– Może to podpis.
– Catrovacer? – Spojrzała na niego z powątpiewaniem. – To nie brzmi jak nazwisko. Spójrz jednak tutaj. – Wskazała na jedną z licznych postaci w trzeciej czeluści.
Langdon poczuł ciarki, ledwie skupił na niej wzrok. W tłumie grzeszników dostrzegł bowiem typową dla średniowiecza postać – człowieka w masce z długim dziobem zamiast nosa i martwymi oczyma.
Ptasia maska.
– Czy na oryginale Botticellego był lekarz? – zapytała Sienna.
– Skądże. Ta postać została domalowana.
– A czy Botticelli podpisał się na swoim obrazie?
Tego Robert nie pamiętał. Kiedy automatycznie pobiegł spojrzeniem do prawego dolnego rogu, gdzie powinna się znajdować sygnatura, zrozumiał, skąd to pytanie. Nie było tam podpisu, tylko ciąg literek na ciemnobrązowym skraju obrazu: la verità è visible solo attraverso gli occhi della morte.
Langdon znał język włoski na tyle, by zrozumieć, o co chodzi.
– Prawdę można ujrzeć wyłącznie oczami śmierci.
Sienna pokiwała głową.
– Dziwne…
Spoglądali na przerażającą wizję, która znów zaczynała powoli ciemnieć.
Piekło Dantego, pomyślał Langdon. Od 1330 roku inspiruje ludzi do tworzenia niepokojących dzieł sztuki.
Kursy Langdona poświęcone Dantemu zawierały zawsze odniesienia do znakomitych dzieł sztuki inspirowanych Piekłem. Oprócz Mapy Piekieł Botticellego mówił o Trzech Cieniach, prześwietnej rzeźbie Rodina z Wrót Piekieł, ilustracji Stradanusa przedstawiającej Flegiasa wiosłującego pośród ciał spływających Styksem… lubieżnych grzesznikach Williama Blake’a wirujących w wiecznym wichrze… dziwnie erotycznej wizji Bouguereau, w której Dante i Wergiliusz przyglądają się walce nagich młodzieńców… udręczonych duszach Bayrosa, cierpiących pod strumieniami rozgrzanych do czerwoności kamieni i sypiących się z nieba płomieni… serii drzeworytów i akwareli Salvadora Dalego… i wreszcie o cyklu czarno-białych rycin, które przedstawiały pełen obraz piekieł, od ich wrót aż po legowisko skrzydlatego Szatana, autorstwa Gustave’a Doré.
Jednakże dopiero dziś zrozumiał, że okrutna wizja Dantego była natchnieniem nie tylko dla wielkich artystów. Zainspirowała także, czego dowód miał przed oczyma, osobnika zupełnie innego rodzaju – szaleńca, który cyfrowo zniekształcił znany obraz Botticellego, dodając do niego dziesięć liter i postać średniowiecznego lekarza, a następnie podpisując go złowrogą frazą mówiącą, że prawdę można ujrzeć wyłącznie oczami śmierci. I umieścił swoje dzieło w nowoczesnym projektorze wciśniętym w kościany artefakt.
Robert nie miał pojęcia, kto wykonał cylinder, lecz w obecnej sytuacji ta kwestia musiała ustąpić znacznie ważniejszemu pytaniu.
Po jakie licho ja to nosiłem?
Podczas gdy oboje stali w kuchni, zastanawiając się nad kolejnym ruchem, z zewnątrz dobiegł ryk pracującego na wysokich obrotach silnika. Chwilę później rozległ się charakterystyczny pisk opon i stukot zatrzaskiwanych drzwi.
Zaintrygowana Sienna podbiegła do okna i spojrzała w dół.
Na ulicy zatrzymała się nieoznakowana czarna furgonetka, ze środka zaczęli wyskakiwać mężczyźni ubrani w ciemne mundury ozdobione okrągłymi zielonymi naszywkami na lewym ramieniu. Trzymali w rękach automaty i poruszali się sprawnie jak doskonale wyszkoleni żołnierze. Czterech z nich bez wahania pomknęło do wejścia kamienicy, w której przebywali uciekinierzy.
Sienna poczuła, jak krew zamarza jej w żyłach.
– Robert! – zawołała. – Nie wiem, kim oni są, ale właśnie nas znaleźli!
Stojący pośrodku ulicy agent Christoph Brüder wydawał rozkazy podwładnym, którzy wbiegali właśnie do budynku. Był to potężnie zbudowany mężczyzna, który nauczył się w wojsku, że podczas akcji nie ma miejsca na emocje, a przełożonych należy szanować i słuchać. Wiedział, co do niego należy i o jaką stawkę toczy się gra.
Organizacja, dla której pracował, miała wiele wydziałów, jednakże grupę zwiadu bojowego wzywano tylko wtedy, gdy sytuacja stawała się kryzysowa.
Kiedy wszyscy jego ludzie zniknęli w budynku, Brüder nie ruszył się z miejsca, z którego mógł obserwować główne wejście, wyjął komunikator i połączył się z przełożonym.
– Tu Brüder – powiedział. – Udało nam się namierzyć Langdona po adresie IP. Moi ludzie już po niego idą. Odezwę się, jak go będziemy mieli.
Ukryta na dachu Pensione la Fiorentina kobieta spoglądała z niemym przerażeniem na agentów znikających w jednej z pobliskich bram.
Co oni tu u licha robią?!
Przeczesała dłonią postawione na sztorc włosy. W końcu dotarło do niej, jakie będą konsekwencje spartaczonego minionej nocy zadania. Wystarczyło jedno zagruchanie gołębia, aby wszystko wymknęło się spod kontroli. Niby taka prosta misja… a zamieniła się w prawdziwy koszmar.
Już po mnie, skoro sprowadzili tutaj grupę IWO.
Vayentha chwyciła szyfrowany komunikator i połączyła się z Zarządcą.
– Sir – wydukała. – Na miejscu pojawił się zespół IWO! Ludzie Brüdera wpadli do kamienicy!
Czekała na odpowiedź, ale usłyszała jedynie serię trzasków, a potem wypowiadany elektronicznym głosem komunikat: „Rozpoczęcie protokołu wykluczenia”.
Vayentha opuściła komórkę i spojrzała na wyświetlacz, który moment później ściemniał. Krew odpłynęła jej z twarzy, gdy uświadomiła sobie, co się stało. Konsorcjum właśnie się jej wyparło.
Koniec kontaktów. Koniec wsparcia.
Wykluczenie.
Szok szybko minął.
Zastąpił go strach.
Rozdział 16
– Szybciej, Robercie! – ponaglała Sienna. – Za mną!
Myśli Langdona wciąż obracały się wokół ponurych wizji świata podziemi, gdy wybiegał za nią z drzwi mieszkania. Do tej pory Sienna Brooks panowała jakoś nad trawiącym ją stresem, ale teraz emocje wzięły górę i porzuciła luzacką pozę, okazując po raz pierwszy czysty strach.
Na korytarzu pobiegła przed siebie, mijając windę, która właśnie zjeżdżała, zapewne wezwana przez ludzi w holu na dole, i nie oglądając się, zniknęła na klatce schodowej.
Langdon biegł tuż za nią, ślizgając się na gładkich podeszwach pożyczonych mokasynów. Maleńki projektor schowany w kieszeni garnituru obijał mu się o pierś przy każdym kroku. Robert nie potrafił wyrzucić z pamięci dziwnego słowa, w jakie ułożyły się litery odczytane w ósmym kręgu. CATROVACER. Pamiętał wciąż również dziwaczną maskę i inskrypcję: „Prawdę można ujrzeć wyłącznie oczami śmierci”.
Robił, co mógł, by połączyć te elementy, jednakże na razie nie widział żadnego sensownego rozwiązania.
Gdy w końcu zatrzymał się na półpiętrze, czekająca tam na niego Sienna zaczęła nasłuchiwać. Robert także słyszał łomot butów dobiegający gdzieś z dołu.
– Czy jest tutaj jakieś inne wyjście? – zapytał szeptem.
– Idziemy – zakomenderowała ochrypłym głosem.
Tego