– O świcie dwudziestego drugiego czerwca tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku Niemcy zaatakowali Związek Sowiecki. Obłożyli twierdzę brzeską ogniem artyleryjskim od wczesnych godzin rannych. Historia walk o tę twierdzę jest stosunkowo dobrze znana, nie będę jej powtarzał. Obrosła legendami, opartymi na mniej lub bardziej sprawdzonych faktach, a produkowanymi przez mistrzowską w tym rzemiośle sowiecką propagandę. Jednakże pewien epizod, o którym teraz powiem, znał w czterdziestym trzecim roku chyba już tylko Zubow… Jak twierdził, „willa Zarubina”… tak ją nazwijmy… była gotowa do ewakuacji już od maja czterdziestego pierwszego roku. Uderzenie Niemców okazało się jednak zupełnym zaskoczeniem także dla zakwaterowanych w niej oficerów, chociaż w tym dniu było ich na miejscu tylko kilku. Zubow pamiętał Mienszykowa, Smirnowa, oczywiście Pokrowskiego. Pozostałe nazwiska znajdziecie w raporcie. Zarubina nie było w twierdzy ani prawdopodobnie w Brześciu. Wiosnę czterdziestego pierwszego roku Zubow określił jako czas najbardziej intensywnej pracy Zarubina w całym okresie jego służby w tej jednostce. Walki o twierdzę od początku były bardzo ciężkie i gwałtowne. Niemcy szturmowali raz za razem, powoli łamiąc obronę. „Willa Zarubina” była w bezpośrednim zagrożeniu, gdyż leżała trzysta metrów od zewnętrznych umocnień. W godzinach porannych, w przerwie ostrzału, Pokrowski wezwał Zubowa i polecił mu wybrać dwóch sprawdzonych enkawudzistów. Udali się do pomieszczenia na piętrze, w którym Zubow nigdy przedtem nie był. Na środku pokoju płonęło ognisko, a dwóch oficerów z pośpiechem paliło dokumenty. Pokrowski kazał żołnierzom zabrać z pokoju przygotowaną zieloną metalową skrzynię, która była dodatkowo zabezpieczona smarem. Zanieśli ją do samochodu osobowego stojącego za domem. Żołnierzy odprawili. Rozpoczął się intensywny ostrzał. Zubow z Pokrowskim, unikając pocisków, z trudem dotarli przez Bramę Terespolską do cytadeli. Pod ciężkim ostrzałem dojechali samochodem do niewielkiego zagajnika za cerkwią, gdzie był już przygotowany dół głębokości około półtora metra. Według Zubowa musiał zostać wykopany na chwilę przed ich przyjazdem i dokładnie pasował do rozmiarów skrzyni. Wyciągnęli ją z niemałym trudem, gdyż Pokrowski był wyjątkowo szczupły i okazał się bardzo słaby fizycznie, skrzynia zaś ważyła ponad sto kilogramów. Zakopali ją i dokładnie zakryli darnią, a miejsce oznaczyli dużym głazem, chociaż i tak łatwo było je zapamiętać. Zubow oczywiście, jak słusznie pan podejrzewa, nie zapytał Pokrowskiego, co zawiera skrzynia. Także dlatego, że wtedy martwił się już bardziej o siebie niż o Kraj Rad. Natomiast Pokrowski sam powiedział Zubowowi coś takiego… – Profesor otworzył skoroszyt, poprawił okulary i przez krótką chwilę czegoś szukał w tekście. – „Teraz tylko my wiemy, gdzie to jest zakopane. To serce naszej jednostki. Twierdzy na pewno nie oddamy, ale skrzynię musimy ukryć na czas działań wojennych, na wszelki wypadek. Gdyby jednak coś mi się stało, masz poinformować kombryga Zarubina, gdzie zakopaliśmy skrzynię. Odpowiadasz za to życiem, twoja rodzina też, i wszyscy znajomi”.
W gabinecie prezesa IPN zapadła długa cisza.
– Czyli… – zaczął niby nieśmiało Małecki – możemy przyjąć wstępne, robocze założenie, że tajna jednostka sowieckiego wywiadu pod kierownictwem katyńskiego komisarza Zarubina, pracująca na kierunku polskim, zdeponowała swoje archiwum półtora metra pod ziemią na terenie twierdzy brzeskiej. Czy ja dobrze myślę, panie profesorze? Niech pan powie, że nie mam racji! – Prezes Małecki był mocno poruszony i stał się nagle bardziej oficjalny.
– Sądzę, że możemy… – odpowiedział Barda w podobnym tonie.
– Przecież tam mogą znajdować się dokumenty, materiały, informacje… – Małecki wręcz zachłysnął się własnymi słowami. – To… to może przewrócić naszą wiedzę o historii współczesnej Polski, o Katyniu, o fundamentach naszych stosunków z Rosją, kto wie co jeszcze. Niesamowite, trudno w to uwierzyć! – Prezes mówił na głos, ale najwyraźniej sam do siebie. – No tak, ale czy… pana wizyta u nas dzisiaj oznacza, że… ta skrzynia wciąż tam jest? – Małecki wyraźnie otrzeźwiał. Przecież było dwóch świadków, Zubow i Pokrowski, trudno uwierzyć, by Rosjanie zostawili tę sprawę samą sobie. To musiało być dla nich zbyt ważne! – Nie… nie! Trzeba chyba o wszystkim zapomnieć! Sam już nie wiem, co o tym myśleć…
Małecki trochę gubił się w swoich wypowiedziach, ale czuł, że gdyby mógł dostać tę skrzynię, gdyby to marzenie było w ogóle możliwe do spełnienia, to wówczas przeszedłby do historii, tej rzeczywistej, a nie chwilowej i wątpliwej, z którą musi się zmagać na co dzień w IPN. Pałac, premier, Bruksela, Moskwa, media… Wszystko będzie można zbudować od nowa – fantazjował. Czuł, że jest w tym coś nadzwyczaj ważnego, choć trudno mu było to sformułować.
Profesor Barda nie miał w tej chwili pojęcia, jakie myśli krążą w głowie prezesa. Przychodząc do IPN, zakładał, że jego informacja może zostać wykorzystana przez polityków. Podjął jednak decyzję, że w imię prawdy musi to zrobić, gdyż nie ma już czasu.
– Otóż, panie prezesie, nie wiem, czy pana zmartwię, czy ucieszę, ale wszystko wskazuje na to, że skrzynia wciąż tam jest! – powiedział do Małeckiego, patrząc mu prosto w oczy i dostrzegając, jak zmienia się grymas na jego twarzy. – W czasie oblężenia twierdzy, już na samym początku, pocisk trafił bezpośrednio w „willę Zarubina”, zabijając wszystkich jej mieszkańców z wyjątkiem Pokrowskiego i Smirnowa, którzy przebywali w cytadeli. Taką wersję podał mi Zubow i nie miałem powodów, by mu nie wierzyć. Ale ważniejszy był dalszy los Pokrowskiego, drugiego świadka zakopania skrzyni. Po zakończeniu walk w twierdzy, w połowie lipca, Zubow widział go w dużej grupie jeńców, oficerów oddzielonych od pozostałych. Byli to głównie oficerowie z dowództwa, polityczni, NKWD i jacyś cywile. Tego samego dnia zostali wyprowadzeni nad okopy w pobliżu Bramy Terespolskiej i rozstrzelani. Pokrowski jako czekista i Żyd nie miał żadnych szans na przeżycie. Czy mógł komuś przekazać informację o skrzyni, komuś, kto przeżył? Teoretycznie tak, lecz uważam, że tego nie zrobił. W tym czasie nie było jeszcze wiadomo, jakie praktyki stosują Niemcy wobec jeńców sowieckich, i mógł liczyć na to, że przeżyje…
– A Zubow? Co jeszcze zeznał, panie profesorze? – zapytał Małecki.
– Zubow w przebraniu szeregowca piechoty dostał się do niewoli. W obozie urządzonym w twierdzy przebywał do grudnia czterdziestego pierwszego roku, kiedy uciekł z kilkoma innymi jeńcami. Ukrywał się do wiosny czterdziestego drugiego w okolicznych wsiach, żyjąc z rozboju. W tym czasie wstąpił lub raczej został wcielony do sowieckiej brygady partyzanckiej. – Profesor przerwał na chwilę, widząc zmrużone oczy Małeckiego. – Pewnie zakłada pan, że poinformował o skrzyni swoich nowych dowódców? – zapytał, gdyż wyczuwał niedowierzanie prezesa. – Otóż nie, Zubow był prymitywny, ale przebiegły, bardziej, niż na to wyglądał. Odkąd uciekł z obozu, uznał, że skrzynia to jego polisa na życie, w razie gdyby złapali go Niemcy czy Polacy, i prawie się nie pomylił… Prawie! Liczył, że w skrzyni może być złoto lub inne kosztowności, bo w jego mniemaniu jednostka Zarubina zajmowała się też kontrabandą. Chciał to po wojnie spieniężyć i ułożyć sobie dostatnie życie. Niestety, miał pecha, i to podwójnego. Skrzyni nie spieniężył i nie dała mu polisy na życie. Kiedy uznaliśmy, że uzyskaliśmy od niego wszystko, co nam było potrzebne, że nie może nam przekazać już nic więcej, oddaliśmy go do dyspozycji dowódcy naszego oddziału. Zubow został rozstrzelany, nim zdołał się zorientować. Nie próbowaliśmy go bronić. To był zwykły zbrodniarz. Przebrany za żołnierza Armii Krajowej, brał więcej niż czynny udział w wymordowaniu kilku rodzin w białoruskiej wsi Miedwiedki, co zgodnie potwierdzili pozostali jeńcy. Sprawa tej masakry była jednym z wątków naszego śledztwa. W raporcie, który panu za chwilę przekażę, znajdzie pan jej szczegółowy opis.
Małecki patrzył na Bardę wzrokiem sługi czekającego na rozkaz.
– W tym skoroszycie jest nasz raport z przesłuchania Zubowa i, co najważniejsze, dokładny plan miejsca