Quo vadis. Генрик Сенкевич. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-7791-855-5
Скачать книгу
poszukiwania na własną rękę, nie chcąc, a zarazem i nie mogąc udać się o pomoc do cezara, pogrążonego w trwodze z powodu zdrowia małej Augusty.

      Jakoż nie pomogły ofiary składane w świątyniach, modły i wota, jak również sztuka lekarska i wszelkie czarodziejskie środki, jakich się w ostateczności chwytano. Po tygodniu dziecko umarło. Żałoba padła na dwór i na Rzym. Cezar, który przy urodzeniu dziecka szalał z radości, szalał teraz z rozpaczy i zamknąwszy się u siebie, przez dwa dni nie przyjmował pokarmu, a jakkolwiek pałac roił się tłumami senatorów i augustianów, którzy śpieszyli z oznakami żalu i współczucia, nie chciał nikogo widzieć. Senat zebrał się na nadzwyczajne posiedzenie, na którym zmarłe dziecko ogłoszone zostało boginią; uchwalono wznieść jej świątynię i ustanowić osobnego przy niej kapłana. Składano też w innych nowe na cześć zmarłej ofiary, odlewano jej posągi z drogocennych metali, a pogrzeb był jedną niezmierną uroczystością, na której lud podziwiał niepomiarkowane oznaki żalu, jakie dawał cezar, płakał z nim razem, wyciągał ręce po podarki i nade wszystko bawił się niezwykłym widowiskiem.

      Petroniusza zaniepokoiła ta śmierć. Wiadomym już było w całym Rzymie, że Poppea przypisuje ją czarom. Powtarzali to za nią i lekarze, którzy w ten sposób mogli usprawiedliwić bezskuteczność swych wysiłków, i kapłani, których ofiary okazały się bezsilne, i zamawiacze, którzy drżeli o swoje życie, i lud. Petroniusz rad był teraz, że Ligia uciekła; ponieważ jednak nie życzył źle Aulusom, a życzył dobrze i sobie, i Winicjuszowi, przeto gdy zdjęto cyprys zatknięty na znak żałoby przed Palatynem, udał się na przyjęcie zgotowane dla senatorów i augustianów, by się przekonać, o ile Nero podał ucho wieści o czarach, i zapobiec następstwom, jakie by mogły z tego wyniknąć.

      Przypuszczał też, znając Nerona, że ten choćby w czary nie uwierzył, będzie udawał, że wierzy, i dlatego, by oszukać własny ból, i dlatego, by się na kimkolwiek pomścić, i wreszcie, by zapobiec przypuszczeniom, że bogowie poczynają go karać za zbrodnie. Petroniusz nie sądził, by cezar mógł nawet własne dziecko kochać prawdziwie i glęboko, jakkolwiek kochał je zapalczywie, był jednak pewien, że będzie przesadzał w boleści. Jakoż nie omylił się. Nero słuchał pociech senatorów i rycerzy z kamienną twarzą, z oczyma utkwionymi w jeden punkt, i widać było, że jeśli nawet cierpi istotnie, to zarazem myśli o tym, jakie wrażenie czyni jego ból na obecnych, zarazem pozuje na Niobe i daje przedstawienie rodzicielskiego żalu, tak jakby je dawał komediant na scenie. Nie umiał nawet przy tym wytrwać w milczącej i niby skamieniałej boleści, albowiem chwilami czynił gesta, jak gdyby posypywał głowę prochem ziemi, a chwilami jęczał głucho, ujrzawszy zaś Petroniusza zerwał się i tragicznym głosem począł wołać tak, aby go wszyscy mogli dosłyszeć:

      – Eheu!… I tyś winien jej śmierci! Za twoją to radą wszedł w te mury zły duch, który jednym spojrzeniem wyssał życie z jej piersi… Biada mi! I wolej by oczy moje nie patrzyły na światło Heliosa… Biada mi! Eheu! Eheu!

      I podnosząc coraz głos przeszedł w krzyk rozpaczliwy, lecz Petroniusz w tejże samej chwili postanowił stawić wszystko na jeden rzut kości, za czym wyciągnąwszy rękę zerwał szybko jedwabną chustkę, którą Nero zawsze nosił na szyi, i położył mu ją na ustach.

      – Panie! – rzekł z powagą. – Spal Rzym i świat z boleści, lecz zachowaj nam swój głos!

      Zdumieli się obecni, zdumiał się na chwilę sam Nero, jeden tylko Petroniusz pozostał niewzruszony. Wiedział on nadto dobrze, co robi. Pamiętał przecie, że Terpnos i Diodor mieli wprost rozkaz zatykać usta cezarowi, gdyby podnosząc zbyt głos narażał go na szwank jakikolwiek.

      – Cezarze – mówił dalej z tą samą powagą i smutkiem – ponieśliśmy stratę niezmierną, niech nam choć ten skarb pociechy zostanie!

      Twarz Nerona zadrgała i po chwili z oczu puściły mu się łzy; nagle wsparł dłonie na ramionach Petroniusza i złożywszy głowę na jego piersiach jął powtarzać wśród łkań:

      – Tyś jeden ze wszystkich o tym pomyślał, ty jeden, Petroniuszu! Ty jeden!

      Tygellinus pożółkł z zazdrości. Petroniusz zaś mówił:

      – Jedź do Ancjum! Tam ona przyszła na świat, tam spłynęła na cię radość, tam spłynie ukojenie. Niech morskie powietrze odświeży twe boskie gardło; niechaj pierś twoja odetchnie słoną wilgocią. My, wierni, pójdziemy wszędy za tobą i gdy twój ból będziemy koili przyjaźnią, ty ukoisz nas pieśnią.

      – Tak! – odrzekł załośnie Nero – napiszę hymn na jej cześć i ułożę do niego muzykę.

      – A potem poszukasz ciepłego słońca w Baiae.

      – A potem zapomnienia w Grecji.

      – W ojczyźnie poezji i pieśni!

      I kamienny, ponury nastrój mijał stopniowo, jak mijają chmury pokrywające słońce, a natomiast poczęła się rozmowa niby pełna jeszcze smutku, lecz pełna i układów na przyszłość, tyczących podróży, artystycznych wystąpień, a nawet i przyjęć, jakich wymagało zapowiedziane przybycie Tyrydata, króla Armenii. Tygellinus próbował wprawdzie jeszcze wspomnieć o czarach, lecz Petroniusz, pewny już wygranej, podjął wprost wyzwanie.

      – Tygellinie – rzekł – czy sądzisz, że czary mogą szkodzić bogom?

      – Sam cezar o nich mówił – odpowiedział dworak.

      – Boleść mówiła, nie cezar, lecz ty co o tym mniemasz?

      – Bogowie są zbyt potężni, by mogli podlegać urokom.

      – Miałżebyś zaś odmawiać boskości cezarowi i jego rodzinie?

      – Peractum est! – mruknął stojący obok Epriusz Marcellus powtarzając okrzyk, jaki wydawał lud, gdy gladiator w arenie ugodzony został od razu tak, że nie potrzebował dobicia.

      Tygellinus zgryzł w sobie gniew. Między nim i Petroniuszem z dawna istniało współzawodnictwo wobec Nerona i Tygellinus miał tę wyższość, że Nero mniej albo raczej wcale się wobec niego nie krępował, aż dotąd jednak Petroniusz, ilekroć się zetknęli, pokonywał go rozumem i dowcipem.

      Tak się stało i teraz. Tygellinus umilkł i tylko zapisywał sobie w pamięci tych senatorów i rycerzy, którzy, w chwili gdy Petroniusz cofnął się w głąb sali, otoczyli go zaraz, mniemając, że po tym, co zaszło, on będzie stanowczo pierwszym ulubieńcem cezara.

      Petroniusz zaś wyszedłszy z pałacu udał się do Winicjusza i opowiedziawszy mu zajście z cezarem i Tygellinem rzekł:

      – Nie tylko odwróciłem niebezpieczeństwo od Aulusa Plaucjusza i Pomponii, a zarazem od nas obydwóch, ale nawet od Ligii, której nie będą poszukiwali choćby dlatego, że namówiłem tamtą miedzianobrodą małpę, by pojechała do Ancjum, a stamtąd do Neapolis lub Baiae. I pojedzie, w Rzymie bowiem nie śmiał dotąd wystąpić publicznie w teatrze, wiem zaś, że od dawna ma zamiar wystąpić w Neapolis. Potem marzy o Grecji, gdzie chce mu się śpiewać we wszystkich znaczniejszych miastach, a potem wraz ze wszystkimi wieńcami, które mu ofiarują Graeculi, odprawić tryumfalny wjazd do Rzymu. Przez ten czas będziemy mogli szukać Ligii swobodnie i ukryć ją bezpiecznie. A cóż? Czy nasz szlachetny filozof nie był dotąd?

      – Twój szlachetny filozof jest oszust. Nie! Nie był, nie pokazał się i nie pokaże się więcej!

      – A ja lepsze mam pojęcie, jeśli nie o jego uczciwości, to o rozumie. Upuścił już raz krwi twemu workowi i przyjedzie choćby po to, żeby jej upuścić po raz drugi.

      – Niech się strzeże, bym ja mu krwi nie upuścił!

      – Nie czyń tego; miej