie i niezręcznie. Nie wiedziałam, że masz narzeczoną – skłamałam. – Następnego dnia okazało się, że mam romans ze sławnym bokserem. To było coś! – dodałam, by rozładować atmosferę.
– Naprawdę nie miałaś pojęcia, kim jestem? – zapytał, a ja znowu skłamałam.
– A skąd miałam wiedzieć? Nie interesuję się boksem, więc nie byłam świadoma, że spotkałam taką gwiazdę.
Nie wiem, po co brnęłam w to wszystko. Przecież mogłam mu powiedzieć prawdę. Wydaje mi się, że bałam się odtrącenia. Że gdy powiem, że jestem córką Davida McGregora, to Logan z miejsca mnie znienawidzi. I choć tak naprawdę nie powinno mnie to obchodzić, bo był dla mnie kimś zupełnie obcym, to nie chciałam, by oceniał mnie po tym, kto mnie wychował. Fascynował mnie, a ja już nie próbowałam się nawet oszukiwać, że boks dla mnie nie istniał. Logan był najlepszym z najlepszych. Pretendentem do tytułu. Dzieckiem szczęścia. Chłopcem zabójcą. Był wychowankiem mojego ojca.
– Gwiazdę? – Logan się zaśmiał. – Nie przesadzałbym, ale z ciebie byłaby niezła ring girl, masz charakterek – dodał, a mnie nagle olśniło.
Mogłam milczeć, tłamsić w sobie te emocje albo… Zrobić ojcu na złość. Dowalić mu po całości. Doskonale wiedziałam, jak to zrobić. On nauczył mnie manipulacji, wymuszania czegoś złymi metodami. Gdy byłam mała i czegoś chciałam, wymuszałam wszystko płaczem albo uciekałam z domu. On wtedy miękł, martwił się, szukał mnie, a gdy wracałam, obiecywał,