Gdy więc Tejrezjasz oświadczył mu, że jest człowiek, który podejmuje się jej odszukać, pośpieszył co tchu do domu Petroniusza i zaledwie się z nim powitawszy począł o owego człowieka wypytywać.
— Zaraz go zobaczymy — rzekł Petroniusz. — Jest to znajomy Eunice, która w tej chwili nadejdzie ułożyć fałdy mojej togi i która da nam o nim bliższą wiadomość.
— Ta, którą wczoraj chciałeś mi darować?
— Ta, którą wczoraj odrzuciłeś, za co ci zresztą jestem wdzięczny, jest to bowiem najlepsza vestiplica w całym mieście.
Jakoż vestiplica nadeszła, prawie zanim skończył mówić, i wziąwszy togę, złożoną na krześle wykładanym kością słoniową, rozwinęła ją, by zarzucić na ramiona Petroniusza. Twarz miała jasną, cichą, a w oczach jej świeciła radość.
Petroniusz spojrzał na nią i wydała mu się bardzo piękna. Po chwili, gdy okręciwszy go w togę, poczęła ją układać, schylając się chwilami dla wydłużenia fałd, spostrzegł, że jej ramiona mają przecudny kolor bladej róży, a pierś i barki przeźrocze odblaski perłowca lub alabastru.
— Eunice — rzekł — czy jest ten człowiek, o którym wspominałaś wczoraj Tejrezjaszowi?
— Jest, panie.
— Jak się zowie?
— Chilon Chilonides, panie.
— Kto on jest?
— Lekarz, mędrzec i wróżbita, który umie czytać w losach ludzkich i przepowiadać przyszłość.
— Czy przepowiedział przyszłość i tobie?
Eunice oblała się rumieńcem, który zaróżowił nawet jej uszy i szyję.
— Tak, panie.
— Cóż ci wywróżył?
— Że spotka mnie boleść i szczęście.
— Boleść spotkała cię wczoraj z ręki Tejrezjasza, a więc powinno przyjść i szczęście.
— Już przyszło, panie.
— Jakie?
A ona szepnęła cicho:
— Zostałam.
Petroniusz położył dłoń na jej złotej głowie.
— Dobrześ ułożyła dziś fałdy i rad jestem z ciebie, Eunice.
Jej zaś pod tym dotknięciem oczy w jednej chwili zaszły mgłą szczęścia i pierś poczęła się szybko poruszać.
Lecz Petroniusz z Winicjuszem przeszli do atrium, gdzie czekał na nich Chilon Chilonides, który ujrzawszy ich oddał głęboki pokłon. Petroniuszowi na myśl o przypuszczeniu, które uczynił wczoraj, że może to być kochanek Eunice, uśmiech wybiegł na usta. Człowiek, który stał przed nim, nie mógł być niczyim kochankiem. W tej dziwnej figurze było coś i plugawego, i śmiesznego. Nie był stary: w jego niechlujnej brodzie i kręconej czuprynie ledwie gdzieniegdzie przeświecał włos siwy. Brzuch miał zapadły, plecy zgarbione tak, że na pierwszy rzut oka wydawał się być garbatym, nad owym garbem zaś wznosiła się głowa wielka, o twarzy małpiej i zarazem lisiej, i przenikliwym wejrzeniu. Żółtawa jego cera popstrzona była pryszczami, a pokryty nimi całkowicie nos mógł wskazywać zbytnie zamiłowanie do butelki. Zaniedbany ubiór, składający się z ciemnej tuniki utkanej z koziej wełny i takiegoż dziurawego płaszcza, dowodził prawdziwej lub udanej nędzy. Petroniuszowi na jego widok przyszedł na myśl Homerowy Tersytes, więc też odpowiedziawszy skinieniem ręki na jego ukłon rzekł:
— Witaj, boski Tersytesie[214]! Jak się miewają twoje guzy, których ci nabił pod Troją Ulisses, i co on sam porabia na Polach Elizejskich[215]?
— Szlachetny panie — odpowiedział Chilon Chilonides — najmędrszy z umarłych, Ulisses, zasyła przeze mnie najmędrszemu z żyjących, Petroniuszowi, pozdrowienie i prośbę, by okrył nowym płaszczem moje guzy.
— Na Hekate Triformis[216]! — zawołał Petroniusz — odpowiedź warta płaszcza...
Lecz dalszą rozmowę przerwał niecierpliwy Winicjusz, który spytał wręcz:
— Czy wiesz dokładnie, czego się podejmujesz?
— Gdy dwie familie w dwóch wspaniałych domach nie mówią o niczym innym, a za nimi powtarza wiadomość połowa Rzymu, nietrudno wiedzieć — odparł Chilon. — Wczorajszej nocy odbito dziewicę, wychowaną w domu Aula Plaucjusza, imieniem Ligia albo właściwie: Kallina, którą twoi niewolnicy, o panie, przeprowadzali z pałacu cezara do twej insuli, ja zaś podejmuję się odnaleźć ją w mieście lub, jeśli, co jest mało prawdopodobnym, opuściła miasto, wskazać ci, szlachetny trybunie, dokąd uciekła i gdzie się ukryła.
— Dobrze! — rzekł Winicjusz, któremu podobała się ścisłość odpowiedzi.— Jakie masz do tego środki?
Chilo uśmiechnął się chytrze:
— Środki ty posiadasz, panie, ja mam tylko rozum.
Petroniusz uśmiechnął się także, albowiem był zupełnie zadowolony ze swego gościa.
„Ten człowiek może odnaleźć dziewczynę” — pomyślał.
Tymczasem Winicjusz zmarszczył swe zrośnięte brwi i rzekł:
— Nędzarzu, jeśli mnie zwodzisz dla zysku, każę cię zabić pod kijami.
— Filozofem jestem, panie, a filozof nie może być chciwym na zysk, zwłaszcza na taki, jaki wspaniałomyślnie obiecujesz.
— Ach, jesteś filozofem? — spytał Petroniusz. — Eunice mówiła mi, że jesteś lekarzem i wróżbitą. Skąd znasz Eunice?
— Przychodziła do mnie po radę, gdyż sława moja obiła się o jej uszy.
— Jakiejże chciała rady?
— Na miłość, panie. Chciała się wyleczyć z bezwzajemnej miłości.
— I wyleczyłeś ją?
— Uczyniłem więcej, panie, dałem jej bowiem amulet, który zapewnia wzajemność. W Pafos, na Cyprze, jest świątynia, o panie, w której chowają przepaskę Wenery. Dałem jej dwie nitki z tej przepaski, zamknięte w skorupie migdała.
— I kazałeś sobie dobrze zapłacić?
—