Kepusie. Adrian Widram. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adrian Widram
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-62041-28-2
Скачать книгу
hutnik. Ciężka praca, ale sama wybrała ten zawód. W końcu przecież jest równouprawnienie w Kepolandii.

      Hutnikiem jest też Heaming, którego futerko jest barwy jasnobrązowej. Prócz rąk, bo te ma białe.

      Na to Ferromedes odparł:

      – A jak coś się pochrzani i po kilku latach żelazne drzewa zmutują się?

      – To będą mutantami! – krzyknął z entuzjazmem Nanol.

      Wszyscy zaczęli się śmiać.

      – Nie,nie. To jest w stu procentach bezpieczne – rzekł Atom, siadając za owalnym stołem na obrotowym fotelu.

      Podczas zebrania w drzwiach laboratorium stanęli ogrodnicy Tetan i Preon. Poinformowali, że w ich sadzie pojawiła się znowu choroba o nazwie tlemistość owoców, która powoduje, że owoce gorzknieją i mają nieprzyjemny zapach.

      Preon wyjął z prawej kieszeni spodni liść rośliny, która pokryta była małymi granatowymi plamkami i podszedł z nią do stołu, gdzie ją położył. Atom spojrzał na liść i powiedział:

      – Może za małą dawką spryskaliście drzewka i nie zostało do końca…

      – Bakterie się na nie już uodporniły? Tyle lat opryskujemy je tym samym środkiem – odrzekł Tetan, wpadając w słowo Atomowi.

      – To powiedz to Ferromedesowi,a on już wymyśli nowy środek chemiczny.

      – To chodźmy do niego.

      Preon był już kompletnie zrezygnowany, gdy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszał głos Ferromedesa:

      – Cześć Preon! Co porabiasz?

      – Właśnie chciałem do ciebie zadzwonić.

      – To świetnie się składa, bo i ja chciałem z tobą pogadać.

      – Stało się coś? – spytał Ferromedes.

      – Tak! Znowu na drzewkach kokosowych pojawiła się tlemistość owoców. Co ty na to?

      – Hmm… widocznie i na to się już uodporniły…

      – Ferromedes, twój głos jest jakiś niewyraźny – rzekł Preon, starając się ukryć rozczarowanie.

      – Zajmę się tym, ale to dopiero jutro. Teraz jestem zajety czym innym.

      – Świetnie! – to jutro przyjedź do mnie.

      – To nara…

      – Narka – odpowiedział Preon i się rozłączył.

      Uspokojeni tą wiadomością ogrodnicy wrócili do domu.

* * *

      Na pustyni Soara tuż przy granicy miasta Orion trwała budowa mostu wiszącego. Projektowaniem i budową mostów zajmował się Nikomedes.

      – Nikomedes! Czy na tych dwóch linach przerzuconych na drugą stronę wąwozu będzie wisieć platforma? – zapytał Kanzel.

      Nikomedes intensywnie wpatrywał się w pracę dziesiątek robotów heksanów, które poruszając się na gąsienicach, przeciągały potężne liny z jednej strony wąwozu na drugą. W końcu odwrócił wzrok w stronę Kanzela i odpowiedział mu:

      – Na tych linach będą wisieć przęsła.

      Spojrzeli w dół wąwozu, który był rodzajem głębokiej, suchej doliny o charakterystycznych stromych i bardzo urwistych zboczach i z niewyrównanym wąskim dnem. Głębokość wąwozu to 487 metrów, a jego długość wynosi ponad 6 tysięcy kilometrów i zatacza koło wokół pustyni.

      – Jak wybudujemy ten most, to będzie wreszcie można jechać samochodem przez góry w poprzek naszego kontynentu.

      – A kiedy ukończona zostanie budowa?

      – Planowaliśmy za 150 dni, ale te silne podmuchy wiatru opóźnią wszystko. Straciliśmy już cztery roboty, które roztrzaskały się na dnie wąwozu. A budowa dopiero się przecież zaczęła pięć dni temu – odrzekł Nikomedes.

      – No, no. Widzę, że ten most to będzie dzieło sztuki w swojej dziedzinie – powiedział z uznaniem Kaznel.

      Kaznel, Kepuś o białym futerku pełnym łat barwy antracytowej, interesował się paludologią, czyli nauką o tworzeniu się i ewolucji bagien. Jego zainteresowania skoncentrowały się na obiegu wody w bagnach, bilansie wodnym bagien, filtracji wody oraz jej parowaniu.

      Nikomedes odwrócił się, spojrzał na niego i uśmiechając się rzekł, mrużąc oczy z zadowolenia:

      – Jak ja bym tak chciał, żeby było, jak mówisz.

      Z kierunku drugiego zachodu zaczął nadlatywać potężny śmigłowiec, co sygnalizował ogromny ryk dwóch silników. Pod nim był zawieszony wielki dźwigar o długości stu i szerokości dwóch metrów.

      – No, wreszcie przetransportowali go ze statku, cumującego w porcie Kell – rzekł podekscytowany Nikomedes.

      Za sterami śmigłowca siedziały dwa roboty, a zza przedniej szyby było widać ich świecące na czerwono diody osadzone w miejscu oczu.

      Do rozmowy włączył się Mez:

      – A od kiedy to roboty mogą kierować maszyną?

      Kanzel przywitał się z nim, ściskając prawą rękę Meza. To samo zrobił Nikomedes.

      – To jest przecież budowa mostu, więc hekseny wykonują te najbardziej niebezpieczne prace – odpowiedział Momedes, wychodząc z kabiny dźwigu, znajdującego się dwadzieścia metrów za nimi.

      – Ładnie to tak podsłuchiwać? – zapytał z przekąsem Kanzel.

      – Wcale nie podsłuchiwałem. Spałem i właśnie się obudziłem – odpowiedział ziewając Momedes.

      Zajmował się astronomią i matematyką. Między innymi wyznaczył długość roku gwiazdowego i opracował katalog 2.876 gwiazd.

      – A nie wiecie może, skąd się tak potężne rowy wytworzyły? – zapytał Momedes, drapiąc się po lewym uchu.

      – To ty tego nie wiesz? – zdziwił się Mez.

      – Nie.

      – To zgaduj!

      – Piasek i wiatr wyrzeźbił?

      – Nie. To skutek erozyjnej działalności wody płynącej milion lat temu – wyjaśnił Mez.

      – To znaczy, że stoimy nad brzegiem morza, a te wąwozy to wyschnięte koryta rzek – cierpliwie dopowiedział Momedes.

      – Brawo! – rzekł Kanzel, przysłuchując się rozmowie.

      Mez, Momedes i Kanzel poszli zwiedzać ogród eksperymentalny, znajdujący się pod ogromną szklarnią niedaleko budowy mostu.

      – Tutaj rośliny uczą się żyć w niewoli, pozbywają się nawyków sprzed milionów lat, kiedy rosły na wolności. Ja wskazuję im nową drogę rozwoju – powiedziała Minrona, z zawodu genetyk, pracująca w szklarni.

      Spod kapelusza z szerokim rondem uważnie przyglądały się przybyszom jej bystre oczy. Przechadzając się ścieżką prowadzącą między drzewami owocowymi w głąb ogrodu, Minrona opowiadała im, jak to dzięki swoim umiejętnościom ze skamieniałych komórek roślin DNA odtworzyła te rośliny.

      – Pomogły mi odnaleźć moją drogę, teraz ja pomagam roślinom – stwierdziła.

      – Jak Minrona nazywasz swoją pracę? Czy to ogrodnictwo? Biologia? Biotechnologia? – zapytał Kanzel.

      Uśmiechnęła się do nich.

      – Jestem ogrodnikiem, zwykłym ogrodnikiem. A mój zawód genetyka pomaga mi w mojej pasji. Wyobraźcie sobie, że te rośliny panowały na tym globie przez miliardy lat i z niewiadomych powodów wyginęły. Na przykład paprocie. To prawdziwy relikt.