Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa. Joanna Jax. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7835-631-8
Скачать книгу
z mieszkania dozorcy i postanowił poczekać na Lewina. Przypomniał sobie, jak wiele problemów ten człowiek przysporzył jemu i Hance. Zasłużył sobie na śmierć, ale był bratem jego ukochanej i ta nigdy by nie wybaczyła Igorowi, gdyby go zabił. Poza tym najpierw musiał zmusić go do wyjawienia adresu siostry.

      Tym razem Lewin najwyraźniej miał dzień wolny od swoich podejrzanych zajęć, bo zjawił się przed kamienicą już po godzinie. Wyskoczył z rikszy i zanim wszedł do bramy budynku, podszedł do niewielkiego kiosku z gazetami. Igor stanął tuż za nim, wyciągnął pistolet i wbił mu go pod żebro, po czym szepnął do ucha:

      – Kup grzecznie gazetę, a potem idź do tej bramy po prawej stronie.

      Lewin aż podskoczył ze strachu, a jednocześnie zaczął się intensywnie zastanawiać. Był przekonany, że w kolejce po gazety stoi za nim oficer niemiecki, tymczasem za plecami usłyszał język polski z nieco śpiewnym akcentem, który nieodparcie mu się kojarzył z kimś, kogo już spotkał w swoim życiu. Nie miał jednak zamiaru ani uciekać, ani szarpać się z nieznajomym, bo to mogło skończyć się dla niego tragicznie. Zacisnął usta i podążył w kierunku bramy wskazanej przez napastnika. Gdy znaleźli się w ciemnym przejściu, Igor pociągnął za rękę Lewina, odwrócił go i przycisnął do ściany.

      – Poznajesz mnie? – wysyczał Łyszkin, starając się zapanować na chęcią poturbowania mężczyzny, o którym miał jak najgorsze zdanie.

      Emil zmrużył oczy, jakby szukając w pamięci twarzy, którą miał przed oczami, i nagle jego obawa zamieniła się w przerażenie. Poznał te nieco skośne jasne oczy, przypomniał sobie także, gdzie słyszał ów dziwny akcent.

      – Bolszewik Łyszkin – jęknął, a jego twarz zrobiła się kredowobiała.

      Był pewien, że za chwilę umrze, bo wpakował Hankę w poważne kłopoty, naraził na śmierć nie tylko ją, ale także dziecko, zatem żadna siła nie powstrzyma tego czerwonego diabła, by zadać mu śmiertelny cios.

      – Masz dobrą pamięć, Lewin. I cholernie paskudny charakter. Żeby własną siostrę na śmierć wysłać… to trzeba być prawdziwym skurwysynem.

      – Nie chciałem… Nie Hankę. To moja jedyna rodzina. Chciałem ją ratować, dlatego wystawiłem ciebie… Nie miałem pojęcia, że mnie oszukają. Błagam, uwierz mi – nieskładnie tłumaczył Lewin, wiedząc, że tylko w ten sposób może się bronić. Łyszkin był od niego wyższy, silniejszy i posiadał najważniejszy atut – wycelowany w niego pistolet.

      – Gdzie jest Hanka? – zapytał ostro Igor.

      Emil postanowił, że nie wyjawi prawdy. Łyszkin nie był z pewnością osobą, która zechce skrzywdzić jego siostrę. W końcu był w niej zakochany już przed wojną. Lewin obawiał się jednak, że jeśli poda adres, już nic nie będzie powstrzymywało tego bolszewika, by go zabić.

      – Nie wiem – powiedział niepewnie Emil.

      Łyszkin z całej siły uderzył go w twarz. Lewin poczuł piekący ból i przez chwilę pomyślał, że ten bydlak właśnie złamał mu nos.

      – Zostaw mnie, nie wiem, gdzie jest Hanka. I możesz mnie w dupę pocałować – niemal wyłkał Emil.

      Kolejny cios Igor zaserwował mu w brzuch. Lewin zgiął się wpół, bo odebrało mu oddech, a kolejne uderzenie sprawiło, że osunął się na betonową posadzkę. Wiedział, że nikt mu nie pomoże, bo widok niemieckiego żołnierza znęcającego się nad Polakiem już na nikim nie robił wrażenia. Zresztą nawet jeśli, żadna z przechodzących osób nie odważyłaby się interweniować.

      – Mów, do cholery! – Łyszkin nie dawał za wygraną.

      Nie był wcale pewny, czy w istocie brat Hanki zna miejsce jej pobytu, ale w głębi duszy potrzebował pretekstu, by poturbować tego cholernego drania. Złapał Lewina za poły marynarki, podciągnął do góry, kolejny raz przycisnął do ściany i przyłożył mu lufę pistoletu, tym razem do gardła.

      – Posłuchaj, gnoju, masz ostatnią szansę, by ujść cało z życiem. Powiesz – puszczę cię wolno, nie powiesz – zamilkniesz na zawsze – powiedział z wściekłością Łyszkin.

      Emil zdał sobie sprawę, że ten bolszewik nie blefuje. Miał pięćdziesiąt procent szans. Postanowił zaryzykować.

      – Magnuszew. Na południe od Warszawy. Wynajmuje mały drewniany dom od miejscowego felczera, przy głównej drodze. Każde dziecko ci go wskaże. Ale nie jestem pewny, czy wciąż tam mieszka. Rok temu mieszkała. Z taką wielką kobietą i córką, i była w ciąży. – W końcu to powiedział i zmrużył oczy, jakby czekając na najgorsze.

      – W ciąży? Z kim, u licha?

      – Boże, człowieku, a skąd ja mogę wiedzieć? – jęknął Lewin.

      – Nie pytałeś siostry? – zdziwił się.

      – Nie. W ogóle z nią nie rozmawiałem. Tylko pojechałem sprawdzić, czy nic jej nie jest. I widziałem, że ma brzuch pod samą brodę, więc pewnie w ciąży – wysapał Emil.

      – Kiedy to było? – Igor jakby zreflektował się.

      Lewin nie potrafił podać dokładnej daty, ale pamiętał rok i aurę, jaka wówczas panowała, gdy wraz Frankiem czatowali pod jej domem.

      Uścisk Łyszkina zelżał, bo dotarło do niego, że Hanka mogła nosić jego dziecko. Boże, był ojcem i nigdy nie widział swojego potomka. Nagle postać Lewina i chęć obicia mu mordy jeszcze bardziej, niż to uczynił, zeszła na dalszy plan.

      – Wracaj do domu – warknął. – I pamiętaj, jeszcze raz wejdziesz mi w drogę, nie podaruję ci. Nie pomoże ci nawet fakt, że jesteś bratem Hani. Znajdę cię wszędzie. Zrozumiałeś?

      Emil pokiwał głową. Igor nawet nie musiał mu tego mówić. Ten człowiek był jak kameleon. I wydawało mu się, że jest niezniszczalny. Dlatego wiedział, że od tej pory nawet nie będzie próbował mu zaszkodzić, bo następne ich spotkanie może okazać się ostatnim. Powłócząc nogami, wyszedł z bramy i zanim przeszedł na drugą stronę ulicy, wytarł chustką zakrwawiony nos, aby nie narażać się na dociekliwe pytania Renate. Zapewne mogliby niemal natychmiast uruchomić wszelkie służby i osaczyć Łyszkina, ale obawiał się, że i tym razem ten bolszewik wymknie się władzom niemieckim, a on przez resztę życia będzie musiał oglądać się za siebie. Miał wokół siebie wystarczająco wielu wrogów, kolejny nie był mu do szczęścia potrzebny. Nie zabił go, i to było najważniejsze. A że poznał miejsce pobytu Hanki? No cóż, zapewne Łyszkin nie miał wobec niej złych zamiarów, ale kto wie, czy mu się nie odmieni, jeśli okaże się, że jego siostra zafundowała sobie dzieciaka zupełnie z kimś innym. Ale jakie miał wyjście? Musiał jednak ratować skórę.

      Obejrzał się jeszcze i popatrzył w światło bramy. Po Igorze Łyszkinie przebranym w mundur oficera SS nie było już śladu.

      17. Magnuszew, 1943

      Furgonetka Sergiusza Dargiewicza zatrzymała się przed domem Bednarków, gdy słońce dopiero wzeszło, co dawało Alicji nadzieję, że zastanie Irenę „Wariatkę”, zanim ta wyruszy w pole.

      – Może poczekam na ciebie w samochodzie? Jeszcze się jakimś drągiem na mnie zamierzy – powiedział cicho „Kary”.

      – Przestań. Jeśli będziesz ze mną, nic ci nie zrobi – parsknęła Alicja.

      Sergiusz nie przestawał żartować. Całą drogę usiłował rozweselić przygnębioną dziewczynę, której myśli przestały co prawda krążyć wokół Chełmickiego, ale wciąż były blisko pozostawionego synka. Czy będzie tęsknił, co będzie myślał i czy będzie