Marzenie Zuzanny. Agnieszka Biegaj. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Biegaj
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7859-430-7
Скачать книгу
się na nią wszyscy mężczyźni w kawiarni. Podeszła do Marcina, który wstał i pocałował ją w usta. Całowali się przez chwilę, tak namiętnie, że nie pozostawili mi żadnych wątpliwości. Wstałam, udając, że idę do toalety. Przechodząc obok ich stolika ukradkiem zrobiłam zdjęcie.

      Kiedy wychodziłam z toalety, zobaczyłam Marcina, udającego się w tym samym celu. Schyliłam głowę, obawiając się, że mnie rozpoznał, ale nic takiego nie nastąpiło.

      Zatrzymał się i powiedział:

      – Zauważyłem, że na kogoś czekasz, a on nie przychodzi…

      – Eeee, tak – wyjąkałam.

      Czego on chce? Może jednak mnie poznał?

      – Jak można kazać tak długo czekać tak pięknej kobiecie! Gdybym nie był już umówiony, na pewno dotrzymałbym ci towarzystwa i odwiózł później do domu.

      Przysunął się do mnie bliżej i kontynuował:

      – Często tu bywasz? Bo ja tak, a ta dziewczyna ze mną to moja siostra. Więc może kiedyś się tu umówimy, co ty na to?

      Normalnie blagier pierwsza klasa!

      – Ja, chętnie – mruknęłam i szybko się oddaliłam.

      Wciąż oszołomiona wróciłam do stolika i od razu napisałam sms-a do Anity:

      „Przebranie super! Cholerny kochaś rzeczywiście obściskiwał się z jakąś blondyną, a potem podrywał mnie. Zrobiłam zdjęcie.”

      Nie czekałam długo na odpowiedź. Anita zadzwoniła i od razu zapytała:

      – Mogę się do ciebie przeprowadzić na parę dni?

      – Jasne, że możesz! Mam trzy pokoje, gdzieś cię upchnę – odpowiedziałam entuzjastycznie.

      – To super! – Równie entuzjastyczna odpowiedź oznaczała, że Anita na razie dobrze się bawi, a potem zaleje się u mnie łzami i pewnie nie tylko tym. – Lecę się pakować!

      Trochę ci to zajmie – mruknęłam do siebie, kiedy już się rozłączyła.

      Zaczęłam rozmyślać, czy wszystkie moje szafy są dość pojemne, żeby zmieścić jej ubrania. Anita byłą maniaczką zakupów, głównie na wyprzedażach i w second handach. Miała tyle ciuchów, że sama mogła otworzyć największy lumpeks w mieście, zwłaszcza, że niektórych rzeczy nie zdążyła nawet założyć.

      Z rozmyślań o rozplanowaniu miejsca w moim mieszkaniu wyrwał mnie lekko podniesiony ton mężczyzny siedzącego przy stoliku za mną. Jego głos wydał mi się bardzo znajomy.

      – Kochanie, dlaczego nie przyszłaś? Czekam na ciebie od godziny! – Zaczął się nakręcać. – Gdzie jesteś? Siedzę tu jak kretyn i czekam!

      – …

      – Co ma do tego moja żona? Przecież ci mówiłem, że ona nic o nas nie wie!

      – …

      – To co z tego, że jest w ciąży? Dlatego jej nic nie mówię, ale to nie znaczy, że nagle mamy się przestać spotykać! Nie planowałem tego, to był przypadek.

      – …

      – Kochanie, proszę – złagodniał trochę. – Daj mi trochę czasu, niech urodzi, załatwię jej jakąś nianię i zamieszkamy razem, ty i ja. Dobrze? Spotkamy się jutro tutaj, tak? Kocham cię!

      Zemdliło mnie i wyciągnęłam komórkę, żeby pocieszyć Anitę wiadomością, że nie tylko ona ma niewiernego chłopaka, kiedy usłyszałam pytanie:

      – Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? Czy mogę się dosiąść? – To był głos tego męża od ciężarnej żony. – Wydaje mi się, że skądś panią znam.

      Podniosłam głowę, żeby mu się przyjrzeć i zamarłam. Nade mną stał Maciek, mąż Żanety.

***

      Zebrałam wszystkie siły, żeby się szybko pozbierać i odpowiedziałam:

      – Może pan usiąść. Ja zaraz wychodzę. Nie sądzę, żebyśmy się znali.

      Starałam się powiedzieć to wszystko chrapliwym i zmienionym głosem, skracając wypowiedź do niezbędnego minimum. Szybko przywołałam kelnerkę, zapłaciłam i zanim on zdążył się namyślić, czy mnie zna, czy jednak nie, już zbierałam się do wyjścia.

      – To do widzenia – powiedział. – Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.

      O, na pewno! – pomyślałam. – Chociażby za parę dni, na twoich urodzinach.

      Wybiegłam przed kawiarnię, żeby złapać oddech. Było mi słabo i nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Znalazłam w torebce numer taksówkarza, który mnie wiózł. Zadzwoniłam. Podjechał w parę minut po moim telefonie. Pewnie czaił się gdzieś w pobliżu.

      – Witam panią! – powiedział wesoło. – Udało się namierzyć braciszka?

      – Tak – mruknęłam, wsiadając. – Spotyka się ze starszą kobietą, która jest w ciąży!

      Kompletnie zapomniałam, co mu wcześniej nałgałam i teraz pokręciły mi się wszystkie historyjki.

      – Ach, cóż za cios dla rodziny! – Taksówkarz też wyraźnie myślał o czymś innym.

      Rychło wyszło na jaw, o czym.

      – Wie pani co, kończę już pracę. Może pójdziemy na kawę, albo co, pogadamy o pani bracie i w ogóle…

      Spojrzałam na niego i stwierdziłam, że nawet był przystojny i niewiele starszy ode mnie, a potem zobaczyłam, że ma obrączkę na palcu i odpowiedziałam gniewnie:

      – Nie, dziękuję! Proszę mnie zawieść pod Centrum Handlowe, gdzie wsiadałam i to mi wystarczy!

      Taksówkarz też się zorientował, że patrzę na jego obrączkę i zaczął się nieskładnie tłumaczyć. Coś o tym, że to ma odstraszać natrętne klientki i tak dalej, ale nie chciało mi się tego słuchać.

      Bardzo chciałam, żeby też wieczór cudzołożników już się skończył.

      Czekała mnie jeszcze przeprawa z Anitą i musiałam podjąć decyzję, czy powiedzieć Żanecie o zdradzie Maćka.

***

      Wysiadłam przed Centrum Handlowym, bo nie chciałam, żeby taksówkarz wiedział, gdzie mieszkam. W toalecie zdjęłam perukę i okulary i starłam szminkę. Bardzo szybko przyjechał właściwy tramwaj, więc udało mi się zdążyć do domu przed przyjazdem Anity. Wysiadła z taksówki z walizką i plecakiem, a przez ramię miała przewieszone torebki. Targała też siatkę z kilkoma butelkami wina i różnymi serami.

      – Zdążyłaś po drodze zrobić zakupy? – zdziwiłam się.

      – To wina, które Marcin przywiózł sobie z Francji, czy skądś tam, gdzie pojechał na szkolenie, ale pewnie to wcale nie było żadne szkolenie. Podobno to dobre i drogie wina. Pozwoliłam sobie zaanektować je jako małą rekompensatę za straty moralne. Do tego sery. Będziemy imprezować na całego! – zakończyła radośnie.

      To będzie ciężka noc – pomyślałam i pomogłam jej wtaszczyć się do windy.

      Anita rzeczywiście się uśmiechała, zajadała zamówioną pizzę i z wielką uciechą słuchała opowieści o moich poczynaniach jako detektywa. Oburzała się na zaczepki Marcina pod damską toaletą, na zaloty Maćka i na jego ewidentny romans.

      Po dwóch butelkach wina, z których wypiła więcej niż ja, humor jej się zupełnie odmienił. Zrozumiała, że to koniec związku, z którym wiązała takie nadzieje. Płakała rzewnymi łzami. Ja płakałam razem z nią, myślałam bowiem o Johnie i o tym, jak to przeżyję, kiedy on w końcu się ożeni. Przecież nie będzie przez całe życie żył w celibacie.

      O