– Gratulacje pani magister!
Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Pawła. Wręczył mi piękny bukiet róż, pochylił się i pocałował mnie w policzek.
– Dziękuję! – rozpromieniłam się.
Muszę przyznać, że ostatnio pogłębiła się nasza zażyłość. Coraz częściej rozmawialiśmy, przesiadując w stołówce, w uczelnianej kafejce, albo pod salą czekając na wykład. Razem uczyliśmy się do obrony pracy.
Paweł wybrał się ze mną do miasta kupić prezent ślubny. Chciałam sama za niego zapłacić, ale uparł się, żebyśmy podzielili się kosztami. Poszliśmy na pizzę i na spacer po rynku, a potem odprowadził mnie do domu i pocałował w policzek po raz pierwszy, co było fantastyczne.
Początkowo nagłe zainteresowanie Pawła moją skromną osobą oszałamiało mnie i zaskakiwało. W kontaktach z mężczyznami byłam dość nieśmiała i zagubiona. Nie byłam jeszcze w żadnym poważnym związku. Nie do końca wiedziałam, o co chodzi Pawłowi. Czy naprawdę mnie polubił, czy chciał tylko się ze mną przespać?
– Hej, musimy uczcić to, że oboje mamy już obronę za sobą – powiedział. – Zabieram cię na obiad, a potem na drinka.
– Na drinka, hmmm… Zamierzasz mnie upić i wykorzystać?
Ach, więc to jednak o to chodziło!
– Zamierzam cię upić i wykorzystać dopiero na weselu – powiedział niby to żartem, ale coś mi mówiło, że jednak nie żartował.
Co ja mam zrobić? Przecież nie pójdę z nim do łóżka tylko po to, żeby zapomnieć o Johnie. Paweł niesamowicie mi się podobał, ale dopiero zaczynałam się w nim zakochiwać. Zdecydowanie sprawy toczyły się za szybko jak dla mnie, ale postanowiłam na razie spokojnie czekać na rozwój wydarzeń.
Pomyślę o tym jutro – zdecydowałam.
– Wyglądasz czarująco – powiedział Paweł, pomagając mi wsiąść do taksówki.
Ostatnio coraz więcej o nim myślałam, chociaż postanowiłam na razie nie „poznawać się z nim lepiej”. Miałam na ten temat dość zasadnicze poglądy. Chciałam być tak blisko tylko z kimś, z kim łączyłoby mnie wielkie uczucie.
Zaczęłam znowu wspominać to, co wydarzyło się między mną i Johnem w Paryżu na poprzednim weselu, nasze wyznania, pocałunki, a potem upadek wszelkiej nadziei.
W zamyśleniu bawiłam się kolczykami, które dostałam od niego. Były prześliczne. Z białego złota, z szafirami. Znakomicie pasowały do błękitnej sukienki, którą miałam na sobie.
Straciłam humor i nawet komplement Pawła nie był w stanie go poprawić.
– Hej, co się dzieje, Suzie? Jesteś smutna? To z żalu, że twoja przyjaciółka straci wolność i już nie będzie tak jak kiedyś? – Paweł miał żart na każdą okoliczność. – A może jesteś zazdrosna?
Nagle coś sobie przypomniał:
– Mówiłaś, że masz chłopaka! Zupełnie zapomniałem! Nie mówisz nic o nim, ale czy to dlatego jesteś zmartwiona, że on nie mógł przyjechać? Tęsknisz za nim? A może jest zły, że idziesz ze mną?
Postanowiłam wyznać trochę prawdy, bo mój wyimaginowany chłopak za bardzo stawał między nami:
– Tak naprawdę to nie mam chłopaka. Miałam kogoś, ale musieliśmy się rozstać i on wyjechał, a ja ciągle nie mogę o nim zapomnieć, a chciałabym, wiesz, żyć pełnią życia, zacząć od nowa.
Paweł wysłuchał mnie, a potem pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta. Zadrżałam, a on uśmiechnął się i powiedział:
– Nie martw się. Gwarantuję ci, że będziemy się dzisiaj dobrze bawić.
Rozdział 4.
Wesele Żanety i Maćka
Rodzice Żanety mieszkali w Jeleniej Górze, ale reszta rodziny rozrzucona była po całej Polsce. Maciek był Wrocławianinem, tak jak cała jego rodzina. Dlatego ślub brali we Wrocławiu. Wesele odbywało się w małym hotelu na peryferiach miasta.
Ślub był przepiękny. Żaneta wyglądała zjawiskowo, a Maciek jak zwykle szalenie przystojnie.
Na weselu bawiłam się jak nigdy dotąd. Paweł w garniturze prezentował się bardzo pociągająco i rzeczywiście świetnie tańczył. Kiedy przytulał mnie w tańcu i przesuwał delikatnie ręką po moich plecach przechodził mnie przyjemny dreszcz podniecenia.
Była trzecia w nocy. Wyszłam właśnie z toalety i zobaczyłam, że Paweł na mnie czeka. Objął mnie i wciągnął do wnęki obok windy, przycisnął do ściany i zaczął wolno całować w szyję, potem za uchem, w końcu jego wargi zetknęły się z moimi.
– Jesteś bardzo piękna, Suzie, taka cudowna i zmysłowa – wyszeptał namiętnie. –Tak bardzo cię pragnę…
Czułam go całym ciałem, oddawałam się jego pocałunkom. Ogarnęła mnie taka fala pożądania, że zaczęłam drżącymi rękami rozpinać guziki u jego koszuli.
Paweł delikatnie złapał mnie za ręce i powiedział rozbawiony:
– Spokojnie, kochanie, nie tutaj. Zaczekaj chwilę.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął klucz.
– Wynająłem pokój. Mamy dla siebie całą noc.
Zarumieniłam się, a on chwycił mnie za rękę i wciągnął do windy. Pokój znajdował się na pierwszym piętrze i jedyne, co w nim dostrzegłam, to było wielkie łóżko. Paweł zamknął drzwi i zaczął mnie znowu całować, jednocześnie rozpinając mi sukienkę. Pozwolił, żeby lekko spłynęła w dół, a potem pociągnął mnie na łóżko. Byłam niesamowicie podniecona. Z rozkoszą oddałam się jego pieszczotom. Myślałam tylko o tym, że za chwilę nasze ciała połączą się i że pragnę tego do szaleństwa. Nie było tu miejsca na żadne wątpliwości i przemyślenia.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam jednego kolczyka. Momentalnie wszystko inne przestało się liczyć. Gwałtownie odepchnęłam Pawła i zerwałam się z łóżka.
– Zgubiłam kolczyk! – jęknęłam z rozpaczą. – Musi tu gdzieś być, pomóż mi szukać!
– Co? O czym ty mówisz?
Paweł nic nie rozumiał. Patrzył na mnie bezgranicznie zaskoczony, a ja przeglądałam porozrzucane dookoła ubrania, pościel, odsuwałam stolik i fotele. Jak się okazało w pokoju było więcej mebli, nie tylko to wielkie łóżko.
– Suzie, kochanie, wracaj do łóżka – powiedział Paweł uwodzicielsko. – Zapewnię ci rozkosz, jakiej nigdy nie przeżyłaś, a rano poszukamy kolczyka, choćbym miał przeszukać cały hotel. Obiecuję!
Wyciągnął do mnie rękę, ale się odsunęłam. Wstał i próbował wciągnąć mnie z powrotem do łóżka, ale uciekłam do łazienki. Zamknęłam drzwi, owinęłam się ręcznikiem i usiadłam na wannie.
– Zuza, otwórz drzwi – powiedział stanowczo. – O co ci chodzi? Przecież było nam tak dobrze. Nie psuj tego, wróć. Proszę, otwórz drzwi.
– Zgubiłam kolczyk – załkałam w odpowiedzi.
– Suzie, kochanie, kupię ci dziesięć par kolczyków, dwadzieścia, sto! Wyjdź, proszę – błagał mnie i przekonywał, ale ja już straciłam ochotę.
Całe szczęście, bo prawie doszło do czegoś, czego nie powinnam