Podinspektor schował starą nokię do etui, a potem bez słowa ruszył w kierunku Przełęczy w Grzybowcu. Tym razem sam narzucił tempo marszu.
– Jesteś zawieszony – odezwał się.
– Co takiego? – wypalił Wiktor.
– Komendant zawiesił cię w czynnościach służbowych na okres trzech miesięcy.
– Nie miał prawa.
Edmund spojrzał na rozmówcę spode łba.
– Miał pełne prawo – odparł.
– Musi toczyć się wobec mnie postępowanie, które…
– Wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
– To bzdura – zaoponował Forst. – NSI dopiero co wyemitowała materiał. Nikt nie zdążyłby postawić nawet pieczątki, nie mówiąc o podpisie.
– A jednak sam komendant wojewódzki właśnie mnie o tym poinformował.
– Drwi sobie pan ze mnie?
– Na szczęście nie. Choć mnie też wydaje się to za piękne, by mogło być prawdziwe – odparł Osica. – Najwyraźniej podpadłeś w inny sposób.
– Najwyraźniej?
Edmund z namaszczeniem skinął głową.
– Nie powinien pan o tym wiedzieć? Jest pan przecież cholernym podinspektorem.
– Uważaj na słowa.
Przez moment milczeli.
– Więc? – zapytał Forst.
– O niczym nie wiedziałem.
– Jak to możliwe?
– Naczelnik Wydziału Kontroli mnie nie znosi – odparł Osica, znów zapadając się w śniegu. Wiktor podał mu rękę, a Edmund bezwiednie za nią złapał. – Zresztą, nawet gdyby było inaczej, te hieny nic by mi nie powiedziały. Muszą wiedzieć, że sypiasz z moją córką.
– Sypiałem.
– Milcz, Forst – odbąknął podinspektor. – I przyzwyczaj się do tego, bo przez następne trzy miesiące właśnie to będziesz robił.
Trzy miesiące. Tyle wystarczyło, by wszelki ślad po mordercy rozpłynął się w odmętach akt, wśród innych nigdy niewyjaśnionych spraw.
Forst nagle się zatrzymał. Dowódca przeszedł jeszcze kilka kroków, po czym zrobił to samo i niechętnie obejrzał się na podkomendnego.
– To jakiś absurd – powiedział Wiktor.
– Absurd? Pracowałeś na to, od kiedy zacząłeś u nas służyć. O ile mnie pamięć nie myli, było to jedenaście lat drogi przez mękę.
Forst nie miał zamiaru z nim dyskutować. Przez te lata było kilka okazji, by Wydział Kontroli wszczął przeciwko niemu postępowanie, ale zawsze udawało mu się jakoś wyplątać z kłopotów. Tym razem jednak nie dano mu choćby szansy, by odniósł się do zarzutów. Nie wiedział nawet, które z jego przewinień przepełniło czarę goryczy. Wszystko to wyglądało co najmniej podejrzanie.
Mógł się bronić. Na wydany przez przełożonego rozkaz przysługiwała mu skarga do sądu administracyjnego. Naraz zdał sobie jednak sprawę, że żadne odwołanie mu nie pomoże. Nawet jeśli uda mu się uchylić zawieszenie, nie zostanie z powrotem przydzielony do sprawy z Giewontu. Dostanie patrole nartostrad albo pogadanki w szkołach.
Obrócił się ku Wyżniej Kondrackiej Przełęczy.
– Co robisz?
Wiktor bez słowa ruszył w kierunku, z którego przyszli.
– Forst, stój!
– Jestem zawieszony, panie inspektorze. Zawieszona jest także moja wola wykonywania rozkazów.
Podinspektor ruszył za nim, miotając pod nosem przekleństwa.
– Dawaj kaburę, kurwa mać! – wycedził, gdy znalazł się tuż za komisarzem. – I legitymację służbową!
Nie zwalniając, Wiktor podał mu kartę przypominającą dowód osobisty, a potem odpiął futerał z bronią. Służbowy glock nie był mu już potrzebny. Liczyło się to, że w komórce miał zdjęcia monety, która stanowiła jedyny ślad pozostawiony przez mordercę.
Po chwili zostawił Edmunda w tyle. Przypuszczał, że po tym, co zamierza zrobić, już nigdy więcej go nie zobaczy. Chyba że na sali sądowej.
4
Łysiejący mężczyzna z zakolami obserwował wydarzenia na antenie NSI. Siedział w wysłużonym fotelu, który pamiętał jeszcze czasy, gdy na czarno-białym ekranie w najlepsze perorował Gomułka.
Mężczyzna wymienił obicie i drogim preparatem smarował drewniane podłokietniki, ale nie mógł nic poradzić na to, że siedzisko zapadło się po lewej stronie. Zawsze siedział przechylony, a gdy kiedyś próbował to zmienić, rozbolał go kręgosłup. Poza tym i tak nieświadomie wracał do poprzedniej pozycji. Przyzwyczajenie było czymś więcej niż drugą naturą.
Wyłączył telewizor i wstał z fotela.
Był w domu sam. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś u niego gościł.
Podszedł do starego komputera i opadł ciężko na krzesło, opierając się o biurko. Pecet potrzebował chwili na uruchomienie. Stary człowiek przejrzał kilka portali informacyjnych, nie odnajdując tego, co go interesowało.
Wstał z krzesła i podszedł do komody stojącej przy oknie. Otworzył górną szufladę, a potem omiótł wzrokiem wszystkie greckie numizmaty, które się w niej znajdowały.
Było ich siedemdziesiąt jeden. Po jednym za każdy rok.
5
Szrebska kazała swojemu operatorowi zostać na przełęczy, po czym wzięła od niego lornetkę i ruszyła niebieskim szlakiem na wschód, ku Hali Kondratowej. Chciała spojrzeć na masyw z innej strony, przekonana, że morderca musiał gdzieś zostawić ślady.
Nie mogło być mowy o żadnym samobójstwie. Zresztą ten policjant sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ciało w jakiś sposób zostało wciągnięte na szczyt – a ona zamierzała odkryć, jak to się stało.
– Pani Olgo! – rozległo się wołanie.
Zatrzymała się i odwróciła, od razu rozpoznając głos swojego rozmówcy spod Giewontu. Dopiero teraz, gdy zbliżał się do niej szybkim krokiem, miała okazję się mu przyjrzeć. Surowe rysy, zmęczenie wypisane na twarzy, a do tego brak munduru. Wydział Zabójstw, skwitowała w duchu.
– Śledzi mnie pan?
– Ma pani niesamowite ciało.
– Słucham? – odparła Szrebska, robiąc krok w tył i szukając w jego oczach szklistości świadczącej o tym, że facet lubi wypić i dzisiaj przyjął już podwójną dawkę.
– Od kilku minut starałem się panią dogonić i nie mogłem nie zauważyć, że…
– Pan jest nienormalny?
– Wiktor Forst – odparł, wyciągając rękę.
Przedstawiła się, potrząsając jego dłonią.
– Rozumiem, że to odpowiedź twierdząca? – spytała.
– Nie mnie to oceniać.
Dziennikarka się rozejrzała. Choć ciało w czarnym worku kilka minut temu zabrał śmigłowiec TOPR-u, zaaferowana gawiedź nadal