– To wpiszcie ją na listę pod moją propozycją – decyduję. Sama tego chciała. Teraz zagra z nami w naszą grę.
– Nie wierzę, że się na to godzisz – mówi Cooper. – Myślałem, że już nie zmienisz zdania.
– Jej dzisiejsze zachowanie pomogło mi podjąć taką a nie inną decyzję.
Kiwa głową na znak, że rozumie.
– To kiedy rozpoczynamy grę? – pyta Milan.
– Dziś wieczorem w moim pokoju – zarządzam. –Karty mam już przygotowane. Artem ma przynieść listę dziewczyn. Dzisiejszej nocy rozpoczynamy naszą grę.
Oczywiście nie wszyscy biorą w niej udział, bo ilość miejsc jest ograniczona. Nie każdy z chłopaków może z nami zagrać. Jest osiem miejsc i wszystkie są już zajęte.
Wracamy na naszą imprezę lodowiskową. Resztę wieczoru spędzam dość przyjemnie dzięki zaliczeniu kilku lasek w toalecie i szatni. Musiałem ulżyć sobie po podjętej decyzji co do Lexi. Czuję, że kiepsko się to skończy dla mnie, ale nie mogę już odkręcić tego, co powiedziałem w chwili gniewu.
*
Czekam na chłopaków u siebie. Pierwsi pojawiają się Artem i Nico.
– Upewnię się po raz ostatni. Ciemnowłosa weszła do gry, tak? – pyta, zacierając ręce, Nico.
– Tak, nie zmienię raz podjętej decyzji – potwierdzam.
– Mam nadzieję, że ją wygram – mówi Nico.
– Pamiętasz, że jedna twoja karta jest moja? – przypomina mu Artem.
– Pamiętam – krzywi się Nico.
Po chwili pojawia się reszta chłopaków. Zasiadamy na narożniku wokół stolika nocnego. Artem kładzie specjalnie przygotowaną listę z ośmioma numerami dla nowych dziewczyn, Nico dokłada do tego zasady gry, a ja na koniec rzucam sześćdziesiąt cztery karty z numerami. W talii znajdują się numery od jednego do ośmiu, dokładnie tyle, ilu jest graczy. Gramy nimi w ośmiu, dopóki każdy z nas nie będzie miał w swoim ręku ośmiu kart z tą samą cyfrą. Jedna osoba spoza gry pilnuje nas, w tym przypadku jest to Greg. Wybieramy sami po jednej dziewczynie, która będzie brać udział w naszej grze. Greg wpisuje ich imiona w przypadkowej kolejności, pytając o nie każdego z nas. Rozpoczynamy naszą grę, która może potrwać dość długo. Jedna rubryka pozostaje wolna do czasu zakończenia gry i dopasowania nas z każdą z nich w parę.
Rozpoczynam grę, rozdając karty. Gramy z rozwagą, nie oszukując się wzajemnie. Uczciwość to podstawa.
– Nico, karta dla mnie z numerem siedem. – Artem wyciąga rękę w jego stronę.
– Masz. – Nico podaje mu ją, wzdychając.
Jednak zauważam, jaką kartę w zamian daje mu Artem, co mnie zaskakuje. Choć nie powinno mnie to wcale dziwić. Jak domyślacie się, jest nią karta z numerem Lexi, czyli pięć.
– Dzięki, bracie, zawsze można na tobie polegać. – Nico śmieje się zadowolony.
– Łamiemy zasady? – pyta zadziornie Cooper.
– Zakład, a Nico mi obiecał.
Wszyscy o tym wiedzą i nikt się nie sprzeciwia.
Gramy już dobre dwie godziny, na polu bitwy zostałem ja, Cooper, Noah i Milan. Reszta już skończyła, zdobywając swoje numery. Została mi do zdobycia jeszcze jedna karta z numerem jeden, którą właśnie podaje mi Noah. Rzucam wszystkie osiem kart, pokazując mój numer. Chłopacy grają jeszcze z pół godziny, a po tym mamy już ustaloną listę.
– Czas rozpocząć grę – mówi Nico, wyciągając z kieszeni telefon.
– Masz już jej numer? – pyta zaskoczony Cooper.
Wiem, że sam miał ochotę na Lexi.
– Planowałem już wcześniej trochę się z nią zabawić – oznajmia Nico.
– Nie zapominajcie o grze – przypominam im.
Obserwuję, jak Nico z uśmiechem wystukuje coś na swoim telefonie. Nie mija chwila, gdy jego telefon odzywa się. Czyta z zainteresowaniem, po czym jego twarz blednie. Ciekawość wygrywa i podchodzę do niego.
– Co, rybka się wymyka? – pytam, trącając go ramieniem.
– Ta rybka będzie trudna do zdobycia – stwierdza. – Wiesz, co mi napisała?
– Niech zgadnę, żebyś spadał? – żartuję.
– Niedużo się pomyliłeś. – Zaskakuje mnie. – Pisze, że mam się wypchać tymi swoimi durnymi sztuczkami podrywu.
– I co z nią zrobisz? – podpytuję.
– Te najbardziej oporne są najlepszą nagrodą. – Podnosi jedną brew, widzę, jak trybiki przeskakują w jego głowie. – Lubię wyzwania, w końcu właśnie z nich jestem znany.
– Powodzenia! – Macham ręką, odchodząc. Czas na rozpoznanie mojego terenu do gry.
*
Dowiedziałem się, gdzie mogę spotkać tę całą Mię i podążam jej tropem. Na ławce siedzi nieźle wyglądająca dziewczyna i z zainteresowaniem czyta jakąś książkę. Z tego, co zdążyłem się zorientować, uwielbia romansidła. Typowa, łatwa do zdobycia laska. Wystarczy kilka słodkich słówek, a już masz ją pod sobą. Już przez ten jej styl siedzenia nie wydaje mi się, żeby należała do cnotliwych. Dziewice zazwyczaj są skrępowane każdym ruchem. Podchodzę do niej, ale nie za cicho, aby jej nie wystraszyć.
– Hej. Jestem Knox.
Podnosi senny wzrok. Skanuje mnie od góry do dołu, po czym lekko się rumieni.
– Wiem, kim jesteś.
Mogłem się tego spodziewać.
– No cóż, moja sława wyprzedza mnie o krok – żartuję, siadając obok niej.
Nie odsuwa się ode mnie, co mnie nie zaskakuje. Jednak nie pomyliłem się w jej ocenie.
– Słynny Knox Black, każdy w tym mieście cię zna. – Ma laska gadane.
– Co tam czytasz? – Wskazuję na książkę w jej ręce.
– A od kiedy interesują cię książki? – Podnosi jedną brew wyzywająco.
– No co, gustuję w romansach. – Teraz ja odpowiadam uniesieniem brwi, a ona zaczyna chichotać. – Nie wyśmiewaj mnie, ranisz tym moje uczucia.
– Niezły czaruś z ciebie. – Wstaje, przeciągając się.
Mój wzrok pada na jej płaski, odsłonięty brzuch. Może jednak nie będzie to takie złe, jak sądziłem.
– Tak w ogóle to jestem Mia Williams.
– Miło cię poznać, Mio. – Robię z siebie całkowitego durnia, kłaniając się jej w żartach.
– Po co, czarusiu, tu przyszedłeś? – pyta.
Nie jest mi dane odpowiedzieć na to pytanie, bo ktoś mnie uprzedza.
– Pewnie chce zaliczyć kolejną naiwną.
Co ona tu robi? Patrzę na zniesmaczoną minę Lexi.
– Ach tak? – Mia przygląda mi się zaciekawiona.
– Nie daj się nabrać – ostrzega ją Lexi. Ona tak serio sobie