W pogoni za szejkiem. Tara Pammi. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tara Pammi
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3159-6
Скачать книгу
się w słowne gierki – powiedział. – Pora na prawdę.

      ‒ I ty mówisz o prawdzie! – wybuchnęła. – Wątpię, czy w ogóle znasz znaczenie tego słowa! Tamten człowiek nazwał cię szejkiem, wyjaśnij mi to!

      Minęła cała wieczność, zanim spojrzał jej prosto w oczy. I wzruszył ramionami, lekceważącym gestem zbywając coś, co wstrząsnęło jej światem.

      ‒ Tak, jestem szejkiem.

      Te trzy słowa zawisły w przestrzeni między nimi, uświadamiając Lauren wszystkie konsekwencje jej własnych czynów. Usłużna pamięć natychmiast podsunęła jej historie o miejscowej rodzinie królewskiej, opowiadane przez zafascynowanego Behraatem Davida, podważając wszystko, co wiedziała o Zafirze. Zmierzyła go czujnym, nagle oprzytomniałym spojrzeniem.

      ‒ Skoro jesteś nowym szejkiem, to znaczy, że…

      ‒ Tak, to ja kazałem aresztować mojego brata, by przejąć władzę w Behraacie. To ja świętowałem zwycięstwo w przeddzień śmierci mojego brata. Uważaj więc, bo popełniłaś już jeden błąd i następnym razem mogę się okazać dużo mniej pobłażliwy.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      ‒ Pobłażliwy? – Lauren bezskutecznie starała się zapanować nad drżeniem głosu. – Kazałeś swoim sługusom zamknąć mnie tutaj, chociaż w ogóle nie wysłuchałeś tego, co miałam ci do powiedzenia!

      ‒ Gdybyś była kimś innym, kara byłaby dużo bardziej surowa.

      ‒ Wymierzyłam ci policzek, to przecież jeszcze nie zbrodnia stanu!

      ‒ Zrobiłaś to w obecności przedstawicieli Rady Najwyższej, ludzi, którzy uważają, że kobiety powinny siedzieć w domu, chronione przed złem tego świata oraz własnymi słabościami.

      ‒ To jakieś archaiczne bzdury.

      ‒ Masz szczęście, że zgadzam się z tym poglądem. Kobiety są zdolne do oszustwa i manipulacji w tym samym stopniu co mężczyźni, bez dwóch zdań.

      Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie.

      ‒ Więc jesteś nie tylko szejkiem, ale i mizoginem, tak? Mam już tego wszystkiego kompletnie dosyć!

      ‒ Nie jesteśmy w Nowym Jorku, moja droga, a ja z całą pewnością nie jestem chłopakiem z sąsiedztwa.

      ‒ To prawda – szepnęła.

      Nawet w Nowym Jorku nie myślała, że ma do czynienia z kimś przeciętnym. Przedstawił jej się jako właściciel niewielkiej firmy eksportowej, który zmaga się z rozmaitymi trudnościami w Behraacie z powodu zachodzących tam politycznych zmian. Błysk zainteresowania w jego oczach, oczach wysokiego, niezwykle przystojnego, aroganckiego mężczyzny, zainteresowania nią, najzupełniej przeciętnie atrakcyjną pielęgniarką, która już dawno zdecydowała się na nudne, normalne, bezpieczne życie, natychmiast wytrącił ją z równowagi.

      Właśnie dlatego tak chętnie przełknęła wszystkie jego kłamstwa.

      Tymczasem on okazał się władcą jednego z bliskowschodnich państw, który, jeśli wierzyć mediom, siłą przejął tron. Był wcieleniem władzy, potęgi i ambicji, czyli wszystkiego, czym szczerze gardziła.

      Biało-czarne płytki, którymi wyłożone były ściany pokoju, zawirowały jej przed oczami. Bezwładnie osunęła się na krzesło, włożyła głowę między kolana i zaczęła głęboko oddychać.

      Egzotyczny zapach, który jej podstępne ciało uwielbiało ze wszystkich sił, wypełnił powietrze. Zafir stanął nad nią niczym mroczny cień i jego długie palce spoczęły na jej karku.

      ‒ Lauren?

      Brzmiący w jego głosie niepokój szarpnął jej sercem, ale postanowiła dać odpór niebezpiecznym emocjom.

      ‒ Nie udawaj, że cię obchodzi, jak się czuję.

      Zanim zdążyła się poruszyć, unieruchomił ją, otaczając ramionami.

      ‒ Wiedziałaś?

      ‒ Co miałabym wiedzieć? – wychrypiała z trudem.

      Jej oczy zatrzymały się na wąskiej bliźnie biegnącej od lewego kącika jego ust do ucha. Doskonale pamiętała smak jego skóry i potężny dreszcz, który przeszył go, kiedy przejechała po tej bliźnie czubkiem języka.

      ‒ Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię – rzucił ostro.

      Podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Wyczytała w nich to samo wspomnienie.

      ‒ Co miałabym wiedzieć? – powtórzyła z nagłym znużeniem.

      ‒ Wiedziałaś, kim jestem? To dlatego spoliczkowałaś mnie publicznie, a twój przyjaciel nakręcił tę scenę?

      Minęło parę sekund, zanim jej leniwie pracujący mózg przetworzył dane, lecz gdy wreszcie zareagował, wspomnienia i urok chwili rozwiały się jak wątła mgła.

      ‒ O co ci chodzi?

      Pochylił się nad nią, zabierając jej osobistą przestrzeń. Był tak blisko, że prawie dotykali się nosami, a jego oddech owiewał jej policzki.

      ‒ Twój przyjaciel David, dziennikarz, miał kamerę i utrwalił ten nieszczęsny incydent.

      ‒ I co z tego? Masz jakiś problem ze zrozumieniem określenia „dziennikarz”? David robił zdjęcia przez cały dzień i…

      ‒ Wiedział, co zamierzasz zrobić? – przerwał jej. – Zaplanowaliście to?

      Zafir mówił cicho, lecz każde jego słowo ociekało podejrzliwością.

      ‒ Tak mało mnie znasz? – zapytała powoli.

      Zamknął uszy na ból, który wyraźnie usłyszał w jej głosie.

      Czuł pod palcami jej delikatną, ciepłą skórę i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że krew coraz szybciej krąży w jego żyłach. Coraz trudniej też przychodziło mu zapanować nad pragnieniem, żeby ją pocałować. Zamknął oczy i pod jego powiekami natychmiast pojawiły się obrazy ulic Behraatu sprzed sześciu tygodni, widok ludzi ginących w czasie rozruchów, zniszczenia, jakie Tarik sprowadził na swój kraj. Te wspomnienia błyskawicznie odsunęły na bok jego fizyczne pragnienia.

      Wrócił do równowagi, podniósł powieki i popatrzył na nią uważnie.

      ‒ Czy my się w ogóle znamy? – zapytał. – Wiemy tylko, co lubimy w…

      ‒ Przestań – zarumieniła się gwałtownie.

      ‒ Nasza znajomość trwała dwa miesiące. Przywiozłem Humę na ostry dyżur w twoim szpitalu. Powiedziała ci, że jestem bogaty, a ty postanowiłaś poprosić mnie o dotację na rzecz szpitala. Rzuciłaś mi wyzwanie i ja… Ja je podjąłem. Zdawałem sobie sprawę, że popełniam błąd, ale wdałem się w romans z tobą. Fakt, że wcześniej przez parę miesięcy nie miałem kobiety, niewątpliwie miał tu pewne znaczenie.

      Mówił jak bezwzględny drań, którym przecież był, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że nagle pobladła jak ściana i cofnęła się, jakby nie mogła znieść myśli o jakimkolwiek kontakcie nie tylko z jego ciałem, ale nawet cieniem.

      ‒ Nie zapominajmy też, że sypialiśmy ze sobą, ponieważ obojgu nam bardzo to odpowiadało – dokończył. – Więc naprawdę nie wiem, do czego jesteś zdolna. Wiem natomiast, że zawsze pielęgnowałaś dość bliskie kontakty z prasą. Twój przyjaciel David jest reporterem, warto wspomnieć o tej prawniczce, Alicii…

      Lauren drżącymi palcami odgarnęła włosy z czoła.

      ‒ Alicia pomogła mi założyć schronisko dla ofiar przemocy w Queens. Nie mam pojęcia, co mogłabym zyskać, pokazując światu twoje prawdziwe