Walter zirytował się.
– Panno Evans, proszę nie pytać mnie co chwilę, czy rozumiem. Zostałem oddelegowany do pani dyspozycji właśnie dlatego, że znam pani język i jeszcze kilka innych, na przykład francuski. Natomiast mam wrażenie, że pani nie rozumie. Judenrat czy – jak pani woli – Żydowska Rada Starszych nie wyraziła zgody na kręcenie filmu poza wyznaczonym obszarem. Ale zapewniam, panno Evans, wszędzie wygląda to tak jak tutaj. Mamy sklepy, zakłady usługowe, jest porządek, a Żydzi są bezpieczni i szczęśliwi.
– Panie Lossow, Międzynarodowy Czerwony Krzyż wyraża jednak zaniepokojenie izolacją Żydów w Polsce. Zapewne nie bez powodu. Trzecia Rzesza deportowała tysiące Żydów ze swojego kraju, więc to zrozumiałe, iż chcemy mieć pewność, że ci ludzie mają godziwe warunki bytowe. – Holly była uparta.
Obraz, który zobaczyła za jedną z bram, wydawał jej się zbyt sielankowy. Sztuczny twór. Tak jakby ktoś to wszystko przygotował, aby dobrze wyglądało na filmie. Wiedziała nie od dziś, że Niemcy są zajadłymi antysemitami, a tymczasem ujrzała takie widoki, jak żołnierz częstujący żydowskie maluchy cukierkami, uśmiechy przyklejone do ludzkich twarzy, gdy ich oczy wyrażały ledwo uchwytny strach czy sklepy pełne wiktuałów, a obok młody chłopak ukradkiem napychający usta suchym chlebem. Nie mogła jednak nic zrobić. Von Lossow był nieugięty, a pilnujący wejścia do pozostałych części tego dziwacznego miasteczka żołnierze – uzbrojeni po zęby.
Operator pchał wózek z kamerą, a Holly Evans zaglądała niemal w każdy kąt, żeby przyłapać Niemców i Waltera von Lossowa na kłamstwie. Wszystko jednak na pozór wydawało się idealne. Nawet mieszkania nie były przepełnione, chociaż na logikę powinno być w nich tłoczno. W końcu po Nowym Jorku mieszkało tutaj najwięcej Żydów, a oddany im do życia spłachetek Warszawy nie mógł zagwarantować wystarczającej przestrzeni.
Przez cały dzień kręcono film, ustawiano kamery, zaglądano do sklepów, kawiarni i domów, a Walter odmierzał minuty do zakończenia tego przedsięwzięcia. Nie żeby obawiał się dociekliwej Holly Evans, ale dlatego, że przemarzł na kość i nie pomagała nawet wypijana w dużych ilościach herbata z koniakiem. Gdy więc Holly dała znak ekipie, że nastąpił koniec zdjęć, von Lossow przyjął to z niekłamaną ulgą. Tym bardziej iż po tym czekała go jedynie kolacja w towarzystwie tej intrygującej dziewczyny.
Zabrał ją do Adrii, bo znana była z dobrego jedzenia i można tam było posłuchać muzyki i występów kabaretowych. Lubił to miejsce, bo jeszcze przed wojną często odwiedzał je wraz ze swoimi ulubionymi kompanami od kieliszka i dziwek, Chełmickim i Łyszkinem. Bez nich ten lokal nie wydawał mu się tak atrakcyjny, ale miał nadzieję, że towarzystwo Holly Evans zmieni jego nastawienie.
Ta jednak rozprawiała jedynie o polityce. Jej rumieńce nie były efektem podniecenia, na co skrycie liczył, ale całodziennego przebywania na mrozie, co nie dodawało jej ani wdzięku, ani urody. Walter jednak nie mógł oderwać od niej oczu i przestać jej słuchać. Wydawała mu się kobietą z innego świata. Wychowana w bogatym nowojorskim domu, porzuciła ciepłe i luksusowe gniazdo, by dołączyć do szeregów Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie. W przeciwieństwie do władz tej organizacji, była nieufna w stosunku do Hitlera i jego bezpardonowego zawłaszczania Europy. Uważała, że zdobędzie materiały, które sprawią, że najbogatsze państwa, w tym jej ojczyzna, zewrą szeregi i rozprawią się z III Rzeszą. Najbardziej niepokoił ją stosunek nazistów do Żydów i obojętność ich współbraci za oceanem. Wierzyła jednak, że jeśli zgromadzi dowody złego traktowania ich w krajach okupowanych, ktoś w końcu zareaguje.
„Naiwna idealistka” – z przekąsem myślał von Lossow, jednak imponowało mu to. Dziewczyny, które dotychczas spotykał, były inne niż Holly. Zajęte pielęgnowaniem swoich twarzy, eksponowaniem seksapilu, istniały tylko dlatego, że po świecie chodzili mężczyźni. Tymczasem panny Evans zdawał się w ogóle nie obchodzić świat damsko-męskich igraszek, ale idea zbawiania świata i chęć niesienia pomocy każdemu, kogo uważała za pokrzywdzonego.
– Panie von Lossow, pan nie traktuje mnie poważnie – burknęła, odgarniając kosmyk włosów z twarzy.
– Ależ to, co pani mówi, jest bardzo frapujące.
– Jednak pan woli wojnę. Jest pan jak każdy samiec. Trzeba wojować, zdobywać i triumfować, nawet kosztem słabszych. Ale już nie jesteście tacy dzielni, jeśli chodzi o Związek Radziecki – wytknęła mu.
– O jakże się pani myli, panno Evans. Mnie wojna wcale, ale to wcale nie pociąga. Lubię zabawę, dobre jedzenie, piękne kobiety i mocne trunki. Nie lubię wypełniać rozkazów, wstawać o świcie i spędzać zimowych, nieprzyjemnych dni na ulicy, bo jakiemuś dziewczątku zachciało się nakręcić film. – Uśmiechnął się z pobłażliwością.
– Trzeba w życiu w coś wierzyć… – mruknęła. – Mieć jakieś ideały, cele, a nie tylko napychać żołądek i dawać upust swojej chuci, panie von Lossow – odcięła się.
– To niech mnie pani do nich przekona, do tych wyższych celów. – Roześmiał się.
– Niech mi pan pokaże prawdziwe getto – spoważniała. – Niech pan zrobi w życiu coś dobrego, nawet podejmując ryzyko.
– Nie mogę, panno Evans, mimo całej sympatii dla pani, ale zapewniam, że nigdy nie zapomnę o pani… – powiedział równie poważnie.
– Panie von Lossow, naprawdę pan mnie obraża… – burknęła, niezadowolona.
– Nie wierzy mi pani? Ale ja mówię zupełnie poważnie. Jest pani bardzo… nietuzinkową kobietą. Chętnie poznałbym panią bliżej. Jak długo zabawi pani w Warszawie?
– Próbuje pan ze mną flirtować? – zapytała nieco już rozzłoszczona Holly.
– Odrobinę.
– To rozczaruję pana. Jutro po południu wyjeżdżam.
– Będę mógł odprowadzić panią na pociąg?
– Jeśli pan chce – ściszyła głos.
Ten wieczór bardzo różnił się od tych, które Walter spędzał w towarzystwie kobiet. Rozmawiali z Holly na różne tematy, a właściwie zażarcie dyskutowali, ponieważ mieli całkowicie odrębne poglądy na wiele spraw. Von Lossow był cyniczny i inteligentny. Holly wrażliwa i błyskotliwa. Walter chwilami nawet zapominał, że rozmawia z kobietą, ponieważ nie dawała się zbyć komplementami i w końcu przestał je prawić. Było wiele sprzeczności w Holly Evans. Była silna, ale wrażliwa. Odważna, lecz subtelna. Uparta, lecz potrafiła jasno sprecyzować swoje stanowisko. Tak, to był przedziwny wieczór i von Lossow wcale nie skłamał, mówiąc, że nigdy nie zapomni o Holly.
Następnego popołudnia czekał na nią w hotelowym foyer. Wydała dyspozycje swojej ekipie, po czym wzięła Waltera pod rękę i ruszyła z nim w stronę Dworca Głównego, ubrana w tę swoją dziwaczną czapkę z króliczego futra. Mimo niesprzyjającej aury i ponurych widoków wokół powiało romantyzmem. Walter był przekonany, że gdyby Holly Evans została na dłużej, w końcu przełamałby jej opór.
Gdy w oddali ujrzeli budynek dworca, von Lossow nieco zwolnił, jakby chciał zatrzymać chwilę, atmosferę czegoś nieuchwytnego, co musiało umrzeć, zanim się urodziło. Pogrążony w zadumie, nie zwrócił uwagi na kilku esesmanów trzymających na muszce jakichś mężczyzn. Ot, zwykły widok na ulicach okupowanej Warszawy. Holly zatrzymała się i z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się scenie. Jeden z esesmanów, nieco podchmielony, krzyknął na wiekowego mężczyznę w ciemnym