Na szczycie. K.N. Haner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: K.N. Haner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7942-511-2
Скачать книгу
do dalszych igraszek. Czuję, że jestem opuchnięta i upewniłam się o tym, dotykając się pod wodą dłonią. Jak ja mam mu powiedzieć, że nie chcę dziś więcej?

      – Odpuścimy na dziś, dobrze? – zapytał, jakby czytał w moich myślach.

      – Dobrze – odetchnęłam z ulgą, chyba zbyt głośno.

      – Musisz mi mówić, czego pragniesz, Rebeko, inaczej będziesz cierpiała…

      – Jak mnie dotykasz i całujesz, to zapominam o całym świecie, trudno wtedy myśleć o tym, że może mnie zaboleć…

      – Nie mówię tylko o seksie, Reb. Jeśli mamy to przetrwać, musisz jasno wyrażać, co czujesz…

      – Co przetrwać? – spojrzałam na niego zaskoczona.

      – Początkujący związek w rocznej trasie z zespołem rockowym to nie lada wyzwanie.

      – Jaki związek? – aż pisnęłam i odwróciłam się, by siedzieć z nim twarzą w twarz.

      – To chyba oczywiste – uniósł brew.

      – Dla mnie nie, to tylko seks, Sed.

      – Tylko seks?

      – Tak. Nie chcę związku, nigdy nie byłam w prawdziwym związku i nie chcę być, to same problemy, ograniczenia i wyrzeczenia.

      Zrobił zdziwioną minę.

      – Myślałem, że coś między nami jest…

      – No jest, mnóstwo sprzecznych emocji.

      – Można nad tym popracować.

      – Nie chcę pracować nad związkiem, który i tak nie ma szans. Nie widzisz, że jesteśmy z zupełnie innych światów? To, że się poznaliśmy, to ironia losu. Wątpię nawet, czy przetrwam ten rok z wami w trasie.

      – Więc po co w ogóle się zdecydowałaś?

      – Trey wziął dziekankę.

      – Mogłaś się wycofać, zanim się zgodził.

      – Nie wiedziałam, że tak szybko zadziała. Po wczorajszym wieczorze spałam dziś do południa. Gdy wrócił do domu, było już po wszystkim, dostał od dziekana roczny urlop, w dodatku gdy powiedział, że jedzie w trasę z wami i będzie zdobywał doświadczenie, dziekan zadecydował, że zaliczy mu egzamin zawodowy. Nie mogłam powiedzieć, że jednak nie jadę.

      – Robisz to dla niego?

      – Tak.

      – Dlaczego zawsze myślisz o innych, a nigdy o sobie?

      – Nie znasz mnie, Sed.

      – Może nie znam, ale zdążyłem się zorientować, że pomagasz wszystkim kosztem własnego szczęścia.

      – Wcale nie – zaprzeczyłam ponownie.

      – Jak to nie? A twoja matka?

      – Muszę jej…

      – Nie, Reb! Nic nie musisz! Zrób wreszcie coś dla siebie!

      – I robię! – podniosłam głos. – Jadę z wami w tę trasę! Wystarczy?

      – Nie robisz tego dla siebie.

      – Dla siebie też, wiem, że to ogromna szansa – spuściłam z tonu.

      – Skoro nie chcesz związku, to mam nadzieję, że chociaż ją wykorzystasz. Pamiętaj, że ci pomogę, jakbyś miała jakieś wątpliwości.

      – Mam mnóstwo wątpliwości, Sed, ale już nie ma odwrotu. Jedziemy z wami.

      – Bardzo mnie to cieszy – uśmiechnął się.

      – Mogę ci zadać osobiste pytanie?

      – Jasne, zawsze.

      – Dwa dni temu zostawiłeś przed ołtarzem kobietę, z którą byłeś trzy lata, a teraz proponujesz mi związek… Nie sądzisz, że to dziwne?

      – Myślisz, że po prostu szukam pocieszenia i zapomnienia? – zaśmiał się. Nie wiem, co było w tym śmiesznego.

      – No, tak to trochę wygląda…

      – Nie, Reb. Mówiłem ci już, że to była najlepsza decyzja mojego życia.

      – No okej, ale po co ładować się ze związku w związek? Nie chcesz sobie teraz poużywać życia? Trasa to doskonała okazja na wyrywanie panienek, a w sumie to nie musicie ich wyrywać, bo same rozkładają przed wami nogi.

      Znowu się zaśmiał. Czy ja jestem aż taka zabawna?

      – Z tobą chcę sobie poużywać, nie chcę żadnej innej, Reb. Ty masz to coś, coś co mnie powaliło…

      – O nie! – odsunęłam się od niego. – Tylko mi tu nie gadaj, że się zakochałeś albo co! – dodałam piskliwym głosem.

      – A jeśli tak? – posłał mi ten swój uśmiech.

      – To masz problem! Ja wychodzę! – zerwałam się z wanny i uciekłam z łazienki. Jezu, czy on sobie jaja ze mnie robi? Nie chcę żadnego związku, żadnych problemów. Chwyciłam koszulkę i spodnie, które mi dał. Wsunęłam je w pośpiechu na tyłek i zbiegłam na dół. Jakie było moje zaskoczenie, gdy w holu spotkałam wysoką, piękną blondynkę. Miała nogi do nieba, cudownie długie blond włosy i sztuczne piersi, ale naprawdę super zrobione, no i te niebieskie oczy… Spojrzała na mnie zaskoczona i zrobiła krok w tył, a jej niebotyczne szpilki zastukały na drewnianej podłodze.

      – Przepraszam, co robisz w spodniach mojego narzeczonego? – zapytała jakby oburzona moim widokiem. O cholera! To Kara.

      – Wychodzę – odpowiedziałam i chciałam jak najszybciej wyjść.

      – Hola, dziewczynko! – chwyciła mnie za nadgarstek i szarpnęła.

      – Ała!

      – Takie jak ty nie robią już na mnie wrażenia, użerałam się z takimi trzy lata i nie dam za wygraną. On jest mój, rozumiesz?! – zasyczała.

      – Puść mnie! – szarpnęłam się, ale ścisnęła mnie jeszcze mocniej. Cholera! Ale jest silna.

      – Gówno mnie obchodzi, czy zrobiłaś mu loda, czy dałaś dupy, on i tak zawsze wraca do mnie. Wracał i tym razem też wróci, więc nie licz na nic więcej, kochanie.

      – Czeka na ciebie w wannie pełnej piany! Miłej zabawy! – uśmiechnęłam się złośliwie.

      – Ty mała dziwko! – wymierzyła mi niespodziewany policzek. – Jak śmiesz przychodzić do mojego domu?! – dodała rozwścieczona. Oniemiała dotknęłam piekącego policzka, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę mnie uderzyła.

      – Kara!

      Odwróciłyśmy się jednocześnie w stronę schodów. Zbiegł po nich Sed w samych bokserkach.

      – Co ty wyprawiasz, do cholery? – warknął na nią.

      – Przyjechałam po resztę swoich rzeczy. Miało cię nie być… – od razu zmienił jej się ton. Złagodniała na jego widok. Musi go naprawdę bardzo kochać.

      – Ale jestem, mogłaś zadzwonić… – on też złagodniał. Poczułam się dziwnie, patrząc na intymną, trudną relację tych dwojga.

      – Musisz tu przyprowadzać te panny? Nie możesz ich posuwać w autobusie? Tylko w naszej sypialni? – rozpłakała się. Co? Z niedowierzaniem patrzyłam, jak zalała się rzęsistymi łzami.

      – Karo, proszę… – podszedł do niej i dotknął ramienia. Chyba trzeba się stąd ulotnić. Szybko!

      – Jak możesz mi to robić? Ja tak bardzo cię kocham!