Kepusie. Adrian Widram. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adrian Widram
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-62041-28-2
Скачать книгу
notebook i buszował nim po interkepie. Zawsze pierwszy wstawał i wszystkich budził. Stąd przylgnęło do niego przezwisko „Budzik”. Jego przyjaciel Elektron, też informatyk, wpatrywał się swymi brązowymi tęczówkami w Fermionowy monitor notebooka przez lewe ramię przyjaciela.

      Obok Hadrona siedział hydraulik Henan. Koło niego leżał Tachion, konstruktor i mechanik urządzeń elektronicznych, a naprzeciw niego spał zwinięty w kłębek Fonon. Następnym uczestnikiem tej wyprawy był Cytryn i jak nazwa wskazuje, futerko miał barwy cytrynowej. Zbudował wspólnie z Letronem karabin stosowany przeciw hiksonom, czyli szkodnikom, drzewojadom, czyli uralom.

      Hiksony, czyli drzewojady, jak ich nazwa wskazuje żywią się drzewami. Ale jak na szkodników przystało zjadały i niszczyły też i wszystko inne, co na swej drodze spotykały. Są kudłatymi stworami wielkości dwóch centymetrów z trojgiem oczu. Karabin skonstruowany przez Cytryna i Letrona po naciśnięciu spustu wypuszczał z lufy kulkę wielkości piłeczki ping-pongowej. Kula ta po napotkaniu przeszkody w ułamku sekundy powiększała się do rozmiarów większych od napotkanej przeszkody i więziła ją w środku przezroczystej kuli ze ściankami mocnymi jak metal, ale jednocześnie bardzo elastycznymi. Właściwie to tylko piła diamentowa mogła przeciąć jej ścianki.

      Następnym Kepusiem w grupie podróżników był Axat, który miał przezwisko „Mruczek”, bo jako jedyny z Kepusiów potrafił mruczeć, i to przeważnie w chwili zadowolenia ze swojego dobrze napisanego tekstu, bo z zawodu był pisarzem, w swoich grubych pięćstronicowych zeszytach formatu A5 spisywał każdą swoją myśl.

      Każda kartka takiego brulionu zrobiona jest z syntetycznego papieru – sybilonu. Są to włókna syntetyczne nie rozpadające się w wodzie, a wręcz przeciwnie – włókna te utwardzają się i robią bardziej wytrzymałe mechanicznie i odporne na działanie światła. Na sybilonie pisze się wodoodpornym czarnym flamastrem. Zaletą jest to, że surowiec ten można setki razy przetwarzać. Wadą zaś bardzo skomplikowana technologia produkcji. Papier zaprzestano produkować pięćdziesiąt lat wstecz ze względu na wycinanie ogromych połaci drzew i niszczenie środowiska. Sentencją Axata jest „muzyką nocy jest cisza”.

      Obok Axata siedział Metron czytając gazetę. Lubił fantazjować.

      Kolejni uczestnicy to Bottom, Beriuzal oraz Fermion. Po lewej stronie Elektrona leżał Keron, który nie lubił pracować, ale w gadaniu był mistrzem świata. Następnie Riegel, eksperymentator z substancjami chemicznymi. Lubił leżeć całymi dniami i oddawać się marzeniom. Tak samo jak Keron. Ostatnim był ślusarz Trylon, który skłócał wszystkich ze sobą. Dlatego prawie nikt go nie lubił.

      Obozowisko Kepusiów znajdowało się w jedynym takim miejscu, gdzie była woda. Tu też kończyły się wielkie wędrujące wydmy, a zaczynała równina. Był to teren lekko pofałdowany, przechodzący w skalno-piaskową pustynię.

      Burza piaskowa trwała aż do drugiego wschodu słońca. W tym czasie Kepusie pozasypiały. Wyspane Kepusie zwinęły obóz i poszły dalej w głąb bezkresnego morza pustynnego. Za siedemnaście dni odnajdą drogą satelitarną, dokąd przyleci po nich pionolot antygrawitacyjny i zabierze z powrotem do domu.

* * *

      Po drugiej stronie kontynentu Kepolandii, w kierunku pierwszego zachodu, w Wielkich Kanionach, dwadzieścia tysięcy kilometrów od miasta Hezon, pod kierownictwem archeologa Dimona gęsiego poruszała się ekspedycja naukowa, której zadaniem było badanie pozostałości materialnych dawnych społeczeństw. Dimon był też geologiem. Geologia to nauka o budowie i dziejach planety na podstawie badań ziemi i skał. W ekwipunku każdego kepusiowego plecaka znajdował się namiot i śpiwór. Za Dimonem kroczyła Reprisa. Za nią po kolei najpierw szła Fotomedesa ze swoim aparatem fotograficznym i kamerą, by nakręcić film dokumentalny o wyprawie i odkrytych znaleziskach. Potem Nildana, a za nią była Izera, która dała namówić się na wyprawę z myślą, że może uda jej się znaleźć materiał na garnki lepszy od gliny. Na głowie nosiła czapkę z daszkiem barwy ciemnoliliowej. Za nią szedł Ned – ilustrator, który w czasie przerw miał utrwalać piękno kanionów na kartce foliowej kolorowymi mazakami lub pędzelkiem farbami olejnymi. Jego ulubionym powiedzonkiem było: „Im więcej nowych pomysłów na początku pędzelka, tym mniej starych ciężarów na sercu”. Siódmym w kolejności członkiem wyprawy był astrofotograf Proton. Za nim szła Nizaura, Kezon, Foton – twórca bomby n, która miała za zadanie gasić pożary lasów, bo po jej eksplozji zasysany był cały tlen znad zagrożonego terenu. A wiadomo przecież, że tlen podsyca ogień. Tuż za Fotonem szedł jego nauczyciel – matematyk Zeromedes Przedostatnim w tej maszerującej karawanie był Mezozaur, a na samym końcu tej pieszej kepusiowej karawany cieżko kroczył gruby Ozomedes.

      Proton spojrzał na niebo. Drugie słońce zbliżało się już ku zachodowi. Ziewnął i rzekł:

      – Idziemy już trzeci dzień i nic nie znaleźliśmy. Na dodatek jest tak gorąco.

      Na to idąca za nim Nizaura dla pocieszenia powiedziała:

      – Cierpliwości. Nie od razu Pikromedes wybudowano.

      Wszyscy zaczęli się śmiać .

      Nagle Mezozaur zakrzyknął, wskazując prawą ręką drugi zachód:

      – Patrzcie!

      Wszyscy spojrzeli we wskazanym przez niego kierunku. W odległości mniej więcej pięciu kilometrów ujrzeli jakiś przedmiot, który odbijając światło, lśnił białą barwą.

      – Szukajmy uważnie. Musi tu gdzieś być.

      – Pomóż mi szukać. Na pewno tu gdzieś jest.

      – Tam! Jest tam!

      Wszyscy się ożywili. Jest to pewne, że to coś ciekawego, ponieważ krajobraz kanionów ma barwy czerwone i żółte, a to coś jest białe i odbija się swoim kolorem od tła. Szybko zaczęli schodzić z góry łagodnym spadkiem.

      Jako pierwszy znalazł się przy obiekcie zdyszany Kezon. Usiadł w jego cieniu, oglądając go. Kilka minut po nim doszła do niego reszta ekipy.

      – Dalej!

      – Jesteśmy świadkami niezwykłego znaleziska! A co, jeśli tam siedzi potwór? – powiedziała lekko przestraszona Fotomedesa.

      – Eee tam… W moich stronach uczymy się nie bać niczego. Mów na mnie nieustraszony Proton. Nie przestraszy mnie nic.

      – To jest żart? – zapytała Dimona, patrząc mu prosto w oczy.

      – Może tak, a może nie – uśmiechając się tajemniczo, odpowiedział jej Proton.

      – To jest dysk. Pewnie przyleciał z kosmosu, a nie kamień.

      Wszyscy obeszli znalezisko. Było ogromne, jego jedna trzecia była wbita w piach. Zeromedes wyjął z plecaka laserowy skaner i skierował go na dysk najpierw w pionie, a potem w poziomie i odczytał na głos dane:

      – Wysokość dziewiętnaście metrów, a szerokość trzydzieści osiem metrów… to jego średnica wynosi dziewiętnaście metrów.

      Proton dotknął prawą ręką obiektu.

      – Ale gładki. To jest zrobione na pewno z metaloplastiku.

      Izera wyjęła z kieszeni mały magnez, przyłożyła do obiektu i cofnęła rękę. O dziwo nie zsunął się, tylko trzymał się tak mocno, że z trudem go odkleiła.

      – A widzisz… to jest metal…

      – Nie dotykaj – ostrzegła Reprisa. – Mogą znajdować się na nim nie znane nam bakterie lub wirusy przywleczone tu z kosmosu.

      – Coś taka przewrażliwiona?

      Proton wzdrygnął się. Reprisa zdjęła plecak i wyjęła wodę utlenioną w sprayu, by spryskać mu ręce.

      – No… powinno wystarczyć – rzekła. – Ned, przypominam sobie, jak siedemnaście dni temu mówili w audycji Koto o spadających, świecących obiektach nad tym terenem.

      Proton