Ewelina przez całą drogę milczała, pogrążona w myślach.
Kolcow zmusił konia do zjechania ze szlaku. Zatrzymali się w rachitycznym zagajniku. Dziewczyna wysiadła z sań i, badając przestrzeń długim na metr kijem, zniknęła w ciemności. Mrok miał atramentową barwę, śnieg mdło lśnił w świetle gwiazd. Mróz tężał.
Kolcow przypiął kobyle worek z obrokiem, a potem sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej kartkę. Tekst, zapisany równym, kaligraficznym pismem, roił się od skreśleń i poprawek. Ciemność nie pozwalała rozróżnić liter, ale Iwan nie miał zamiaru czytać. Znał każde słowo na pamięć. Był to brudnopis listu napisanego wiele dni temu, na jednym z postojów.
Droga Anno Janowiczowna,
piszę do Ciebie, ponieważ nie zobaczymy się już więcej. Podjąłem decyzję, która w zasadniczy sposób zmieniła moje życie.
Nie rób sobie wyrzutów: to nie Twoja wina. Zdaję sobie sprawę, że nie byłem dla Ciebie łatwym towarzyszem życia; spełnienie moich wymagań kosztowało Cię z pewnością dużo wysiłku i dyscypliny, do której – jestem w pełni świadom – niełatwo było Ci się wdrożyć. Ja ze swej strony nie dawałem Ci tego, co każdy mąż ma obowiązek dawać; nadziei macierzyństwa. Nie jest to moją winą. Najwyższy w tej materii poskąpił mi niestety swej łaski, co w żaden sposób nie zmienia sytuacji. Zawiodłem Cię, wiem o tym.
Nie mogłem dalej tak żyć; w nie swoim kraju, używając nie swojej mowy, z dala od Matuszki Rosji, bez celu i sensu. Czymże bowiem jest bogactwo materialne, gdy nie wypełnia go duchowa treść? Pozłotą, niczym więcej. Wydmuszką, umilającą życie, ale gotową pęknąć przy byle obrocie fortuny.
Postanowiłem więc wyrzec się Ciebie i rozpocząć nowe życie. Wybacz mi; zmilczę o szczegółach mego planu. By jednak nie folgować sobie i ewentualnym przyszłym słabościom, zdecydowałem również o pozbyciu się majątku; wkrótce przystąpię do realizacji tego zamierzenia. Nie chcąc jednak zostawiać Cię bez środków do życia w tych niełatwych przecież czasach, zapisuję Ci w całości nasze wspólne mieszkanie oraz dziesięć tysięcy rubli w złocie, zdeponowanych w Banku Zachodnim. Upewniłem się, że walory te nie wpadły w ręce opryszków, którzy napadli na ów bank w ostatnich dniach października, czego oboje byliśmy świadkami. Wysłałem już do banku odpowiednie upoważnienie wystawione na Twe nazwisko.
Szczerze życzę Ci, byś była szczęśliwa. Jeśli pojawi się w Twym życiu odpowiedni mężczyzna, wiedz, że nie jestem temu przeciwny.
Kolcow ostatecznie wysłał list dopiero wczoraj, nie mając żadnej gwarancji, że dotrze do adresatki. Wcześniej wielokrotnie miał okazję to zrobić w znacznie bezpieczniejszy sposób, udowadniał sobie wszelako, że okazje nie są wystarczająco pewne. Poczta działała nieregularnie, czasami nie działała wcale. Gdzieś w głębi ducha czuł jednak, że się oszukuje; chodziło o coś zupełnie innego.
Pomocnik nie ułatwiał podjęcia decyzji.
– Nie chcesz spalić wszystkich mostów, dopóki nie upewnisz się, że twoje nowe życie ma sens – mawiał, gdy Iwan na postojach obracał w rękach zaklejoną kopertę. Jego nieznośna, pełna wyższości pewność siebie doprowadzała nieraz Kolcowa do szału. Pomocnik nie przejmował się przejawami złego humoru swego interlokutora. Siadywał, w zależności od okazji, na krześle lub skraju barłogu, jak zawsze nieskazitelnie elegancki i wytworny, hołdujący dobrym manierom, precyzyjny i bezlitośnie logiczny. I punktował, bez wysiłku znajdując luki w rozumowaniu Iwana.
– Nieprawda.
– Szkoda czasu na wykręty, Iwanie. – Pomocnik sprawiał wrażenie niezmiernie zdegustowanego. – Andriejew zanęcił cię perspektywami nowego życia i nowych wyzwań, ale wcale nie jesteś pewien, czy ta propozycja ci odpowiada. W gruncie rzeczy niezły z ciebie kunktator. Zawsze idziesz na pewniaka.
– Brednie – denerwował się Kolcow. – Tłukę się przez pół Ukrainy z niewidomą dziewczyną, zostawiając za sobą całe moje dotychczasowe życie, żonę, majątek, wygody i rozległe znajomości. Zmierzam do Kijowa właśnie po to, by rozpocząć nowe życie. Chcę zerwać z Anną, czego list jest dowodem. I ty to nazywasz kunktatorstwem?
– Och, z Kijowa do Warszawy wcale nie jest tak daleko. Zawsze można wrócić – parskał lekceważąco Pomocnik. – Zabrać dziewczynę, albo i nie, jeśli uznasz, że ci się znudziła, i pojechać do Warszawy, wprost w ciepełko gotowego mieszczańskiego gniazdka. Co innego, gdybyś wysłał ten list. Wtedy powrót nie byłby możliwy, przynajmniej bez utraty twarzy. A na to nigdy sobie nie pozwolisz. Anna mimo wszystkich twoich wątpliwości była stałym punktem życia, pewnikiem, nad którym sprawowałeś pełną kontrolę. Gdy odetniesz tę pępowinę i rzeczywiście poweźmiesz decyzję, by rozdać majątek, gdy zameldujesz się u Andriejewa i rozpoczniesz współpracę z nim, uznam, że rzeczywiście chcesz zmian.
– Decyzja została podjęta.
– Chciałbyś dać Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, Iwanie, ot co. – Nie dawał się przekonać Pomocnik. – Dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Rozstaniesz się z Anną, pozbędziesz majątku i zameldujesz u Andriejewa. Możesz mi powiedzieć, w jaki sposób zamierzasz poświęcić się nowym zadaniom, jednocześnie pilnując dziewczyny?
– To nie będzie stanowiło problemu – odparł Iwan, poważniejąc. Pomocnik nawet nie zwrócił uwagi na twardsze nuty w jego głosie.
– Odwrotnie. Będzie stanowiło, i to poważny. Pamiętasz, jak Andriejew mówił, że do rzeki rewolucji można wejść tylko raz? Nie wyglądał na żartownisia. Będzie wymagał od ciebie pełnego poświęcenia. A także twego czasu. Będziesz musiał zanurzyć się w nowej pracy aż po czubek głowy. Nie zostanie miejsca na nic innego. A ona? Jej nie tylko trzeba pilnować. Nią trzeba się również opiekować. Niańczyć ją. Jest bardziej bezradna niż pięcioletnie dziecko.
– Nie.
– Co: nie? W którym punkcie się ze mną nie zgadzasz? Jest niewidoma? Jest. Zwraca na siebie uwagę? Oczywiście. A przez to na ciebie również. Tracisz przy niej głowę? Jak nigdy przy nikim. Wcześniej nie widziałem cię tak rozkojarzonego. Do tej pory miałem do czynienia z człowiekiem odznaczającym się bystrym umysłem i pełną rozwagą w działaniu. Byłeś niemal po niemiecku dokładny, niekiedy nawet przesadnie. Teraz to pieśń przeszłości. Obok ciebie mógłby przejechać bijący w bębny pułk kawalerii i ty, wpatrzony w tę dziewiczą piękność, nawet byś tego nie zauważył.
– Przesadzasz.
– Pozbądź się jej, Iwanie, dobrze ci radzę. Obojętnie – wrócisz do Anny czy zameldujesz się u Andriejewa – ta dziewczyna jest wyłącznie zbędnym balastem, mogącym na dodatek cię pogrążyć.
– Nie.
Pomocnik zamilkł, ale w głosie Iwana po raz pierwszy od opuszczenia Lwowa zabrakło stanowczości. Stalowy upór znikł. Iwan Kolcow zaczął zdawać sobie sprawę, że Pomocnik ma rację.
Ewelina, cicha i uległa, małomówna i zamknięta w sobie, bezradna, ale w pewien sposób jednak twarda