Rozdział pierwszy
23 grudnia 1837 roku
Casphairn Manor, Vale of Casphairn, Szkocja
Daniel Crosbie miał wrażenie, jakby przeżywał wszystkie swoje dotychczasowe święta Bożego Narodzenia naraz. Obejmując spojrzeniem Wielką Salę Casphairn Manor wypełnioną członkami sześciu rodzin Cynsterów i w różnym stopniu związanymi z nimi domownikami, pozwolił sobie na chwilę zadowolenia z niespodziewanie korzystnego obrotu spraw i wynikających z niego nadziei.
Zebrani wokół goście delektowali się obfitym obiadem powitalnym, który rozpoczynał dziesięciodniowe święta – jeśli dobrze się orientował, będące połączeniem Bożego Narodzenia, dawnego Yuletide, i Hogmanay, czyli sylwestra. Tłum uśmiechniętych ludzi o błyszczących oczach, siedzący przy długich stołach niczym z refektarza i bardziej na ławach niż na krzesłach, był w wybornym humorze. Wszędzie rozbrzmiewał gwar rozmów oraz śmiechy, a na większości twarzy, oświetlonych ciepłym blaskiem świec na potężnych okrągłych żyrandolach, malowało się wyczekiwanie. Wielka Sala, centralne pomieszczenie, wokół którego wzniesiono dwór, zasługiwała na swoją nazwę; przestrzeń między grubymi murami z jasnoszarego kamienia była na tyle duża, by pomieścić cały ród Cynsterów, liczący z sześćdziesiąt osób, a także wszelkich służących z rodzinami, którzy pracowali we dworze i jego okolicach, tworzących razem jakby małą wieś.
Straciwszy wszystkich swoich bliskich, Daniel jako guwerner Cynsterów – dzieci pana Alasdaira Cynstera i jego żony Phyllidy – przez ostatnie dziesięć lat spędzał z nimi Boże Narodzenie, ci jednak po raz pierwszy wyjechali na święta do Szkocji. Sześć rodzin Cynsterów – czyli Devila, księcia St. Ives, jego brata Richarda oraz kuzynów, Vane’a, Harry’ego, Ruperta i Alasdaira, najbliżej spokrewnionych z księstwem St. Ives – zawsze spędzało razem Boże Narodzenie. Często dołączali do nich także członkowie innych gałęzi rodu, lecz tym razem byli nieobecni; długa podróż do Vale, na Nizinie Środkowoszkockiej, do siedziby Richarda Cynstera i jego małżonki Catriony, gdy mróz i śnieg przyszły znacznie wcześniej, niż się spodziewano, skutecznie zniechęciła wszystkich, z wyjątkiem najbardziej wytrwałych.
Z wieloletniego nawyku Daniel spojrzał na swoich podopiecznych – niebawem byłych – którzy siedzieli przy sąsiednim stole z kuzynami, bliższymi i dalszymi. Aidan, obecnie szesnastoletni, i Evan, piętnastolatek, wyszli spod jego kurateli, gdy zdali do Eton, lecz on, gdy tylko przebywali w domu, wciąż miał ich na oku – co rodzice chłopców bardzo doceniali, a oni sami, czując się przy nim swobodnie po tych wszystkich latach, znosili pogodnie. W tej chwili rozmawiali żywo ze swoimi kuzynami, w sposób, który przynajmniej w Danielu wzbudził podejrzenie, że coś razem knują. Postanowił więc, że wywie się o to później. Jason, najmłodszy syn w rodzinie i ostatni z podopiecznych Daniela, był z kolei zajęty rozmową z grupą Cynsterów bardziej zbliżonych do niego wiekiem. Jako jedenastolatek i on miał w przyszłym roku rozpocząć formalną edukację – okoliczność ta wiązała się z niepokojącym dla Daniela pytaniem, co wtedy pocznie.
Gdy Jason wyjedzie do Eton i w domostwie Alasdaira Cynstera w Colyton, w Devon, nie pozostanie już żaden chłopiec, którego Daniel mógłby uczyć, z czego przyjdzie mu żyć?
Pytanie to gnębiło go od kilku miesięcy również dlatego, że jeśli kiedykolwiek mógł wieść życie, którego pragnął i o które chciał się ubiegać, potrzebował stałej posady – miejsca w hierarchii, pozycji ze stałą pensją.
Zachodził więc w głowę, co w tej sytuacji zrobić, jakie ma możliwości, kiedy pan Cynster – czyli Alasdair – poprosił go do biblioteki i przedstawił mu propozycję, która stanowiła, krótko mówiąc, odpowiedź na wszystkie modlitwy Daniela.
W poprzednich latach wielokrotnie pomagał Alasdairowi, dokumentując i ustalając pochodzenie zdobytych przez niego okazów starej i antycznej biżuterii, którą ten zbierał, a także katalogując i dodając do jego kolekcji stare księgi, odziedziczone po poprzednim właścicielu dworu. Alasdair, wspierany przez Phyllidę, zaproponował mu, by – jeśli tylko będzie miał na to ochotę – został w Colyton po wyjeździe Jasona z braćmi do Eton, gdyż z chęcią zatrudnią go jako osobistego sekretarza pana domu, służącego mu pomocą w rozszerzających się zainteresowaniach.
Oferowana pensja była bardzo hojna, a warunki nie mogły być lepsze. Nowa posada nie tylko bardzo odpowiadała Danielowi, lecz także rozwiązywała wszystkie jego problemy.
A co więcej, dawała mu możliwość ubiegania się o rękę Claire Meadows.
Spojrzał wzdłuż ściany na prawo. Odziana w miękką wełnianą suknię w zgaszonym odcieniu błękitu Claire – pani Meadows – siedziała po przeciwnej stronie stołu, dwa miejsca dalej od niego. Była guwernantką u Ruperta Cynstera; ponieważ Rupert i Alasdair byli braćmi, Claire i Daniel często mieli okazję spotykać się podczas zjazdów rodzinnych. Przy takich okazjach, zgodnie ze zwyczajem, biorący w nich udział guwernerzy i guwernantki trzymali się razem, tak jak obecnie. Z Claire gawędziła miejscowa guwernantka, panna Melinda Spotswood, w typie dobrodusznej matrony, o iście żelaznej woli. Miejsce po jej drugiej stronie, naprzeciwko Daniela, zajmował Oswald Raven, guwerner we dworze; kilka lat starszy od Daniela, demonstrował beztroskę, choć tak naprawdę ciężko pracował i był oddany swoim podopiecznym. Rozmawiał właśnie z Samuelem Morrisem, siedzącym obok Daniela i przybyłym z domostwa Vane’a Cynstera w Kent; najstarszy z całego grona, nieco korpulentny, sprawiał wrażenie łagodnego, był jednak poważnym uczonym i potrafił okiełznać uczniów.
Cała piątka spotykała się i razem wypełniała obowiązki już wcześniej, przy kilku okazjach; łączyły ich dobre, życzliwe stosunki. W nadchodzących dniach mieli wspólnie nadzorować potomstwo zebranych tu Cynsterów – a przynajmniej to najmłodsze. Najstarsze, siedemnastolatkowie pod przewodnictwem osiemnastoletniego Sebastiana Cynstera, markiza Earith i przyszłej głowy rodu, miało samo się sobą zajmować, wraz z dużą grupą szesnasto- i piętnastoletnich krewnych tej samej płci. Ale pozostało jeszcze sześciu chłopców w wieku do trzynastu lat oraz siedem dziewcząt, od lat ośmiu do czterech, i to nad nimi mieli czuwać opiekunowie, dostarczając im zajęcia.
Nigdy nie wiadomo było, co te diabły wcielone mogą zrobić, jeśli zostaną zostawione samopas.
Praca guwernera albo guwernantki dzieci Cynsterów nigdy nie nużyła ani nie otępiała.
Daniel zdołał oderwać wzrok od Claire na całe dziesięć minut. Mimo panującego wokół ożywienia, z całym hałasem i zamieszaniem – mimo wielu przystojnych i wręcz oszałamiająco pięknych twarzy, które można tu było zobaczyć – to ona jaśniała najmocniej na tym firmamencie; niezależnie od tego, gdzie się znajdowali, niezależnie od współzawodniczących obrazów i dźwięków, to właśnie ona przyciągała jego spojrzenie i skupiała uwagę.
Działo się tak od chwili, gdy zobaczył ją po raz pierwszy na jednym z letnich zjazdów rodzinnych w Cambridgeshire kilka lat wcześniej. Później spotykali się na różnych uroczystościach Cynsterów, na weselach w Londynie, huczniejszych urodzinach i świętach jak to obecne.
Przy każdej takiej okazji budziła coraz większe jego zainteresowanie, coraz wyraźniejszą fascynację, aż w końcu musiał stawić czoło oczywistej konkluzji, której nie mógł odrzucić ani zanegować.
I nie mógł jej dłużej ignorować.
– Jeżeli pogoda się utrzyma – rzekł Raven, przyciągając uwagę Daniela swoim spojrzeniem – i starsi chłopcy wybiorą się na przejażdżkę, jak planują, będziemy musieli wymyślić młodszym odpowiednie rozrywki.
Odwrócony plecami do stołu, przy którym siedzieli młodzi Cynsterowie, Raven obrócił się i zapytał, czego dotyczy ich ożywiona rozmowa. Odpowiedź brzmiała: wyprawy konnej, by ustalić miejsce pobytu i liczebność stad jeleni.
Daniel pokiwał głową.
– Jeśli to będzie możliwe, wyprowadźmy na dwór tych, którzy pozostaną.
– Słusznie – zabrała głos Melinda, odwracając się od Claire, aby włączyć się do rozmowy. – Powinniśmy wykorzystać wszystkie pogodne dni. Właśnie mówiłam Claire, że jeśli jutro będzie ładnie, czternastolatki…