W jego oczach błysnął płomień gniewu. Nie mógł znieść myśli, że uważa go za bardzo podobnego do Tarika.
‒ Zawsze traktowałem cię z największym szacunkiem.
‒ Z szacunkiem? – powtórzyła drwiąco. – Gdybyś mnie szanował, nie zachowywałbyś się wobec mnie w tak podejrzliwy sposób, a przede wszystkim nie zniknąłbyś z mojego życia bez słowa, w środku nocy! Trzeba było jeszcze zostawić kopertę z plikiem banknotów, no i polecić mnie twoim kumplom!
‒ Dosyć! Jak śmiesz tak do mnie mówić!
Nagle znalazł się tuż obok niej, jego ciało było niczym fala agresji i zmysłowego ognia. Rozwścieczyła go, a jednak nie czuła lęku.
Głupia, nierozważna Lauren.
‒ Dlatego to zrobiłaś? Bo byłaś na mnie zła i uznałaś, że powinnaś się na mnie zemścić?
‒ Nic o mnie nie wiesz – odparła po chwili milczenia. – A ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak niewiele wiem o tobie.
‒ Nie masz pojęcia, co zrobiłaś – warknął. – Jesteś gotowa stawić czoło konsekwencjom? Wziąć na siebie odpowiedzialność za następne rozruchy?
Wiedziała już wystarczająco dużo o okropnościach, jakie stały się udziałem mieszkańców Behraatu. Chciała jak najszybciej zakończyć ten koszmar i wrócić do Nowego Jorku. Uchwyciła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku.
‒ Wyjaśnię ci to, chociaż nie powinnam tego robić. Twoje podejrzenia, że David i ja zaplanowaliśmy całe to wydarzenie, są po prostu śmieszne. On nawet nie wie, że mieliśmy romans.
‒ Więc dlaczego uciekł? Dlaczego zostawił cię samą, dlaczego nie próbował dowiedzieć się, co się z tobą stało?
‒ Może dlatego, że wbrew temu, co twierdzisz, kroczysz tą samą drogą co poprzedni szejk? Kazałeś swoim ludziom zatrzymać mnie za to, że cię spoliczkowałam, więc jak możesz go winić? I niby co David miałby zrobić z tymi zdjęciami? Puścić je na YouTube?
Wyraz jego oczu powiedział jej, że właśnie tego się obawiał. Wyciągnął z kieszeni jej komórkę i podał ją jej.
‒ Zadzwoń do niego. Powiedz, żeby przyszedł do holu i przyniósł kamerę.
‒ Dlaczego?
Spojrzał na nią ze złością.
‒ Żeby skasować nagranie.
‒ Mówiłam ci, że nawet jeżeli to sfilmował, był to jedynie przypadek. David nigdy celowo nie zrobiłby mi krzywdy, znam go.
Pod skórą jego skroni zapulsowała fioletowa żyłka, przez twarz przemknął dziwny grymas.
‒ Znasz go tak dobrze jak znałaś mnie, czy jeszcze lepiej?
W pierwszej chwili w ogóle nie zrozumiała tego pytania.
‒ Co… Co masz na myśli?
‒ Poszłaś ze mną do łóżka w trzy dni po tym, jak się poznaliśmy. Wybrałaś się na drugi koniec świata, żeby się zobaczyć z mężczyzną, który cię zostawił. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie pokładałbym zbyt wielkiej wiary w twoich zdolnościach oceny drugiego człowieka.
Z ust Lauren wyrwał się cichy jęk. Jej zdolności oceny drugiego człowieka? Powoływał się na słabość ich obojga, na brak kontroli nad zmysłami?
‒ Ty też jesteś manipulatorem – wyszeptała cicho, powoli, zupełnie jakby musiała przekonać się do własnych słów.
Narastający ból głowy ograniczał jej pole widzenia.
‒ David nie ma pojęcia o naszym romansie – wycedziła z naciskiem. – Kiedy mi powiedział, że wybiera się do Behraatu, namówiłam go, żeby zabrał mnie ze sobą. Musiał nawet zaczekać parę dni, aż dostanę wizę. Nie wiedział, co jest celem i powodem mojej podróży, naprawdę.
‒ Dlaczego przyjechałaś?
Pewnie dlatego, że jestem sentymentalną idiotką, przemknęło jej przez głowę. Dlatego, że niczego się w życiu nie nauczyłam.
Zafir miał rację. Jej zdrowy rozsądek oddalił się w nieznane tamtego dnia, kiedy sześć tygodni temu obudziła się rano i zrozumiała, że ją zostawił. Jednak teraz musiała się przestać zachowywać jak pierwsza naiwna. Najwyższy czas.
‒ Myślałam, że nie żyjesz. – Tępy ból, z którym zmagała się przez ponad miesiąc, odezwał się znowu. – Przyjechałam zobaczyć Behraat, o którym tyle mi opowiadałeś. Przyjechałam tu, żeby się opłakiwać.
Drgnął i cofnął się o krok. Nie był nawet w stanie ukryć zaskoczenia.
‒ Widziałam reportaże z rozruchów. Nie odzywałeś się, wiedziałam, że wiele osób zginęło podczas walk, więc pomyślałam, że ty też, za twój kraj. – Wzięła głęboki oddech i potarła powieki, nagle niewyobrażalnie zmęczona. – Jestem głupia, prawda? Gdyby ci na mnie zależało, sięgnąłbyś po telefon, albo nie, zaraz, po prostu wydałbyś polecenie i jeden z twoich goryli zadzwoniłby, żeby mnie poinformować, że żyjesz. I że wszystko między nami skończone.
Patrzył na nią bez słowa, nawet nie mrugnął. Czyżby uważał, że wszystko to nie miało dla niej żadnego znaczenia? Czy ona sama nic dla niego nie znaczyła?
‒ Niczego ci nie obiecywałem.
Kiwnęła głową, chociaż naprawdę dużo ją to kosztowało.
‒ Jak słusznie zauważyłeś parę minut temu, połączył nas tylko przelotny romans, może nawet była to zaledwie wymiana usług seksualnych.
Roześmiała się, chociaż oczy miała pełne łez. Kręciło jej się w głowie, zupełnie jakby w pokoju zabrakło tlenu.
‒ Wreszcie dotarło do mnie, że człowiek, którego chciałam opłakiwać, po prostu nie istnieje – powiedziała.
Jej słowa uderzyły Zafira jak zaciśnięta pięść. Kiedy byli razem w Nowym Jorku, nie był ani odsuniętym od tronu, osieroconym synem, ani władcą. Był Zafirem, młodym mężczyzną, który mógł robić to, na co miał ochotę.
Jednak tamten czas już się skończył.
Lauren oblizała wargi, z wyraźnym trudem przełknęła ślinę i zbladła jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
‒ Jeśli więc nie zamierzasz poddać mnie torturom, to poleć jednemu ze swoich ludzi, by przynieśli mi szklankę wody. Strasznie boli mnie gardło…
Zachwiała się i osunęła po ścianie na betonową podłogę, ale Zafir chwycił ją, zanim upadła i podtrzymał. Przyciągnął ją do siebie i odgarnął jedwabiste pasma włosów z rozpalonej twarzy. Nie ulegało wątpliwości, że Lauren jest poważnie odwodniona.
Coś takiego mogło się przydarzyć każdemu, kto pierwszy razy przyjechał do gorącego kraju, lecz jej omdlenie było bezpośrednim rezultatem jego czynów – to z jego polecenia zamknięto ją tu na cały ranek, bez wody.
Obejmując ją jednym ramieniem, sięgnął po telefon i wybrał numer Arifa. Delikatnie przesunął palcem po upartej linii jej szczęki, zafascynowany kontrastem swojej brązowej skóry z jej jasnym, prawie białym policzkiem.
No, właśnie… Zafascynowała go od pierwszej chwili, wystarczyło, że na nią spojrzał. Piękne rysy, cera jak alabaster i zmysłowe wargi, które kazały mu zapomnieć, że nie może pozwolić sobie na coś tak frywolnego jak płomienny romans. Zresztą nawet gdyby potrafił oprzeć się czarowi jej urody, i tak podbiłaby go ostrym językiem