Zanim weszli do środka, wszyscy zdeponowali w szafce swoje telefony komórkowe i zegarki.
Szef jako gospodarz spotkania pierwszy powitał George’a Gordona, obejmując go niezdarnie za ramiona, co przy dzielącej ich różnicy wzrostu dodawało scenie komizmu, a zaraz potem, znacznie mniej wylewnie, podał rękę Petersonowi, chociaż młody Anglik był wyżej notowany w szlacheckiej hierarchii niż Gordon. W przeciwległym rogu skromnie oczekiwała Magda Arendt, naczelnik Wydziału Rozpoznania Operacyjnego, oraz jej zastępca, świeży transfer szefa z ABW.
Gdyby nie miły zapach kawy, którą z sercem zaparzyła Małgosia, atmosfera byłaby taka, jaka zwykle panuje w krypcie. Tym bardziej że spotkanie rozpoczęło się z ponadpółgodzinnym opóźnieniem.
Przez chwilę trwały jeszcze powitania i uściski, uśmiechy i poklepywania, po czym wszyscy usiedli, gdzie kto chciał, a miejsc do wyboru było dwadzieścia. Jedynie szef Agencji zasiadł na miejscu przeznaczonym dla mistrza ceremonii, w czarnym skórzanym fotelu z wysokim oparciem.
Kierownik gabinetu pospiesznie zamknął drzwi, sprawnie rozlał wszystkim kawę, z wyjątkiem szefa, który pił tylko herbatę jabłkową, i jednym uderzeniem w klawisz Enter włączył komputer. Na ścianie rozjaśnił się ekran.
Na początku szef wygłosił oficjalną w takich sytuacjach formułkę powitalną, mało finezyjną i trochę drętwą, ale w jego stylu, po czym zaległo milczenie. Gordon przez chwilę przeglądał notatki i cicho o coś pytał Petersona, który odpowiadał mu uśmiechami i skinieniami, a następnie wskazał palcem leżący przed nim dokument i znów pokręcił głową. Na koniec pociągnął nosem z nieco większą subtelnością niż w samochodzie i poprawił się elegancko na krześle.
Na wprost wejścia siedział szef Agencji, obok kierownik jego gabinetu, Gordon i Peterson po przeciwnej stronie, Konrad i Marcin po lewej, a Magda z zastępcą z prawej strony. Nisko zawieszone reflektory punktowe rzucały silne światło na blat stołu, kładąc mocne półcienie na twarze zebranych i zaciemniając wszystko, co było za nimi. Mógłby ktoś pomyśleć, że to sabat jakiejś sekty, która za chwilę zacznie radzić nad przyszłością ludzkości, rozsypując runy na środku stołu i recytując tajemne zaklęcia.
Ten cudowny kicz przerwał George Gordon, swoim zimnym matowym głosem pytając, czy może rozpoczynać.
Szef odpowiedział mu głębokim, pełnym szacunku skinieniem głowy, majestatycznie unosząc dłoń. Istny August z Prima Porta – pomyślał Konrad.
– Jak rozumiem, nasze spotkanie jest rejestrowane? – zapytał Gordon.
– Oczywiście! – odparł kierownik gabinetu.
– Będziemy też rejestrować na swój nośnik – oznajmił Gordon i dał znak Petersonowi, który wyjął z teczki dyktafon i położył go na środku stołu.
Mógłbyś przynajmniej poprosić o zgodę, co, George? – pomyślał Konrad i spojrzał na Magdę. Na jej twarzy było wypisane dokładnie to samo pytanie.
– Panie generale – zwrócił się Gordon do szefa Agencji – sprawa, o której chcemy rozmawiać, dotyczy szczególnie wrażliwego tematu…
Uuuu… coś się dzieje! Gadaj, z czym przyjechałeś, Brytolu.
– Tak, wiemy.
– Nie wszystko. W ciągu ostatnich dwóch dni sytuacja uległa zdecydowanej zmianie… Zmianie na gorsze! – Ton Gordona stał się twardy, tak by nikt nie mógł wątpić w to, co zaraz usłyszy.
– To znaczy? – zapytał szef.
– To będzie informacja wyłącznie dla osób mających dostęp do cosmic top secret.
W krypcie zapadła cisza.
– Aaaauuueee… – Szef wydał z siebie cichy nieokreślony dźwięk oznaczający głębokie zaskoczenie i konieczność podjęcia decyzji.
– CTS… – wtrącił Konrad. – Najwyższy stopień tajności NATO.
– Przecież wiem – odparł szef podenerwowany.
– Znaczy, że zostać mogą tylko ci, którzy mają najwyższy natowski stopień poświadczenia bezpieczeństwa…
– Oczywiście, tak, wszystko jasne.
– Dotyczy broni atomowej – dorzucił jeszcze Konrad.
– Kto nie ma dostępu, proszony jest o opuszczenie pomieszczenia – zarządził szef.
Pierwszy podniósł się zastępca Magdy, a po nim kierownik gabinetu szefa. Marcin wciąż siedział obok Konrada, nieporuszony, jakby go to nie dotyczyło. Dostęp do CTS miało w Agencji tylko kilka osób i na pewno nie było wśród nich Marcina. Nawet Sara nie była upoważniona do takich tajemnic.
– No! Co jest? – Konrad trącił go kolanem.
– A co, szefie? – Marcin udawał niezorientowanego.
– Wypadaj!
– No kurczę! – Ściszył głos. – I tak beze mnie szef z tymi tajemnicami nic nie zrobi. Ja to ja… nie? – Podniósł się ociężale. – Zresztą czuć na kilometr, o co biega Anglikom. Jakbym ich nie znał… przyszli po pomoc, jak zawsze. Taka mi CTS tajnota…
– Pospiesz się.
W sali zostało pięć osób, Szef rozpoczął procedurę zatwierdzenia tajności spotkania.
– Jest dwudziesty trzeci grudnia dwa tysiące trzynastego roku, godzina dziesiąta dwadzieścia trzy, siedziba Agencji Wywiadu RP – mówił głośno i wyraźnie. – W spotkaniu uczestniczą: ze strony MI6 George Gordon i Guy Peterson, ze strony polskiej szef Agencji i… – Spojrzał na lewo.
– Magda Arendt, poświadczenie bezpieczeństwa do poziomu CTS numer trzy dwa jeden jeden siedem sześć zero pięć cztery cztery, seria KD – wyrecytowała z pamięci.
– Konrad Wolski, poświadczenie bezpieczeństwa do poziomu CTS… – Zaczął szukać czegoś w kieszeniach i po chwili wyjął plastikową kartę, z której odczytał: – Trzy cztery jeden osiem dwa dwa pięć cztery zero zero cztery, seria ZZ.
– No to co? – rzucił szef. – Możemy, Gordon?
– Oczywiście, panie generale. – Anglik popatrzył w notatki. – Pod koniec lutego zbiera się w Brukseli Grupa Planowania Nuklearnego NATO. Zamierzamy przedstawić wówczas informacje, które jeśli się potwierdzą, mogą… – zawiesił na moment głos – mogą doprowadzić do… nie waham się użyć tego słowa… do wojny, w najgorszym wypadku. Tym razem, panowie… i pani – spojrzał na Magdę – sprawa jest bardzo poważna i nie mamy zbyt wiele czasu. Wkrótce rozpoczniemy konsultacje z partnerami NATO, ale wcześniej chcielibyśmy porozmawiać z wami. O naszym dzisiejszym spotkaniu poinformowany jest premier Wielkiej Brytanii John Colonel i jak rozumiem, pan, generale, poinformuje później premiera Polski.
Mówił zwyczajnie, spokojnie, bez widocznej emocji. Pewnie takim samym tonem lokaj powiadomił Chamberlaina o napaści Hitlera na Polskę. „Sir, niech się pan obudzi! Właśnie Niemcy najechali Polskę. Czy podać szklaneczkę, sir?” „Tak, George, ale najpierw umyję zęby”. George Gordon był przecież Kontrolerem MI6, jednej z najlepszych służb wywiadowczych świata, i jedno słowo, które padło z jego ust – „wojna” – wystarczyło, by Konrad pożałował swojej wcześniejszej małostkowości i spóźnienia.
Wojna i miłość to dwie różne rzeczy. Pomyślał o Sarze. Wszystko wydawało się teraz takie nierzeczywiste, Polacy, Anglicy i Grupa Planowania Nuklearnego, jakby to już kiedyś było. Patrzył na Gordona i zastanawiał się przez moment, czy nie powinien się już zwolnić ze służby i zostać w domu na ulicy Wilczy Dół. Niech Bond, James Bond, sam ratuje świat. Ma doświadczenie i swoją wierną publiczność.