– Ja ciebie też, skarbie. – Przycisnął mnie do swoich bioder i doszedł intensywnie, aż poczułam to cudowne ciepło w środku. Zapomniałam o tym, że są przy nas chłopaki, bo w takich chwilach zawsze byliśmy tylko ja i Sed. Ten intymny moment zawsze będzie należał tylko do nas, niezależnie od tego, kto i kiedy nas jeszcze przyłapie podczas seksu.
– Samoluby jedne. Chodź, Trey! – odezwał się oburzony Simon i zarzucił na nas kołdrę, po czym prawie zagonił Treya do sypialni dla gości.
– On jest wiecznie napalony. To chyba jakaś choroba – stwierdziłam, opierając się dłońmi o pierś Seda, i uśmiechnęłam się, widząc jego zrelaksowaną minę po orgazmie.
– Tak. Choroba o nazwie „ciągle swędzi mnie kutas i muszę go gdzieś wsadzić” – odpowiedział mój cudowny mąż i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
– No tak. Trey mu nie pozwala, to szuka gdzie indziej – stwierdziłam.
– Niech szuka. My to zrobimy, jak będziesz gotowa, i nic na siłę, mała. – Pocałował mnie w czubek nosa i usiadł, wychodząc ze mnie delikatnie. – Idziemy pod prysznic?
– Jasne! – Wyciągnęłam dłoń, by pomógł mi wstać. Skrzywiłam się. – Cholera, chyba wszystko mnie boli – powiedziałam, czując obolały tyłek i cipkę.
– No tak powinno być po nocy poślubnej – odpowiedział zadowolony Sed i wziął mnie na ręce.
– Będziesz mnie teraz nosił? – droczyłam się i objęłam go za szyję.
– Zawsze i wszędzie, Reb… i do końca życia! – Pocałował mnie i zaniósł do łazienki, gdzie wszedł ze mną do pustej wanny i usiadł, po czym odkręcił wodę i dolał ogromnej ilości olejku. Przyjemnie ciepła woda z pianą otuliła nasze ciała.
– Och, jak mi dobrze – mruknęłam, leżąc między jego nogami, a on gładził moje piersi i brzuch.
– Mnie też, żono.
Uśmiechnęłam się jak głupia i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż o tym, jacy byliśmy szczęśliwi. Czekało nas teraz tyle miłych chwil i nie była mi straszna nawet trasa koncertowa, w którą wyjedzie Sed zaraz po naszym miodowym tygodniu. Poradzimy sobie ze wszystkim. Musiałam w to wierzyć. Chciałam w to wierzyć, bo tak bardzo go kochałam. Nie sądziłam, że jestem zdolna pokochać kogoś tak mocno, dlatego wiedziałam, że Sedrick to ten jedyny. Jedyny na całe życie i albo on… albo nikt.
Spędziliśmy w wannie dobrą godzinę, relaksując się. Wiedziałam, że dziś wieczorem lecieliśmy do Aspen, a nie byliśmy nawet spakowani. Właśnie ubieraliśmy się, by zejść na śniadanie. Nawet nie wiedziałam, kto dokładnie jest w domu. Patrzyłam zadowolona, jak Sedrick z gracją wciągał na tyłek bokserki.
– Co się gapisz, mała? – spytał złośliwie, widząc, że nie mogłam oderwać wzroku.
– Podziwiam swojego męża. A co? Nie wolno? – Podeszłam i objęłam go, po czym wsunęłam dłonie w jego majtki i mocno ścisnęłam pośladki.
– Będziesz tak na mnie patrzeć już zawsze? – On również mnie objął, a między nami znowu było czuć tę energię. To coś naprawdę wyjątkowego.
– Zawsze… – Przygryzłam wargę i pocałowałam go w nagi tors.
– To dobrze. Chodźmy na dół, bo wszyscy pewnie już na nas czekają.
Sed pomógł mi włożyć sukienkę wiązaną na szyi, a sam włożył jeansy i luźną koszulkę bez rękawów. Chyba w takim wydaniu lubiłam go najbardziej. Rockowy, zły chłopak… Och, Boże! Na sam widok znowu mi się zachciało. Potrząsnęłam głową, by wybić sobie pomysł pieprzenia w garderobie. Była prawie dwunasta w południe, a musieliśmy pobyć jeszcze z naszymi gośćmi. Już na schodach usłyszeliśmy, że w domu jest mnóstwo osób.
– Pójdę przywitać się z ojcem – powiedziałam do Seda.
On chyba miał zamiar iść do Briana i Ericka.
– Znajdę cię za chwilę. – Pocałował mnie w usta i jak zawsze dał klapsa na rozpęd.
Poszłam szybko do ojca, który właśnie rozmawiał z kimś przez telefon na tarasie. Zauważył mnie i pokazał, bym poczekała. Pomachałam do Alice i dziewczynek jedzących śniadanie kawałek dalej razem z Simonem i Treyem. Alex, Nicki i Clark siedzieli na sofach w salonie z Lilly i Jenną. Nie widziałam ani Sandry, ani Jess. Siadłam na leżaku i czekałam, aż tata skończy rozmawiać.
– Witaj, córeczko! – Dosiadł się obok i przytulił mnie mocno.
– Cześć, tato. Jak ci się podobało wesele? – zagaiłam i zaczęłam się śmiać.
– Na takim jeszcze nie byłem, ale czego się można było innego spodziewać po twoim szalonym mężu i jego kolegach. – Uśmiechnął się i czule pogładził moje ramię.
– A jak matka? – spytałam niepewnie.
– Właśnie z nią rozmawiałem. – Pokazał na telefon, a ja uniosłam brew.
Chyba nie mieli zamiaru odnawiać kontaktów?
– I?
– Chcę się z nią spotkać na spokojnie i porozmawiać…– Uśmiechnął się pocieszająco, ale wcale nie poczułam się od tego lepiej. Nie chciałam, by się kontaktowali. Nie wiedziałam czemu, ale po prostu nie chciałam.
– Tato, ale po co?
– Rebeko, no jak to: po co? Chyba mamy sobie co wyjaśniać, prawda?
– Ale po co? No oszukała cię, i tyle. Teraz to już tyle czasu minęło… nie ma co tego roztrząsać! – Zdenerwowałam się, choć nie wiem czemu. Może nie chciałam dręczyć matki? A może bałam się, że sekrety mojego dzieciństwa wyjdą na jaw? Nie chciałam, by ojciec dowiedział się o Gregu, o tym, co mi robił. Boże, nie chciałam!
– To twoja matka, skarbie, muszę z nią porozmawiać, czy tego chcesz, czy nie – powiedział stanowczo.
Westchnęłam głośno, starając się nie okazać zdenerwowania.
– Jak chcesz, tato. – Wstałam szybko. – Idę coś zjeść. Pójdziesz ze mną? – dodałam.
– Nie, już jadłem.
– To ja pójdę. – Cmoknęłam ojca w policzek i wróciłam do domu, gdzie przy stole wszyscy wspominali wczorajszą bitwę na jedzenie.
Przysiadłam się do Treya i Simona, którzy patrzyli na mnie zadowoleni.
– Mała, Simon cholernie się napalił na ten nasz umówiony czworokącik – szepnął mi do ucha Trey, gdy nakładałam sobie do miseczki musli i zalewałam je mlekiem.
– Wiem, na każdym kroku to podkreśla – odpowiedziałam, będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
Rozmowa z ojcem przypomniała mi o tym wszystkim. Wystarczyło, że Seda nie było przy mnie pięć minut, a ja od razu myślałam o problemach i przeszłości. Grzebałam łyżką w misce i nawet nie słuchałam, co mówili do mnie chłopcy. Odpowiadałam automatycznie do momentu, aż Trey zwrócił mi uwagę.
– Reb, co ty, jeszcze z nocy poślubnej nie wróciłaś? – spytał żartobliwie i uśmiechnął się szeroko.
– Co?
– Jajco! Millsowa jeszcze nie ogarnia rzeczywistości!
Simon trącił mnie ze śmiechem, a ja rzuciłam mu nieprzytomne spojrzenie. Chyba się trochę wkurzył,