Stałem tam przez chwilę, zbierając się na odwagę, żeby ze sobą skończyć. A potem zbierając się na odwagę, żeby żyć. Żeby być. Żeby nie być. W tym momencie śmierć była bardzo blisko. Kilkanaście gramów przerażenia więcej i szala by się przechyliła. Być może istnieje wszechświat, gdzie postawiłem ten jeden krok, ale to nie ten.
Miałem rodziców, siostrę i dziewczynę. Czworo ludzi, którzy byli tak blisko i którzy mnie kochali. W tamtym momencie marzyłem szalenie o tym, żeby nie mieć nikogo. Żywej duszy. Miłość uwięziła mnie na tym świecie. A oni nie wiedzieli, jak to jest być mną, co dzieje się w mojej głowie. Może gdyby mogli pobyć w moim umyśle choćby przez dziesięć minut, powiedzieliby: „OK, masz rację. Powinieneś skoczyć. Nie możesz odczuwać przecież tyle bólu. Weź rozbieg i skocz. Zamknij oczy i po prostu to zrób. Gdybyś płonął, mógłbym cię ugasić kocem, ale płomienie są niewidoczne. Nic nie możemy zrobić. Więc skacz. Albo daj mi broń, a ja cię zastrzelę. Taka forma eutanazji”.
Ale to tak nie działa. Gdy chorujesz na depresję, twój ból jest niewidoczny.
Ponadto, szczerze mówiąc, bałem się. A jeżeli nie zginę? Jeżeli będę sparaliżowany, uwięziony w swoim ciele, bez możliwości ruchu? Na zawsze.
Uważam, że jeśli odpowiednio uważnie słuchamy, życie zawsze daje nam powód, żeby nie wybierać śmierci. Może on być związany z przeszłością – będą to ludzie, którzy nas wychowali, czy nasi przyjaciele, kochankowie – lub z przyszłością – wówczas będą to szanse, które będziemy po kolei eliminować.
Dlatego postanowiłem żyć dalej. Wróciłem do willi i zwymiotowałem cały stres.
Rozmowa przeszłości z teraźniejszością – część pierwsza
JA WTEDY: Chcę umrzeć.
JA TERAZ: Hmm, tak się nie stanie.
JA WTEDY: To okropne.
JA TERAZ: Nie, to wspaniałe. Zaufaj mi.
JA WTEDY: Nie umiem sobie poradzić z bólem.
JA TERAZ: Wiem. Ale będziesz musiał. Warto.
JA WTEDY: Dlaczego? Czy przyszłość jest idealna?
JA TERAZ: Nie, oczywiście, że nie. Życie nigdy nie jest idealne. I nadal, od czasu do czasu, czuję się przygnębiony. Ale jestem teraz w lepszym momencie swojego życia. Ból nie jest taki okropny. Dowiedziałem się, kim jestem. Jestem szczęśliwy. Teraz, w tym momencie. Burza przeszła. Uwierz mi.
JA WTEDY: Nie mogę.
JA TERAZ: Dlaczego?
JA WTEDY: Jesteś z przyszłości, a dla mnie nie ma przyszłości.
JA TERAZ: Właśnie ci powiedziałem, że jest…
Leki
W tamtym czasie nie odżywiałem się dobrze, ale też nie odczuwałem głodu. Z powodu tych szalonych rzeczy, które działy się z moim ciałem i mózgiem. Andrea kazała mi jeść. Poszła do lodówki i przyniosła karton gazpacho don simon (w Hiszpanii piją go jak sok owocowy).
– Wypij − powiedziała, odkręcając nakrętkę i wciskając mi karton do ręki.
Wziąłem łyk. W tym momencie zdałem sobie sprawę, jaki jestem głodny. Wypiłem trochę więcej. Wypiłem połowę, ale musiałem pójść do łazienki, żeby zwymiotować. W sumie zwrócenie gazpacho don simon nie musi oznaczać choroby, ale Andrea nie chciała ryzykować.
– O mój Boże − powiedziała. – Idziemy.
– Gdzie? − zapytałem.
– Do przychodni.
– Dadzą mi leki. Nie chcę ich brać.
– Matt, ale ty ich potrzebujesz. Już dawno minął moment, kiedy był to jeszcze wybór. Idziemy, dobrze?
Niby umieściłem znak zapytania na końcu wypowiedzi Andrei, ale nie pamiętam, czy faktycznie było to pytanie. Nie wiem, co odpowiedziałem, poszliśmy jednak do przychodni i dostałem leki.
Lekarz obejrzał moje dłonie. Trzęsły się.
– Jak długo trwał atak paniki?
– Nadal trwa. Moje serce nadal bije bardzo szybko. Czuję się dziwnie.
Na tyle dziwnie, że nie byłem w stanie tego ukryć, ale tego już mu nie powiedziałem. Samo mówienie stanowiło ogromny wysiłek.
– To adrenalina, nic poza tym. Jak twój oddech? Przyspieszony?
– Nie. To moje serce. Znaczy… mój oddech… jest dziwny… ale wszystko wydaje się dziwne.
Zbadał moje serce. Swoją ręką. Dwa palce przycisnął do mojej klatki piersiowej. Przestał się uśmiechać.
– Brałeś jakieś prochy?
– Nie!
– A kiedykolwiek brałeś?
– Kiedykolwiek? Tak. Ale nie w tym tygodniu. Za to dużo ostatnio piłem.
– Vale, vale, vale – powiedział. – Potrzebujesz diazepamu. Maksymalną dawkę. – Jak na lekarza w kraju, gdzie diazepam jest dostępny bez recepty, niczym paracetamol albo ibuprofen, to były mocne słowa. − To ci pomoże, obiecuję.
Leżę i wyobrażam sobie, że leki działają. Na moment panika obniżyła się do poziomu silnego lęku. Ale chwila tymczasowego odprężenia wywołała jeszcze większą panikę, która mnie dosłownie zalała. Czułem, jak wszystko się ode mnie oddala. Jak w tej scenie z filmu Szczęki, kiedy Brody siedzi na plaży i wydaje mu się, że widzi rekina. Leżałem na sofie, ale czułem, jakbym odsuwał się coraz dalej od rzeczywistości.
Zabójca
W takich krajach jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone samobójstwo jest jedną z głównych przyczyn zgonów. Na 100 osób więcej niż jedna umiera z tego właśnie powodu. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia to częstsza przyczyna śmierci niż rak żołądka, marskość wątroby, rak jelita grubego, rak piersi czy alzheimer. Często popełniają samobójstwo chorzy na depresję, dlatego jest to jedna z najbardziej zabójczych chorób na świecie. Jest nawet bardziej zabójcza niż działania wojenne, terroryzm, przemoc domowa, napady czy przestępstwa z użyciem broni i tym podobne razem wzięte.
Co dziwniejsze, depresja częściej niż inne choroby staje się powodem samobójstwa. A jednak wciąż ludzie nie traktują jej poważnie. Gdyby podchodzili do niej poważnie, nie wypowiadaliby się o niej w sposób, w jaki to robią.
Rzeczy, które ludzie mówią osobom cierpiącym na depresję, a nie mówią w innych zagrażających życiu sytuacjach
„Ej, wiem, że masz gruźlicę, ale mogło być gorzej. Przynajmniej nikt nie umarł”.
„Skąd wiesz, że masz raka żołądka?”
„Tak, wiem, że rak jelita jest ciężką chorobą, ale czy chciałbyś żyć z kimś, kto się z tym zmaga? Do licha! Koszmar”.
„Alzheimer, powiadasz? Hmm, nawet mi nie mów. Cały czas mnie to dopada”.
„Zapalenie opon mózgowych? Daj spokój, myśl rozsądnie”.
„No tak, twoja noga płonie, ale gadanie o tym cały czas niczego nie zmieni, no nie?”
„No okej, może twój spadochron się nie otworzył, ale głowa do góry”.