– Musi panienka robić to, co każe markiz.
– A co twój ojciec na to, że chcesz się zaciągnąć?
– Nie powiem mu, po prostu to zrobię.
– A jeśli cię wypisze?
– Nie może. Mam osiemnaście lat. Kiedy podpiszę, nie będzie odwołania. Jeśli ma się odpowiedni wiek, rodzice nic nie mogą zrobić.
Margaret była zaskoczona.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście. Każdy to wie.
– Ja nie wiedziałam – mruknęła w zadumie Margaret.
Jenkins zniosła walizkę Margaret do holu. Mieli wyjechać w środę, bardzo wcześnie rano. Widząc ustawione rzędem walizki, Margaret zrozumiała, że z pewnością spędzi całą wojnę w Connecticut, jeśli nic nie zrobi, tylko będzie się dąsać. Chociaż matka prosiła, żeby oszczędzić ojcu dodatkowych zmartwień, Margaret musiała się mu przeciwstawić.
Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Wróciła do swojego pokoju, żeby wziąć się w garść i zastanowić, jak go przekonać. Powinna zachować spokój. Łzy go nie wzruszą, a gniew tylko sprowokuje. Musi być rozsądna, odpowiedzialna, dojrzała. Nie może się z nim spierać, bo to go rozzłości, a ją ogarnie taki strach, że nie uda jej się już nic więcej powiedzieć.
Jak zacząć? „Myślę, że mam prawo zabrać głos w sprawie mojej przyszłości”.
Nie, to niedobre. Odpowie: „Jestem za ciebie odpowiedzialny, więc to ja decyduję”.
A gdyby weszła i rzuciła: „Czy mogę porozmawiać z tobą o wyjeździe do Ameryki?”?
Zapewne odpowiedziałby: „Nie ma o czym mówić”.
Powinna rozpocząć tak niewinnie, żeby nawet on nie mógł jej zbyć. Zdecydowała, że zacznie od: „Czy mogę cię o coś zapytać?”, bo wtedy ojciec będzie musiał odpowiedzieć twierdząco.
I co potem? Jak poruszyć temat, nie wywołując jednego z tych jego okropnych wybuchów wściekłości? Mogłaby zagaić: „Byłeś w wojsku podczas ostatniej wojny, prawda?”. Wiedziała, że walczył we Francji. Potem zapytałaby: „Czy mama również?”. Na to pytanie także znała odpowiedź: matka jako wolontariuszka była pielęgniarką w Londynie i opiekowała się rannymi oficerami amerykańskimi. W końcu Margaret powiedziałaby ojcu: „Oboje służyliście waszym krajom, więc wiem, że zrozumiecie, dlaczego chcę robić to samo”. To z pewnością będzie nieodparty argument.
Czuła, że jeśli tylko ojciec przyzna jej rację w tej kwestii, łatwiej będzie przezwyciężyć inne jego zastrzeżenia. Mogłaby zamieszkać u krewnych do czasu wstąpienia do wojska, czyli przez kilka dni. Miała dziewiętnaście lat: wiele dziewcząt w tym wieku już od sześciu lat pracowało w pełnym wymiarze godzin. Była dostatecznie dorosła, żeby wyjść za mąż, prowadzić samochód i pójść do więzienia. Dlaczego więc nie mogłaby pozostać w Anglii?
To miało sens. Teraz potrzebowała tylko odwagi.
Ojciec będzie w swoim gabinecie z zarządcą. Margaret wyszła z pokoju. Na podeście przed drzwiami sypialni nagle zrobiło jej się słabo ze strachu. Wszelki sprzeciw wprawiał go w szał. Jego gniew był straszny, a kary okrutne. Kiedy miała jedenaście lat, kazał jej przez cały dzień stać w kącie swego gabinetu twarzą do ściany za to, że była nieuprzejma dla jednego z gości. Gdy miała siedem lat, zabrał jej misia za to, że zmoczyła łóżko, a raz, rozwścieczony, wyrzucił kota przez okno na pierwszym piętrze. Co zrobi teraz, gdy Margaret powie mu, że chce zostać w Anglii i walczyć z nazistami?
Zmusiła się, by zejść po schodach, lecz gdy zbliżała się do jego gabinetu, obawy rosły. Wyobraziła sobie rozgniewanego ojca, jego spurpurowiałą twarz i wytrzeszczone oczy, i przeraziła się. Usiłowała się uspokoić, zadając sobie pytanie, czy naprawdę jest się czego obawiać. Nie mógł już złamać jej serca, zabierając ukochanego misia. Jednak w głębi duszy wiedziała, że ojciec wciąż może na wiele sposobów doprowadzić ją do rozpaczy.
Gdy stanęła drżąca przed drzwiami gabinetu, korytarzem przemknęła gospodyni, szeleszcząc swoją czarną jedwabną suknią. Pani Allen żelazną ręką kierowała żeńskim personelem, lecz zawsze była łagodna wobec dzieci. Lubiła tę rodzinę i nie mogła pogodzić się z tym, że wyjeżdżają: dla niej był to koniec świata. Posłała Margaret smutny uśmiech.
Patrząc na nią, dziewczyna wpadła na zapierający dech w piersi pomysł.
Nagle w jej głowie pojawił się gotowy plan ucieczki. Pożyczy pieniądze od pani Allen, potem wyjdzie z domu, złapie pociąg do Londynu o szesnastej pięćdziesiąt pięć, spędzi noc w mieszkaniu kuzynki Catherine i z samego rana wstąpi do ATS. Nawet jeśli ojciec w końcu ją dopadnie, nie będzie mógł nic zrobić.
Ten plan był tak prosty i śmiały, aż trudno było uwierzyć, że mógłby się powieść. Zanim jednak zdążyła się rozmyślić, usłyszała swój głos mówiący:
– Och, pani Allen, może mi pani dać trochę pieniędzy? Muszę zrobić ostatnie zakupy, a nie chcę niepokoić ojca. Jest taki zajęty.
– Oczywiście, panienko – odparła bez wahania pani Allen. – Ile panienka potrzebuje?
Margaret nie wiedziała, ile kosztuje przejazd koleją do Londynu. Nigdy sama nie kupowała biletu.
– Och, funt powinien wystarczyć – odparła, zgadując. I pomyślała: Czy ja naprawdę to robię?
Pani Allen wyjęła z torebki dwa dziesięcioszylingowe banknoty. Zapewne oddałaby oszczędności całego życia, gdyby Margaret o nie poprosiła.
Dziewczyna drżącą dłonią wzięła pieniądze. To może być mój bilet do wolności, pomyślała i choć była przestraszona, w jej sercu zapalił się słaby płomyk nadziei.
Pani Allen, myśląc, że córka chlebodawców jest zdenerwowana z powodu wyjazdu, uścisnęła jej dłoń.
– To smutny dzień, lady Margaret – powiedziała. – Smutny dzień dla nas wszystkich.
Z ubolewaniem kręcąc głową, znikła w głębi domu.
Margaret rozejrzała się gorączkowo dookoła. W polu widzenia nie było nikogo. Jej serce trzepotało jak schwytany ptak, a oddech miała przyśpieszony i płytki. Wiedziała, że jeśli będzie się dłużej zastanawiać, straci odwagę. Nie chcąc kusić losu, nie zatrzymała się nawet po to, by włożyć płaszcz. Ściskając pieniądze w ręce, wyszła frontowymi drzwiami.
Stacja znajdowała się trzy kilometry dalej w następnej wiosce. Przy każdym kroku Margaret spodziewała się usłyszeć na drodze za plecami warkot rolls-royce’a, którym jeździł ojciec. Tylko skąd mógłby wiedzieć, co zrobiła? Niepodobna, by ktokolwiek zauważył jej nieobecność co najmniej do obiadu, a nawet gdyby, to założyliby, że poszła na zakupy, tak jak powiedziała pani Allen. Mimo to cały czas bała się, że zostanie zatrzymana.
Kiedy dotarła na stację, okazało się, że do odjazdu pociągu pozostało jeszcze sporo czasu. Kupiła bilet – i nie wydała wszystkich pieniędzy – po czym usiadła w poczekalni dla kobiet i obserwowała wskazówki wielkiego zegara na ścianie.
Pociąg był spóźniony.
Minęła szesnasta pięćdziesiąt pięć, a potem siedemnasta i pięć po siedemnastej. Margaret tak się bała, że miała ochotę zrezygnować i wrócić do domu, by uwolnić się od tego napięcia.
Pociąg przyjechał czternaście po siedemnastej,