Ring Girl. K.N. Haner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: K.N. Haner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66338-96-8
Скачать книгу
nie pojawiałam, bo afera ze zdjęciami z gali nieźle się rozbujała. Na szczęście żaden marny dziennikarz nie dotarł do informacji, kim byłam, a tym samym zostałam przypadkową laską na jedną noc. Nie obchodziło mnie to jakoś specjalnie, ale po pewnym czasie zaczęły mnie drażnić telefony od znajomych z pytaniem, czy naprawdę zaliczyłam „Dantego” Johnsona. Co ich to tak naprawdę obchodziło? Zaczęłam sobie uświadamiać, jak bardzo byłam samotna. Nie miałam nikogo, komu mogłam się zwierzyć, wyżalić, bo choć nie było to w moim stylu, to jak każda kobieta po prostu czasami tego potrzebowałam.

      Był środowy wieczór, a ja właśnie wróciłam z basenu. Wrzuciłam śmierdzące chlorem ubrania do pralki i chciałam wrócić do mieszkania, które od pralni dzieliło kilka pięter. Od rana znowu rozmyślałam o Loganie, a w dodatku ojciec cały czas nalegał, bym przyjechała do niego na Wigilię. Niby nie miałam problemów, a czułam się, jakbym miała wielkiego doła albo dziwną przedświąteczną depresję. Wkurzały mnie melodie z dzwoneczkami w sklepach, mikołaje, renifery i wszechogarniający kicz. Boże Narodzenie nie było dla mnie czymś szczególnym, choć jako dziecko oczywiście zawsze czekałam na Świętego Mikołaja, zostawiałam mu talerz ciasteczek i mleko, by rano znaleźć pod choinką masę prezentów. Teraz jednak nie byłam już małą dziewczynką, tylko kobietą, której ewidentnie buzowały hormony. W dodatku chyba zbliżał mi się okres, a wtedy trudno mi było wytrzymać samej ze sobą. Wchodząc na górę, na klatce schodowej spotkałam sąsiadów, którzy właśnie wyjeżdżali na święta do Kanady. Zdarzało mi się pożyczać od nich podstawowe produkty, jak jajka czy cukier, bo nie byłam najlepszą gospodynią domową. Żywiłam się pizzą, chińszczyzną, a jak już chciałam coś ugotować, to było to najczęściej coś prostego i niewymagającego kilkugodzinnych zakupów, a i tak zawsze mi czegoś zabrakło. Przyjęłam drobny prezent w postaci czekoladowego mikołaja oraz jakiejś pierdoły na choinkę i zrobiło mi strasznie głupio, że ja nic dla nich nie miałam. Weszłam do mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami.

      – Cholerne święta… – westchnęłam sama do siebie. Spojrzałam na choinkowe lampki, które zawiesiłam na karniszu w salonie, i nagle… Zachciało mi się wyć. Wiedziałam, że ten wieczór spędzę na kanapie, oglądając świąteczną komedię romantyczną, która zdołuje mnie jeszcze bardziej, a na koniec z desperacji zjem przed samym snem wielką tabliczkę czekolady. W tym momencie było mi tak cholernie źle, że nawet myśl o tym, że nie miałam głupiego kota czy psa, wywoływała we mnie jeszcze większą falę rozpaczy. Ignorowałam telefon, który znowu zaczął dzwonić, a po godzinie zasnęłam pod kocem i jedyne, czego chciałam, to obudzić się już w nowym roku, by móc wyznaczyć sobie nowe cele, zacząć inny etap i łudzić się, że może kiedyś będę szczęśliwa, tak jak to sobie wymarzyłam.

      Przerwa świąteczno-noworoczna na uczelni zaczęła się nieco wcześniej, bo w całym kampusie była awaria ogrzewania i rektor odwołał wszystkie zajęcia. Za kilka dni miała być Wigilia, a ja nadal nie podjęłam decyzji, czy lecieć do ojca na święta. Walizkę miałam prawie spakowaną, bilet zabukowany, ale brakowało mi odwagi, by zebrać się w sobie i jechać na lotnisko. Z jednej strony czułam się samotna, a z drugiej – ojciec nie był najlepszym kompanem do dzielenia z nim wolnego czasu. Doskonale wiedziałam, że zaraz byśmy się o coś pokłócili, a to byłby pretekst dla niego, by sięgnąć po alkohol, którego w naszym domu nigdy nie brakowało. Właśnie skończyłam rozmawiać z ojcem przez telefon i już prawie przekonał mnie, że tym razem święta będą wyglądać inaczej, bo ostatnio pił mniej albo w ogóle, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam przekonana, że to kurier z prezentem, który sama sobie sprawiłam, więc poszłam otworzyć.

      – Carter… – westchnęłam, bo nie jego się spodziewałam. A tak naprawdę mogłam się domyślić, że w końcu mnie odwiedzi, bo będzie chciał pogadać i wyjaśnić, co się stało tamtego wieczoru.

      – Telefon ci się zepsuł, że nie oddzwaniasz, nie odpisujesz?

      – Mózg mi się zepsuł. – Wywróciłam oczami i wpuściłam Cartera do środka. Dopiero wtedy zauważyłam, że w ręku trzymał małą ozdobną torebkę, a w środku zapewne był prezent… Dla mnie.

      – Mózg? – Carter się zaśmiał i podszedł, a następnie delikatnie popukał mnie w czoło. – Wydaje mi się, że wszystko z nim w porządku. – Spojrzał na mnie i ucałował miejsce, które chwilę wcześniej popukał palcem.

      – Jeśli chcesz mi złożyć życzenia, to od razu uprzedzam, że ja nic dla ciebie nie mam. Nie lubię świąt, a od kilku dni…

      – Od kilku dni mnie unikasz. Co się dzieje, Eden? – Carter ujął moją twarz w dłonie, a ja wzruszyłam ramionami.

      – Nie wiem, czy jechać na święta do domu – wymyśliłam na poczekaniu, choć to była po części prawda. To też mnie dręczyło, bo nadal nie wiedziałam, co zrobić.

      – A dlaczego miałabyś tam nie jechać? – zapytał z niepewnością w głosie.

      – Bo mam dziwne relacje z ojcem, a potrzebuję spokoju – odpowiedziałam szczerze. Miałam nadzieję, że ta rozmowa zaraz dobiegnie końca, bo nie miałam zamiaru zwierzać się Carterowi z moich problemów.

      – Okej, więc może jedź na święta ze mną? – zaproponował nagle.

      Musiałam mieć naprawdę niezłą minę, bo roześmiał się znowu i posłał mi ciepłe i pełne wyrozumiałości spojrzenie.

      – Nie chcę robić kłopotu, ale dziękuję za…

      – I wolisz spędzić święta sama? – zapytał, gdy przeszliśmy do kuchni. Spojrzał na stertę brudnych naczyń w zlewie, pudło po pizzy i opróżnioną do połowy wielką butlę pepsi.

      – Sama nie wiem, co wolę, Carter. Mam gorsze dni.

      – Masz moralniaka po tej nocy z „Dantem”? – wypalił nagle, a ja się skrzywiłam, ale nie dlatego, że zapytał. Po prostu nadal miałam tego dziwnego moralniaka.

      – Nie, nie mam moralniaka – skłamałam, bo nie miałam zamiaru się tłumaczyć.

      – Niezła afera z tego wyszła. Nie jest ci głupio, że on ma narzeczoną? – Carter drążył dalej, ale nie czułam, by mówił to z pogardą. Nie oceniał mnie i za to go lubiłam.

      – Daj spokój. – Wywróciłam oczami i chciałam przejść do salonu, a wtedy Carter złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.

      – Jeśli nie masz dla mnie świątecznego prezentu, to sam go sobie sprawię – wyszeptał i odłożył swój prezent na blat stołu, a następnie musnął ustami płatek mojego ucha.

      Zaśmiałam się, bo od razu wiedziałam, po co do mnie przyjechał.

      – Serio, chcesz tego rodzaju znajomości? Przyjaciele do łóżka, a potem któreś z nas się zakocha i wszystko trafi szlag – powiedziałam i przytknęłam mu palec do ust, bo już chciał mnie pocałować.

      – A co jest złego w miłości? – Powaga w jego głosie zapaliła czerwoną lampkę w mojej głowie.

      – Wszystko. Miłość jest zła i odbiera ludziom rozum – wyjaśniłam, a Carter uśmiechnął się szeroko.

      Zsunął dłonie na moją szyję i wymusił, bym spojrzała mu w oczy.

      – Więc może dajmy sobie czas, a jeśli poczujesz, że to wszystko posuwa się za daleko, to po prostu to zakończymy? – Kolejna propozycja z jego strony znowu mnie zaskoczyła.

      – Jeśli poczuję, że się zakochuję, to wtedy mam dać sobie spokój? – Skrzywiłam się nieco, ale Carter nie odpowiedział. Pocałował mnie gwałtownie, namiętnie i przyciągnął