– Mam sporo na głowie – powiedziała. – Jeśli przychodzisz do mnie z dokładką problemów, muszę cię ostrzec, że jestem pełna.
Nie odpowiadał.
– Nie żartuj… – jęknęła.
– Obawiam się, że mi nie do śmiechu, pani prezydent.
– Co się dzieje?
– Urszula Garnicka jest w Warszawie.
Seyda poruszyła się nerwowo.
– I? – spytała. – To wolny człowiek, może być, gdzie jej się żywnie podoba. W Warszawie, Krakowie, Poznaniu… Męcikale, Jęczydole czy nawet Starych Niemyjach.
Korodecki popatrzył na nią niepewnie, ale kąciki ust nawet mu nie drgnęły.
– Naprawdę są takie miejscowości? – spytał.
– Są. Ale to tylko krople w morzu ciekawych nazw. Jeśli chcesz, jest taka strona, na której…
– Wolałbym skupić się na Garnickiej.
Seyda zaklęła bezgłośnie. Wiedziała doskonale, że jest tylko jeden powód, dla którego Hubert mógłby wspomnieć o byłej kochance jej męża.
Byłej? Nie, nie było sensu się łudzić. Kto jak kto, ale szef kancelarii nie traciłby czasu na rozmowę o tej kobiecie, gdyby do czegoś nie doszło. Daria westchnęła głęboko i spuściła wzrok.
– Gdzie ich widziano? – zapytała.
– Na Krakowskim Przedmieściu.
– Co takiego? Miał czelność…
Ugryzła się w język, zanim powiedziała za dużo. Jeśli jakikolwiek moment był dobry, by dać upust swoim emocjom, to ten z pewnością do nich nie należał. Miała na głowie znacznie ważniejsze, państwowe sprawy. Jej małżeństwo zresztą już jakiś czas temu zeszło na dalszy plan.
Przynajmniej częściowo. Na moment zamknęła oczy, starając się przekonać do tego samą siebie. Prawda była jednak taka, że od miesiąca sytuacja powoli się poprawiała. Na powrót zaczęli się do siebie zbliżać, spędzali razem coraz więcej czasu. Zula była szczęśliwa, a oni znaleźli się na jak najlepszej drodze, by móc powiedzieć to samo o sobie.
Wiele dzieliło ich jeszcze od odbudowy zaufania, ale Seyda coraz częściej myślała o tym, że to możliwe. Jak większość zdrad, ta również nie wynikała z braku miłości, ale szacunku. Krzyśkowi zabrakło go wcześniej, teraz ona straciła go wobec męża. Z każdym dniem wydawało się jednak, że obydwoje mają go względem siebie coraz więcej.
Aż do teraz.
– Kto ich widział? – spytała.
– Jeden z funkcjonariuszy BOR-u.
Co za upokorzenie, pomyślała Daria.
– Ale… – zaczęła, a potem pokręciła głową i ze świstem wypuściła powietrze. – Czy ten idiota nie zdawał sobie sprawy, że ochrona cały czas ma na niego oko?
– Zdawał.
– Więc?
– Wszedł do jednej z kawiarni – odparł beznamiętnie Korodecki, jakby relacjonował mało istotny fakt. – Ochrona oczywiście poszła za nim, ale pani mąż w pewnym momencie wyszedł do toalety. Kiedy zbyt długo nie wracał, jeden z oficerów postanowił sprawdzić, co się dzieje. Zastał go w… dwuznacznej sytuacji.
– Jak bardzo dwuznacznej?
Hubert nie odpowiedział.
Seyda podniosła się zza biurka, okrążyła je, a potem zatrzymała się przy oknie. Wyjrzała na zewnątrz, bębniąc palcami o parapet.
– Nie sądziłam, że jest takim durniem.
– Nie?
Obejrzała się przez ramię.
– Nie aż takim – sprecyzowała. – Ale najwyraźniej miłość, namiętność, czy co ich tam łączy, naprawdę przesłania zdrowy rozsądek.
– Pani prezydent…
Machnęła ręką, a on szybko urwał.
– Nie mam teraz czasu na jego ekscesy – powiedziała, a potem z powrotem zajęła miejsce przy biurku.
– Co mam z nim zrobić?
– Usunąć. Byle po cichu.
Korodecki pozwolił sobie na lekki grymas, który miał chyba uchodzić za uśmiech.
– Trzymaj go po prostu z daleka ode mnie – powiedziała, po czym zrobiła głęboki wdech. – Przynajmniej przez kilka godzin. Bo muszę przerzucić trochę dyplomatycznego gnoju.
Hubert obrócił się w kierunku drzwi, a potem spojrzał pytająco na Darię. Nie miała zamiaru relacjonować mu dokładnie wszystkiego, czego dowiedziała się od Chronowskiego, ale pewne rzeczy powinna mu przekazać.
– Rosjanie podłożyli gotówkę i prawo jazdy – oznajmiła.
Korodecki nie wydawał się zdziwiony, ale właściwie była to jego naturalna reakcja na wszystko, co działo się wokół. Na palcach jednej ręki Daria mogła policzyć sytuacje, w których widziała wyraz konsternacji na jego twarzy.
– To pewna informacja?
– Rzekomo prosto z Rosgwardii.
– Trzeba będzie to potwierdzić.
– Właśnie miałam zamiar to zrobić, kiedy przyszedłeś do mnie z wesołą nowiną.
Hubert przestąpił z nogi na nogę, niepewny, co konkretnie prezydent ma na myśli.
– Chodziło mi bardziej o to, by służby zweryfikowały, czy…
– Nie mam czasu na okrężną drogę, Hubert.
– To znaczy?
Skinęła głową w stronę drzwi.
– Zaproś tę polityczną hienę do środka – poleciła.
Po chwili szef kancelarii i premier siedzieli przed biurkiem, a znajdująca się po drugiej stronie Seyda patrzyła na nich badawczo. Obracała w ręce telefon, czekając, aż któryś z nich się odezwie.
Przedstawiła Adamowi, co miała zamiar zrobić, ale tylko po to, by upewnić się, że to dobry ruch.
– Oszalałaś – odezwał się w końcu Chronowski. – Tak nie załatwia się tego typu spraw.
Uzyskała to, na co liczyła. Uśmiechnęła się, a potem wybrała numer.
– Za mojej prezydentury właśnie tak się będzie je załatwiało.
– Poczekaj…
– Nie mam na co. Szczyt jest niedługo, muszę mieć pewność.
Przyłożyła komórkę do ucha. Na połączenie z prezydentem Trojanowem musiała czekać tylko chwilę. Mogła użyć właściwych kanałów dyplomatycznych, ale nie chciała ryzykować, że ktoś z jego administracji zdąży go przygotować do rozmowy.
Mogła też polecić któremuś z pracowników dyplomatycznych, by skontaktował się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem i omówił całą sytuację. Nie wspominając już o pozostawieniu tej kwestii do rozstrzygnięcia MSZ-etowi lub w ostateczności dowódcom służb.
Rezultat w każdym przypadku byłby jednak identyczny. Rosjanie wszystkiego by się wyparli, a w ocenie ich reakcji musiałaby zdać się na przekazy z drugiej ręki.
Wolała sama rozmówić się z gospodarzem Kremla.
Położyła telefon na biurku, włączyła