Dobra córka. Karin Slaughter. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Karin Slaughter
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3066-7
Скачать книгу
niczego nie zmienią – stwierdziła Lenore. Dotarły do podnóża pagórka, Lenore skręciła ostro w prawo. Charlie nie musiała długo czekać na kazanie, które wisiało w powietrzu. – Takie dupki jak Ken Coin propagują ograniczenie roli rządu, ale i tak kończą, wydając dwa razy więcej na procesy, niż wydaliby na odpowiednie wyszkolenie policjantów.

      – Wiem.

      – Jedyny sposób, by skłonić ich do zmiany, to uderzyć po kieszeni.

      Charlie miała ochotę zatkać uszy.

      – Usłyszę to od taty. Nie muszę tego wysłuchiwać od ciebie. To tutaj.

      Lenore wcisnęła hamulec. Samochodem szarpnęło. Lenore cofnęła się i skręciła we wskazaną przez Charlie drogę gruntową. Zielsko wrzynało się w bieżnik opon. Minęły szkolny autobus zaparkowany pod wierzbą płaczącą. Mazda podskoczyła na wyboju. Po chwili oczom Charlie i Lenore ukazały się cztery domki stojące na planie dużego owalu. Charlie znowu zajrzała do wiadomości od Rusty’ego i zidentyfikowała dom Wilsonów. Stał najdalej po prawej stronie. Nie prowadził do niego żaden podjazd, tylko skraj drogi. Dom był zbudowany z pomalowanych pustaków. Okno wykuszowe sterczało od frontu jak dorodny pryszcz. Pustaki leżące na ziemi zastępowały schody.

      – Ava Wilson prowadzi szkolny autobus – powiedziała Lenore. – Była w szkole dziś rano, kiedy zamknęli budynek.

      – Ktoś jej powiedział, że to Kelly strzelała?

      – Nie wiedziała o niczym, póki Rusty nie zadzwonił do niej na komórkę.

      Charlie uradowała się w duchu, że Rusty nie scedował na nią tego przykrego zadania.

      – Jest jakiś ojciec?

      – Ely Wilson. Pracuje dorywczo w Ellijay. To jeden z tych facetów, którzy codziennie rano czekają przed składem drewna, aż ktoś weźmie ich do pracy.

      – Czy policja go znalazła?

      – Nic nam o tym nie wiadomo. Rodzina dysponuje tylko jedną komórką i ma ją żona.

      Charlie popatrzyła na smutno wyglądający dom.

      – Więc jest tam sama.

      – Już niedługo. – Lenore podniosła głowę, gdy na niebie pojawił się następny śmigłowiec. Ten był pomalowany w charakterystyczne niebiesko-srebrne pasy policji stanowej. – Umieszczą na nakazie mapę z Google’a i będą tu za pół godziny.

      – Załatwię to szybko. – Charlie chciała otworzyć drzwi, ale Lenore ją zatrzymała.

      – Masz. – Podała jej torebkę leżącą dotąd na tylnym siedzeniu. – Ben mi ją dał, kiedy przyprowadził twoje auto.

      Charlie chwyciła za pasek, zastanawiając się, czy trzyma go tak samo jak Ben.

      – To już coś, prawda?

      – Prawda.

      Charlie wysiadła z auta i ruszyła w stronę domu. Pogrzebała w torebce w poszukiwaniu miętówek. Musiała zadowolić się kilkoma tic tacami, które utkwiły jak wszy w szwach przedniej kieszeni.

      Wiedziała z doświadczenia, że mieszkańcy Holler przeważnie otwierają drzwi z bronią w ręku. Zamiast wejść prowizorycznymi schodkami z pustaków, podeszła do odsłoniętego okna wykuszowego, pod którym stały trzy doniczki z pelargoniami oraz pusta popielniczka ze szkła.

      W środku zobaczyła drobną ciemnowłosą kobietę. Siedziała na kanapie ze wzrokiem wlepionym w telewizor. Wszyscy w Holler mieli ogromne płaskie telewizory, które najwyraźniej spadły z tej samej ciężarówki. Ava Wilson oglądała program informacyjny. Dźwięk był tak głośny, że Charlie słyszała głos reportera:

      – …według najnowszych informacji z naszego oddziału w Atlancie…

      Charlie podeszła do drzwi frontowych i zapukała mocno trzy razy.

      Czekała. Nasłuchiwała. Zapukała drugi raz. Potem trzeci.

      – Halo! – zawołała.

      W końcu telewizor zacichł i Charlie usłyszała szuranie stóp, potem szczęk zamka i brzęk łańcucha. Oraz szczęk kolejnego zamka. To dodatkowe zabezpieczenie było fikcją, zważywszy na to, że złodziej mógł jednym ciosem przebić cienką ścianę.

      Ava Wilson patrzyła na nieznajomą kobietę, mrugając powiekami. Była drobna jak córka, ubrana w jasnoniebieską piżamę w kolorowe słonie. Miała przekrwione oczy. Była młodsza od Charlie, ale w ciemnobrązowych włosach połyskiwały srebrne nitki.

      – Nazywam się Charlie Quinn – przedstawiła się Charlie. – Mój ojciec Rusty Quinn jest adwokatem pani córki. Prosił, żebym przywiozła panią do jego kancelarii.

      Kobieta nie poruszyła się. Milczała. Tak wygląda szok.

      – Czy policja już z panią rozmawiała? – zapytała Charlie.

      – Nie, proszę pani – odpowiedziała Ava Wilson z charakterystycznym dla Holler akcentem łączącym słowa w jedno. – Pani tata mówił, żebym nie odbierała telefonów, jeśli nie znam numeru.

      – Ma rację. – Charlie przestąpiła z nogi na nogę. Słyszała szczekanie psów z oddali. Słońce paliło ją w czubek głowy. – Wiem, że jest pani wstrząśnięta z powodu córki, ale muszę przygotować panią na to, co nastąpi. Jedzie do pani policja.

      – Przywożą Kelly do domu?

      Charlie była zdeprymowana nadzieją w głosie Avy Wilson.

      – Nie. Przeszukają pani dom. Prawdopodobnie zaczną od pokoju Kelly, potem…

      – Wezmą dla niej czyste ubrania?

      – Nie. Chcą zrobić w domu rewizję, będą szukać broni, zapisków, komputerów…

      – My nie mamy komputera.

      – Rozumiem. Czy Kelly odrabiała lekcje w bibliotece?

      – Ona nic nie zrobiła. Nie zabiła… – Ava Wilson urwała, jej oczy zalśniły od łez. – Niech mnie pani posłucha. Moje dziecko nie zrobiło tego, o czym oni mówią.

      Charlie spotkała wiele matek przekonanych, że ich dzieci zostały wrobione, ale nie miała czasu wygłaszać zwyczajowej przemowy o dobrych ludziach, którzy czasami robią złe rzeczy.

      – Proszę posłuchać, pani Avo. Policja tu wejdzie bez względu na to, czy pani na to pozwoli, czy nie. Usuną panią z domu, zrobią dokładne przeszukanie. Mogą coś popsuć albo znaleźć coś, co wolałaby pani ukryć. Wątpię, żeby panią zamknęli, ale zrobią to, jeśli nabiorą podejrzeń, że pani manipuluje dowodami. Dlatego proszę tego nie robić. Bardzo proszę. Nie może im pani powiedzieć ani słowa o Kelly, o ewentualnych motywach jej działania, o tym, co mogło się stać. Oni nie chcą jej pomóc i nie są jej przyjaciółmi. Rozumie pani?

      Ava sprawiała wrażenie, że nic do niej nie dociera. Skamieniała w bezruchu.

      Śmigłowiec zszedł niżej. Za wypukłą szybą kabiny Charlie widziała twarz pilota, który coś mówił do mikrofonu. Być może podawał współrzędne domu do nakazu rewizji.

      – Możemy wejść do środka? – zapytała, a gdy Ava nie ruszyła się z miejsca, Charlie złapała ją za ramię i wprowadziła do domu. – Mąż się z panią kontaktował?

      – Ely dzwoni dopiero po powrocie z pracy z telefonu publicznego przed składem drzewnym.

      To oznaczało, że ojciec Kelly usłyszy o zbrodni córki z radia w samochodzie.

      – Ma pani walizkę albo niewielką torbę, do której mogłaby pani spakować trochę rzeczy?

      Ava