A nawet jeśli nie, to że właśnie taki powód telefonu zaraz im przedstawi. Wymagał tego niepisany protokół dyplomatyczny. Żadna głowa państwa nie mogła pozwolić sobie na rzucanie bezpośrednich, niepopartych dowodami oskarżeń wobec innej.
Ale Seyda tego dnia nie była w nastroju do przestrzegania zasad.
– Dla mnie niespodzianka była raczej mało przyjemna – oznajmiła. – Powiedziałabym nawet, że przybijająca, bo myślałam, że czasy prowokacji w naszych stosunkach minęły razem ze zniknięciem Politbiura.
– Słucham?
Pytanie z pewnością nie było li tylko mimowolną reakcją. Przypuszczała, że przez moment Trojanow rzeczywiście dopuszczał możliwość, że się przesłyszał.
– Ale może biorąc pod uwagę to, co robiliście na Ukrainie, powinnam była spodziewać się, że nam też taki numer wytniecie.
Rozmówca milczał.
Daria popatrzyła najpierw na Huberta, potem na Chronowskiego. Obaj mieli podobnie zaniepokojony wyraz twarzy.
– Pytanie, czy ta rozmowa przebiegnie tak, jak inne tego typu w naszej historii – ciągnęła Seyda. – Jak wtedy, gdy Sikorski zapytał Stalina o wszystkich tych polskich oficerów, po których słuch zaginął, a którzy później odnaleźli się w masowych grobach w Katyniu.
– Chyba pani…
– Iosif Wissarionowicz zapewniał wtedy, że nie ma pojęcia, co się z nimi stało. I że dawno zostali wypuszczeni. Bo jaki cel ZSRR miałby w ich przetrzymywaniu? Przecież to niedorzeczne!
– Chyba pani się zapędziła.
– Chyba nie – odparła. – Ale w zależności od tego, jak pan na to odpowie, może jeszcze nabiorę rozpędu.
– Przyznam, że jestem trochę…
– Odkryliśmy, że nie było żadnego prawda jazdy – rzuciła. – Ani polskiej waluty.
Znów usłyszała niewyraźne, ciche rozmowy.
– Mam na myśli wasze rzekome odkrycia, jeśli miałby pan wątpliwości. Te, które miały przekonać mnie, że planowany jest zamach.
Mrukliwie komentarze po drugiej stronie nagle ucichły. Seyda mogła wyobrazić sobie, jak nagle stężała twarz Michaiła. Jak uniósł otwartą dłoń, sprawiając, że wszyscy zamilkli.
Przez moment na linii panowała pełna napięcia cisza. Trojanow właściwie miał pełne prawo zakończyć tę rozmowę. Obowiązująca etykieta doznała uszczerbku, konwersacja nie odbywała się już zgodnie z dyplomatycznym konwenansem.
Seyda przełknęła ślinę. Może zaczęła zbyt ostro? Prowadzenie rozmów z Rosjanami właściwie było sztuką, a ona miała wrażenie, że jeszcze do końca jej nie opanowała. Może powinna zacząć od tworzenia fasady przyjaznej wymiany zdań? Ten naród cenił sobie zachowywanie pozorów jak mało który.
Tyle że ona nie miała już na nie czasu. Wszystko, co związane ze szczytem, należało dopiąć na ostatni guzik już wiele tygodni temu. Kilka dni przed spotkaniem w Malborku wszystko musiało być absolutnie jasne.
– Skąd te absurdalne pomysły? – odezwał się w końcu Trojanow.
– Z pewnego źródła.
– Obawiam się, że jest pani w błędzie.
– Doprawdy?
– Źródło, które podsuwa pani te sfabrykowane informacje, nie jest godne zaufania. Zapewniam.
– Nie wie pan nawet, o kim mowa.
– Mogę się domyślać.
– Tak?
– Nie jestem ślepy, pani prezydent. I wbrew temu, co twierdzą opozycjoniści, także nie głupi.
Przyjazny ton był zupełnie niepodobny do Michaiła. Nie miała wprawdzie z nim wiele do czynienia w prywatnych kontaktach, ale kilka rozmów wystarczyło, by oceniła jego charakter. Rosyjski prezydent z pewnością nie należał do ludzi, którzy zwykli odpowiadać lekkim tonem na jakikolwiek zarzut.
– Widzę protesty na ulicach – dodał. – Mam świadomość, że są w Rosji ludzie, którzy zrobią wszystko, by mnie zdyskredytować. I do tego właśnie doszło.
– A mnie wydaje się, że powód jest inny.
Westchnął. Dobrotliwie, jak poczciwy wujek, któremu zależy na losie siostrzenicy.
– Niech pani nie bagatelizuje ryzyka – powiedział. – Jest jak najbardziej realne.
– O, ryzyko z pewnością jest realne – przyznała. – Ale wiąże się wyłącznie z ufaniem wam.
– Pani prezydent…
– Mówi pan, że nie jest idiotą, ale próbuje zrobić ze mnie kretynkę – ciągnęła. – Podobnie było z Donbasem i Krymem, że już nie będę cofać się dalej w przeszłość i wspominać o Abchazji, Osetii, Czeczenii czy innych prowokacjach granicznych, które…
– Przekracza pani pewną linię.
– Nie. Przekroczyłam ją już dawno, kiedy tylko dowiedziałam się o waszej mistyfikacji. Dość marnej, muszę przyznać.
– Nie doszło do…
– Ach, oczywiście, że nie – wpadła mu w słowo. – A może to nawet sami terroryści przekazali mi wiadomość o tym, że sfabrykowaliście dowody? Może chcą, żeby szczyt się odbył, bo naprawdę planują zamach?
– Pani prezydent…
– Niech mi pan nie serwuje takich bzdur.
Zrobiła głęboki wdech, odsuwając nieco telefon, by Michaił tego nie słyszał. Uznała, że przetestowała go odpowiednio. Nie obruszył się, nie rzucił słuchawką. Przeciwnie, wydawało się, że zamierza przekonywać ją do skutku.
Nietypowa reakcja. Przynajmniej jak na Rosjanina, któremu ktoś właśnie zarzucił machinacje.
Co to mogło oznaczać?
– Naprawdę powinna się pani dłużej zastanawiać, zanim coś powie.
– Nie stać mnie na to. Nie teraz.
– Najwyraźniej.
Seyda odniosła wrażenie, że gdyby Chronowski potrafił zabijać wzrokiem, śledczy już dokonywaliby oględzin jej zwłok. Wiedziała doskonale, co premier stara się jej przekazać – i to sprawiało, że jeszcze bardziej odczuła powagę sytuacji. Człowiek, który był bez dwóch zdań cholerykiem, nerwusem, a może nawet zwykłym furiatem, najchętniej zaapelowałby o spokój i wyważenie. A potem dodałby, że w ten sposób nie uprawia się polityki.
Być może miałby rację. Kłótnie na szczytach władzy, szczególnie gdy chodziło o wymiar międzynarodowy, nigdy nie prowadziły do niczego dobrego.
– Najwyraźniej błędem była organizacja tego szczytu w Polsce – dodał Trojanow. – Ewidentnie nie jest pani w stanie tego udźwignąć. Presja okazała się…
– O mnie niech pan się nie martwi.
– Martwię się – odparł ze spokojem w głosie. – Bo to od pani w dużej mierze zależy nasze bezpieczeństwo podczas spotkania. A kiedy słyszę takie bzdury…
– Bzdury opowiadaliście wy, panie prezydencie – weszła mu w słowo. – I uważam, że było to ohydne, niegodne nawet was i…
– Wystarczy.
– Bynajmniej – odparowała