Jako wokalistka i tancerka Milena musiała się dużo nauczyć. Na początku śpiewała w chórkach, jednak kiedy Luna ostatecznie przekonała się do jej możliwości wokalnych, Milena zaczęła występować solo dla przybyłych do klubu gości. Świetnie wypadała zwłaszcza w klasycznym niemieckim repertuarze. Miała dobry akcent i nienaganną prezencję. Szczególnie polubiła piosenki Marleny Dietrich. Poza tym pensja otrzymywana w klubie wydatnie pomagała w domu: już nie musieli się martwić, czy starczy na ziemniaki, chleb i margarynę, o ile w ogóle można było je dostać na rynku. Kiedy przyniosła pierwsze pieniądze, ojciec popłakał się z wrażenia. On miał utrzymywać obie kobiety swego życia, a tymczasem to córka nie wahała się ani chwili, żeby poświęcić reputację i utrzymywać rodziców.
Na widok pieniędzy, prawdziwych i namacalnych, mających realną siłę nabywczą, Zingerowa nie powiedziała nic. Rzuciła tylko, że i tak wszystko będzie spoczywało na jej barkach. Matka nienawidziła codziennych zakupów i dbania o dom. Miała nadzieję, że córka ją w tym wyręczy. Ale Milena musiała śpiewać, żeby Zingerowie mieli na chleb. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że matka nieoczekiwanie postanowiła przyjąć ofiarę z jej reputacji, ale uczyniła tak z egoizmu. Nie wybaczyła tego matce, ale nie dała poznać po sobie, jak bardzo ją to zabolało.
W klubie Milena szybko zdobywała sobie sympatię koleżanek: Słowaczek, Węgierek i Żydówek. Była bowiem bardzo życzliwa i nigdy nie odmawiała przysługi, nawet gdy sama chciała zaśpiewać piosenkę, na którą miała też ochotę jej koleżanka. Luna natomiast bardzo doceniała grę zespołową. Klub na tym zyskiwał.
Milena w pracy zaczęła dostrzegać, że do tej pory zupełnie ignorowała świadomość własnego ciała, jego bogactwa oraz możliwości dzielenia się radością dotyku z innymi i dzięki temu wyrażania czegoś niecodziennego. Kiedy przebierała się do występu lub gdy jakaś pracująca dla Luny dziewczyna w przelocie otarła się o nią albo gdy po prostu sama pomagała koleżance włożyć gorset, odkrywała, że dotyk może naprawdę sprawić przyjemność.
Gdy śpiewała, skupiała całą uwagę na piosence, ale po występie, kiedy schodziła ze sceny, słysząc oklaski, zauważyła, że kilku mężczyzn klaskało głośniej, wymawiając jej imię i najzwyczajniej ją adorując. Jeden z nich odważył się przysłać jej nawet bukiet. To bardzo mile połechtało kobiecą próżność Mileny.
– Moja droga – powiedziała Luna – to kobieta powinna sama decydować, któremu mężczyźnie i kiedy ma się oddać. Najlepiej, żeby był to wyraz prawdziwych uczuć, ale ponieważ prawdziwe uczucia z reguły stają się bardzo prozaicznymi złudzeniami, kobiecie nie pozostaje nic innego, jak tylko przejąć władzę. To ona powinna decydować kiedy, gdzie i z kim. Nie wierz mężczyznom, moja mała. Oszukają cię zawsze, kiedy stracisz dla nich głowę i naprawdę się zakochasz.
Ten otwarty ton sufrażystki zbuntowanej przeciw władzy mężczyzn bardzo podobał się Milenie, zresztą innym dziewczynom też. Dzięki naukom Luny starsze koleżanki mogły znaleźć dobrych i wiernych kochanków na te trudne wojenne czasy. Jednak Milena zdawała sobie sprawę, że poglądy szefowej na naturę relacji damsko-męskich zupełnie nie mieszczą się w tradycji żydowskiej, która była bardzo konserwatywna i przypisywała kobiecie jasną rolę. Milena miała przed oczami własną matkę: bezwzględną egoistkę. Nie chciała być taka. W głębi serca chciała być taka jak Luna, to znaczy inteligentna, kobieca do granic, a jednocześnie silna, łagodnie władcza i zupełnie wolna.
Franz coraz częściej dochodził do przekonania, że wybór narodowego socjalizmu, jako nadrzędnej idei porządkującej jego świat, był świadomy i wolny. Taki wybór oznaczał jednak konieczność wewnętrznego podporządkowania się i wewnętrznego przeistoczenia. Okazją do zademonstrowania swej przemiany była sprawa ewakuacji.
Komórka Hitlerjugend z Drasenhofen otrzymała rozkaz asystowania przy ewakuacji kilku żydowskich rodzin mieszkających dotychczas w sąsiedztwie. Żydzi mieli wyjechać do Wiednia, a potem opuścić Austrię na zawsze w ramach programu emigracyjnego. Faktycznie wielu Żydów wyjechało, zapłaciwszy słono za bilet bez prawa powrotu.
Franz raz już uniknął asystowania przy antyżydowskich ekscesach. W listopadzie tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku przez całe Niemcy przetaczała się fala antyżydowskiej histerii; jej symbolem stała się noc kryształowa, podczas której wybito szyby we wszystkich żydowskich sklepach i spalono większość synagog w Niemczech. Franz nie pojechał wówczas do Wiednia, by demolować żydowskie witryny, z bardzo prozaicznego powodu: po zjedzeniu konserwy dostał ogromnych boleści i musiał zostać w domu. Oczywiście w organizacji zaczęły krążyć plotki, że Franz nie chciał w tym uczestniczyć z powodu własnego tchórzostwa. Bastian doniósł mu o wszystkim. Franz wiedział, że przy następnej antysemickiej burdzie nie będzie mógł sobie pozwolić na nieobecność.
W pogadankach dla członków organizacji Bastian oraz nauczyciel gimnastyki i pierwszy nazista w miasteczku Herr Schneider kładli nacisk na zewnętrzną i wewnętrzną czystość, którą powinien się charakteryzować każdy Niemiec. Schludność munduru stawała się powoli obsesją Franza. Niemiecki chłopak musiał dbać tak samo o czystość otoczenia, jak i o własną. Franz bardzo się tym przejął, odpowiadało to bowiem jego wewnętrznemu usposobieniu. Zawsze czuł się doskonale w czystym, lśniącym mundurze Hitlerjugend. Zastanawiał się, czy Żydzi są czyści w tym samym stopniu co Niemcy. Słyszał o tym różne rzeczy. Podczas ewakuacji Franz został uświadomiony przez Bastiana, że żydowscy sąsiedzi muszą na własnej skórze odczuć nowy porządek.
Żydzi dostali godzinę na spakowanie się. Byli tak zdenerwowani, że wielu z nich pozostawiało w domach rodzinne pamiątki, rzeczy najcenniejsze. Chłopak, obserwując zdarzenie, starał się zachować niczym niezmącony spokój i był pewny, że zupełnie nie da się sprowokować.
Wśród deportowanych znajdowała się sąsiadka Weimertów z podwórka, Reni Rosenblum. Kiedy policjanci poganiali jej rodziców, ona stała i patrzyła na Franza, na chłopaka, którego przecież tak lubiła i którego znała od dziecka. Dziwiła się bardzo jego obojętności. Zauważyła także, że się peszył, kiedy tak na niego spoglądała. A on nie mógł zrozumieć, dlaczego ta Żydówka (już nie Reńcia, jak ją pieszczotliwie nazywał na podwórku) patrzyła na niego, tak jakby miała pretensje o to, co ją spotyka. Franz uważał wówczas, że Żydzi sami są sobie winni i ponoszą słuszną karę za swoje zdradliwe knowania przeciwko Niemcom. Jednak gdyby ktoś go zapytał, co złego uczyniła mu ta dziewczyna, nie umiałby odpowiedzieć. Rasizm czyni ludzi ślepymi.
Rozdział 7
BOGOBÓJCY
Słowacja, 1939
W końcu Milena zdobyła zaufanie Luny. Pracodawczyni była przede wszystkim mentorką, ale z każdym dniem stawała się kimś więcej – powierniczką, przyjaciółką, szamanką i nauczycielką życia.
Pewnej letniej nocy, kiedy Milena po występie przebierała się w garderobie, którą dzieliła z jeszcze dwiema koleżankami, nieopatrznie pozostawiła uchylone drzwi. Ale tej akurat nocy była sama. Luna przyszła niezauważenie i stanęła w progu. Po raz pierwszy widziała Milenę prawie nagą. Luna patrzyła zachwycona na harmonijne piękno, którego nie spotkała u żadnej kobiety. Zachwyt nad ciałem Mileny był tak wielki, że bez wahania podeszła do dziewczyny i położyła jej dłoń na biodrach.
Dotknięcie to, tak nieoczekiwane, nieomal wytrąciło Milenę z równowagi. Nikt nigdy nie dotykał jej w taki sposób. Cicho jęknęła. Ale Luna nie przestała. Złożyła najdelikatniejszy pocałunek na plecach dziewczyny.
– Jesteś taka piękna – powiedziała.
Wtedy Milena się odwróciła.