Za to z dowodem rejestracyjnym może mu pójść trudniej.
– Czy mogę wyjąć dowód rejestracyjny z przegródki na rękawiczki? – spytał, zanim wyciągnął rękę.
– Niech pan wyjmie.
– To samochód przyjaciółki – wyjaśnił, otwierając przegródkę. On tylko informował dobrego policjanta. Nie było w tym cienia wymówki, nie miał powodu się bronić. – Nie lubi zostawiać go na lotnisku, więc często ją odwożę, a potem zabieram samochód.
Pod paczkami chusteczek higienicznych i trzema szminkami znalazł papier, który rozpoznał jako dowód rejestracyjny. Wyjmując dokument, zerknął na niego i zanotował w pamięci adres oraz imię i nazwisko. A więc właścicielką auta była Susan R. Fuller. Jakoś dotąd nie znał jej nazwiska, choć wiedział o niej to i owo.
Zostawił przegródkę otwartą, żeby pokazać, że nie ma nic do ukrycia, potem usiadł prosto i podał dokument przez otwarte okno.
Nie zdejmując okularów, policjant przyjrzał się prawu jazdy i sprawdził dowód rejestracyjny.
– Dokąd poleciała?
– Słucham?
– Pana przyjaciółka.
Nie spodziewał się tego pytania.
– Na Florydę, do Fort Lauderdale.
– Na wakacje?
Musiał szybko myśleć, bo gliniarz był dobry. Niedopowiedziane pytanie brzmiało: Skoro jesteś jej przyjacielem, to czemu nie pojechałeś z nią na wakacje?
– Nie, niestety w interesach.
Kapelusz policjanta przesunął się do tyłu, ale z powodu okularów Stucky i tak nie był w stanie stwierdzić, czy gliniarz wciąż czytał dokumenty, czy może szukał jakiejś wskazówki. Czegoś, co by go upewniło, że ten kierowca kłamie.
– Co to za interesy?
– Słucham?
– Czym się zajmuje ta pani?
– Susie jest właścicielką małego butiku w Gainesville. Biżuteria, kolorowe apaszki, tego rodzaju rzeczy. Wie pan, gdzie jest Red Lobster? – Prawdę mówiąc, pracowała w cukierni obok butiku, ale sztuka polegała na tym, żeby gościa trochę zaskoczyć. Odwrócić role. Zadać mu pytanie kompletnie niezwiązane z bieżącą sytuacją. Gość zacznie główkować, gdzie jest Red Lobster. Ale Stucky nie czekał na odpowiedź, tylko mówił dalej: – To jest w takim wypasionym centrum handlowym dla zamożniejszej klienteli przy drodze międzystanowej. Pewnie pan tamtędy przejeżdżał. – Miał nadzieję, że policjant nie zwrócił uwagi na butik z damskimi dodatkami ani nie miał żadnego powodu bywać w tamtej eleganckiej okolicy, gdzie rzadko dochodziło do incydentów wymagających policyjnej interwencji.
Ku jego zdumieniu policjant oddał mu dowód rejestracyjny, ale zatrzymał prawo jazdy. Wskazał ręką na tył samochodu.
– Jedno z tylnych czerwonych świateł nie działa. Będę musiał wystawić panu mandat.
Stucky powstrzymał się przed powiedzeniem: „Ale to przecież nie jest nawet mój samochód”. Zamiast tego patrzył, jak policjant maszeruje z powrotem do radiowozu. Teraz już każdy jego nerw był w pogotowiu.
Wiedział, że dupek chciał sprawdzić numery tablicy rejestracyjnej, i co gorsza, prawo jazdy. Nieważne, czy uwierzył w jego historię lub choćby jej część. Nadal chciał, żeby Stucky się pocił, zamierzał mocniej go przycisnąć, przekonać się, czy zdoła go złamać.
Sukinsyn.
Prawo jazdy było pewne. Musi się uspokoić. Zawsze dbał o to, żeby mieć kartę kredytową i prawo jazdy na to samo nazwisko. Łatwo było je zdobyć. Tym razem postarał się nawet o kartę biblioteczną. Kiedy indziej dołączał kartę członkowską Costo albo Sam’s Club. Starał się wprowadzać pewne zmiany, żeby nie poczuć się zbyt bezpiecznie i nie lekceważyć przeciwnika. To stanowiło element jego głównej zasady, wedle której należy być nieprzewidywalnym.
Tymczasem policjant właśnie do niego wracał.
Stucky przekrzywił głowę i nadstawił uszu. Cisza. Nie był jednak pewien, jak długo to jeszcze potrwa. Przez te cholerne okulary lustrzanki nie mógł spojrzeć policjantowi w oczy i nie wiedział, co może go spotkać. Bądź cierpliwy, mówił sobie. I gotowy. Obcasem prawego buta postukał w nóż myśliwski schowany pod siedzeniem kierowcy. Obecność tego przedmiotu sprawiła, że był już całkiem spokojny, gdy policjant stanął z powrotem przy drzwiach samochodu.
Potem bez słowa podał mu prawo jazdy… oraz mandat.
Kiedy Stucky wziął od niego jedno i drugie, uwagę policjanta przyciągnęło coś innego. Odwrócił się i spojrzał w stronę radiowozu. Stucky skorzystał z okazji i zerknął na jego identyfikator, powściągając uśmiech.
Pan Twardziel zasłużył na swoje nazwisko.
Przesunął się, żeby spojrzeć w boczne lusterko, zaciekawiony, co takiego zwróciło uwagę tego dupka. Zbliżał się jakiś samochód. Pierwszy, jaki Stucky napotkał, odkąd zjechał z międzystanowej.
Policjant najwyraźniej z nim skończył, a jednak nadal stał w miejscu i nie sprawiał wrażenia, że zamierza odejść. Co więcej, Stucky dostrzegł w nim cień niepokoju. Widział to w jego zaciśniętej szczęce, zdawało się niemal, że zgrzytał zębami. Stucky zerknął znów w boczne lusterko. To była czarna furgonetka, ale nie wyglądało na to, by pędziła zbyt szybko. Mimo to przyciągnęła uwagę policjanta, jakby się jej spodziewał.
Furgonetka zwolniła tylko trochę, zjeżdżając na drugi pas, żeby szerokim łukiem ominąć policjanta i samochód stojący na poboczu. Stucky patrzył na twarz dupka. Wreszcie zobaczył jego oczy za okularami. Zaintrygował go dojrzany w nich cień złości. Do tego stopnia skupił się na dupku, że kiedy furgonetka ich mijała, zdążył dostrzec niewiele więcej niż długie jasne włosy za oknem pasażera.
Policjant dopiero po chwili przypomniał sobie, że zatrzymał samochód na poboczu. Zastukał knykciami w drzwi auta, dając Stucky’emu znak, że jest wolny.
– Niech pan jedzie. – Znów panował nad sobą, a przynajmniej udawał, że ma wszystko pod kontrolą.
Kiedy Stucky włączył bieg, zobaczył, że policjant ogląda się przez ramię i wciąż patrzy na tylne światła furgonetki, które mrugnęły, a potem zniknęły za zakrętem. Stucky ruszył, zanim policjant wsiadł do radiowozu. Szybko przyśpieszył, nie przekraczając dozwolonej prędkości, żeby się od niego oddalić. Za zakrętem spojrzał w lusterko i już nie widział radiowozu. O mały włos nie minął starej polnej drogi po drugiej stronie linii drzew.
Zatrzymał się po krótkim poślizgu i spojrzał w boczne lusterko. Cofnął się na drogę gruntową, plując ziemią w błotniki, aż nabrał pewności, że jego samochód jest niewidoczny z dwupasmówki, bo zasłoniły go sosny.
Potem czekał.
Chciał się przekonać, co, do diabła, zdenerwowało policjanta. Coś mu mówiło, że pod gładkim mundurem kryje się jakaś historia. Nie wspominając o tym, że dupek omal go nie złapał, co poważnie rozzłościło Stucky’ego. Za to wraz z ulgą, że jednak się wymknął, przyszło poczucie mocy. Poczucie, że jest się niezwyciężonym.
Miał ochotę powiedzieć dupkowi:
– Nie odkryłeś mojego sekretu, ale może ja poznam twój.
Zanim zacznie się martwić, miał jeszcze parę godzin. Zresztą nigdzie się nie śpieszył. Mimo to przekrzywił głowę