Temu kryzysowi poczucia Boga i wynikającego z niego poczucia Bożego synostwa nie może nie towarzyszyć kryzys poczucia grzechu. Grzech, który przestał być obrazą wyrządzaną Bogu, traci miano grzechu. Staje się błędem, pomyłką, nietaktem, ale nie grzechem, któremu zawsze towarzyszy perspektywa odniesienia do Boga.
Jednakże brak odniesienia do Boga skutkuje odczuciem winy. Obciążanie winą prowadzić może do poczucia frustracji, hamuje wolność. Stąd lepiej jest żyć w złudzeniu braku poczucia winy. Jeśli nawet dochodzi do jakiegoś uchybienia, to lepiej winą obciążyć struktury, wpływ środowiska, ale nie człowieka.
Tu widać, że nie do końca udała się duchowa i socjologiczna „inżynieria”. Dlaczego? Poczucia winy nie dało się całkowicie wymazać – pozostaje ono zjawiskiem dręczącym każdego człowieka, który dopuścił się nieprawości.
Temu sposobowi myślenia towarzyszy zjawisko inflacji wartości i norm moralnych. Zakres moralnych zasad uznawanych za trwałe oraz niezmienne kurczy się. Wszystko jest umowne i zależne, kształtowane przez powszechną zgodę (przecież wszyscy tak robią) lub zwyczaj (w takim świecie żyjemy, przyszły nowe czasy). Brak pewnego kryterium, stałego punktu odniesienia (według którego uważamy coś za dobre lub złe) prowadzi do sytuacji, w której być może grzech istnieje, ale nie wiadomo, kto go popełnia (św. Jan Paweł II).
Towarzyszące współczesnej dobie osłabienie poczucia grzechu może być też efektem wychylenia „wahadła” w drugą stronę w stosunku do sytuacji występującej w przeszłości. Od dostrzegania grzechu wszędzie dochodzimy do niedostrzegania go nigdzie. Osłabienie poczucia grzechu może być również pochodną przesadnego akcentowania lęku przed karą wiecznego potępienia w przeszłości. Doprowadziło to do traktowania miłosierdzia jako pobłażliwości dla grzechu i wykluczenia wszelkiej kary za grzechy. Jan Paweł II wskazuje także na zjawisko braku spójności w nauczaniu moralnym teologii, katechezie, a także w przepowiadaniu. Doprowadziło to do powstania zamętu w sumieniach wiernych i obniżenia prawdziwego poczucia grzechu.
Ten zamęt może mieć postać traktowania grzechu jako czegoś wyłącznie indywidualnego. Grzech jest tylko wtedy, gdy szkodzę innym. Jeśli nie wyrządzam szkody drugiemu, nie grzeszę. Owszem, ostrze grzechu wymierzone jest najczęściej przeciw bliźniemu, ale z równą siłą uderza on w samego grzeszącego. Dewastacyjne skutki grzechu dosięgają przede wszystkim osoby, która go popełnia. Każdy grzech w jakiś sposób pomniejsza bowiem człowieka i prowadzi do powolnej samodegradacji osoby.
„Katechizm Kościoła katolickiego” wylicza poszczególne przejawy niszczących skutków grzechu w odniesieniu do osoby, która go popełnia: Grzech powoduje skłonność do grzechu; rodzi wadę wskutek powtarzania tych samych czynów. Wynikają z tego niewłaściwe skłonności, które zaciemniają sumienie i zniekształcają konkretną ocenę dobra i zła. W ten sposób grzech rozwija się i umacnia, ale nie może całkowicie zniszczyć zmysłu moralnego (nr 1865).
Zatrata poczucia grzechu rodzi się z zatraty wrażliwości na zło grzechu niszczące powoli człowieka od wewnątrz. Nie ma grzechów banalnych, są tylko grzechy banalnie przeżywane. Cóż zależy od tego – mawiał św. Augustyn – czy zmiażdży cię ołów (grzech śmiertelny), czy piasek (grzech lekki)? Ołów jest zwartą masą, a piasek – to niezliczone malutkie ziarenka, ale miażdży cię ich liczba! Grzechy mogą być również jak krople. Nie widzisz, jak malutkie kropelki mogą zlać się w rzeki i zalewać wsie? Małe krople, ale jakże liczne!
Przychodzi na myśl zasada podana przez Chrystusa w Ewangelii: Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie (Łk 16, 10).
Święty Augustyn kontynuuje swoją myśl: Grzechy lekkie pojedynczo nie mają mocy zadać śmiertelnej rany, jak grzech zabójstwa, cudzołóstwo i inne podobne ciężkie przewiny. Jednak wszystkie naraz wzięte są czymś w rodzaju świerzbu. Można umrzeć nawet od lekkich chorób, jeśli przypadną wszystkie naraz.
Nie ma zatem grzechu, który byłby tylko i wyłącznie osobisty. Nawet najbardziej ukryty, najbardziej wewnętrzny grzech myśli czy pożądania czyni gorszym nie tylko samego człowieka. Jego niszczące skutki docierają niejako na zewnątrz i dotykają całej wspólnoty ludzkiej. Pisał o tym św. papież Jan Paweł II: Ze względu na ludzką solidarność, również tajemniczą i niepojętą, co rzeczywistą i konkretną, grzech każdego człowieka w jakiś sposób dotyka innych. Tak jak każda dusza, która się podnosi, dźwiga świat. Dusza, która upada przez grzech, pociąga za sobą Kościół i w pewien sposób cały świat. Innymi słowy, nie ma grzechu, nawet najbardziej wewnętrznego i tajemnego, […] który odnosiłby się wyłącznie do tego, kto go popełnia. Każdy grzech rzutuje z mniejszą lub większą gwałtownością, z mniejszą lub większą szkodą na całą strukturę kościelną i na całą ludzką rodzinę.
Potwierdzenie powagi grzechu i jego zgubnych konsekwencji znajdujemy w Piśmie Świętym. Jezus z całą surowością przestrzegał przed grzechem oraz jego skutkami. Konsekwencje grzechu są tak poważne, że dla uniknięcia samej okazji do jego popełnienia trzeba całego radykalizmu wyrażonego w ewangelicznych obrazach wyłupienia oka i odcięcia ręki (por. Mt 18, 8-9). Gra toczy się o zbawienie, dlatego lepiej wejść do nieba „z wyłupionym okiem” i „odciętą ręką”, jeśli te miałyby być okazją do grzechu sprowadzającego z drogi zbawienia.
Do udziału w swoim zwycięstwie nad śmiercią i złem poprzez władzę odpuszczania grzechów Jezus dopuszcza apostołów. On nie zostawia nas bezbronnych wobec niszczącej mocy grzechu: To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża (Kol 2, 14). Ponadto powierzył Kościołowi owoce dzieła Odkupienia, którego dokonał na krzyżu. Możemy z nich korzystać, uznając swój grzech i otrzymując przebaczenie w sakramencie pokuty.
Ks. dr Jarosław Wojtkun, adiunkt w Katedrze Teologii Moralnej i Ekumenicznej KUL, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu
Człowiek w spotkaniu z grzechem
Opis upadku człowieka w grzech (por. Rdz 3) używa języka obrazowego. Mimo to stwierdza wydarzenie pierwotne, fakt, który miał miejsce na początku historii człowieka. Objawienie daje nam pewność wiary, że cała historia ludzka jest naznaczona pierworodną winą, w sposób wolny zaciągniętą przez pierwszych rodziców.
Pęknięcie ludzkich pragnień, marzeń, ludzkiej duszy dokonało się w raju, miejscu zażyłej przyjaźni z Bogiem. Wspaniałe drzewo, miłe z wyglądu i owoc smaczny rodzące (Rdz 2, 9), a nade wszystko przyjaźń z Bogiem były bogactwem w ogrodzie Eden. Człowiek według zamysłu Bożego stworzony był dla dobra. Nigdy nie miał poznać smaku zła. Bóg, choć uczynił go wolnym, przestrzegał człowieka: Z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz (Rdz 2, 17). Nie wolno mu było poznać smaku zła, który obcy jest Bogu i sprzeciwia się jego zamiarom.
Jednak szatan przybrał postać węża (dla Kananejczyków, na których ziemiach mieszkali Izraelici, było to „zwierzę boskie” – dla Izraelitów natomiast jawiło się jako „pogańskie”, był to bowiem bożek, a nie Bóg prawdziwy). On to podsunął pierwszym rodzicom myśl: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,4-5). Była