– Czyli mamy jakiś szczątkowy motyw, przynajmniej wstępnie… – przerwał mu Gunnar.
– Lista zainteresowanych tym projektem może być długa. Nawet bardzo długa – mówił dalej Hermansson. – Wyliczanie możemy zacząć od tych, którzy chcieliby wejść w posiadanie tego programu, a potem dodać tych, którzy zrobiliby wszystko, by ich wrogowie nie mogli go zdobyć. Dołożyć jeszcze trzeba tych, którzy chcieliby zarobić na jednych i drugich.
– Nooo… to nie ułatwia mi zadania…
– Równie dobrze mogą stać za tym Korea Północna, Chiny jak Al-Kaida czy Izrael… albo nawet Rosja – po raz pierwszy odezwał się szef Säpo, Wallin. – Zorganizowanej grupy przestępczej… mafii… też nie można wykluczyć.
– Rozumiem – odparł Selander – że pańscy ludzie włączą się do śledztwa i pomogą ustalić, czy faktycznie ten program mógł być celem ataku. Czy był celem ataku. – Wallin nawet nie odpowiedział, tak oczywista była ta prośba. – Owszem, to możliwy motyw, ale nie ułatwia znalezienia odpowiedzi na pytanie, kto za tym stoi i kogo mamy szukać. Skąd u napastników taka brutalność? Przecież, kurwa, nie byli to flying seals od Boeinga! – Wyraźnie się uniósł, bo zdał sobie sprawę, że wciąż tkwi w ślepym zaułku.
Było dwadzieścia pięć po czwartej i z bladych twarzy łatwo mógł wyczytać, że z powodu napięcia i stresu nikt nie jest w stanie mu pomóc w znalezieniu jakiegoś konkretnego punktu zaczepienia. Jakby to zajście wywołało u nich głęboki szok, który spowodował paraliż myśli, woli działania, może nawet strach, a przecież byli to ludzie, którzy powinni radzić sobie z sytuacjami kryzysowymi lepiej niż inni. Jedynie Johan Wallin musiał teraz mocno kombinować, co powiedzieć rano premierowi.
Tak myślał Gunnar Selander, który nie potrafił pojąć, że można się bać śmierci. Dla niego śmierć była częścią życia, niezależnie od tego, jak wyglądała i skąd przyszła. On był jednym z tych, którzy śledzą śmierć, znają ją na wskroś, jej kamuflaż, wszystkie jej wcielenia. Potrafią z nią rozmawiać, a jak trzeba – aresztować. Selander rozumiał duszę śmierci, bo odkąd poznał ją osobiście, polubił noc i przywykł do zimna. Teraz właśnie była zimna szwedzka noc, ale tym razem chytra śmierć wymykała mu się jak mokre mydło.
Uderzyli w czasie hakatonu, tuż przed Bożym Narodzeniem, po którym Szwedzi ruszą na urlopy, w góry, do Tajlandii, zacznie się szaleństwo międzyświątecznych zakupów i podchmieleni rodacy będą czekać na noworoczne fajerwerki. Gunnar był już absolutnie pewny, że sprawcy to wyjątkowi profesjonaliści. Nigdy ich nie znajdziemy… A Antona? Może tak… może nie…
Spojrzał w róg pomieszczenia, gdzie z twarzą ukrytą w dłoniach, głęboko pochylona do przodu, siedziała Harriet Berghen, i od razu z całą mocą dotarło do niego, że w tej sali tylko ona zna odpowiedź na pytanie, dlaczego porwano Antona Peteriusa i jaki jest motyw tej zbrodni. Ale czemu tak pomyślał, nie potrafił sobie wytłumaczyć.
– Czy są jakieś fakty, o których powinienem teraz wiedzieć? – zwrócił się do zebranych, ale odpowiedziała mu głucha cisza. – Hmmm… rozumiem – dodał chłodno. – Oględziny miejsca potrwają przynajmniej kilka godzin. Miejmy nadzieję, że obława przyniesie efekty i odnajdziemy Peteriusa. – „Choć bardzo w to wątpię”, chciał dodać. – Zatem uważam nasze spotkanie za zakończone. Wszyscy potrzebujemy trochę czasu na odpoczynek i refleksję. Przyjmuję roboczą wersję, że napad na wydział elektroniki i porwanie Antona mają związek z jego pracą… nad tajnym projektem, o którym mówił Magnus, dlatego proszę każdego, kto miał kontakt z Peteriusem, szczególnie służbowy, o przygotowanie dla mnie wszelkich informacji, które mogą mieć jakiekolwiek znaczenie dla wyjaśnienia tej sprawy. Proponuję spotkanie o… – spojrzał na zegarek – o jedenastej u mnie na Polhemsgatan.
Wszyscy podnieśli się z niezrozumiałym ociąganiem i zaczęli w milczeniu wychodzić. Jedynie Harriet wciąż siedziała w tej samej pozycji, jakby nieobecna duchem, i błądziła oczami po pomieszczeniu. Gdy wszyscy już wyszli, Selander przysiadł się do niej, objął ramieniem i przytulił, a ona ścisnęła mocno jego dłoń i zaczęła płakać.
– Gdzie mieszkasz? – zapytał cicho i delikatnie.
– Rörstrandsgatan dwadzieścia osiem… Karlberg… – zamruczała, pociągając nosem.
– Chodź. Zawiozę cię do domu. – Pogładził ją po głowie i policzku. – Musisz odpocząć. Miałaś ciężkie przeżycia, ale bez ciebie nie rozwiążę tej sprawy, nie odnajdę Antona i nie dowiemy się, dlaczego znikł twój chłopak.
– To pan wie o Hasanie? Skąd? – Harriet przestała pociągać nosem i zaskoczona popatrzyła przez zmoczone łzami okulary na Gunnara. – Ach… tak, był pan przecież przy mojej rozmowie z Lindą…
– Słyszałem o tym wcześniej od Hermanssona – wtrącił Selander. – Wszystko mi powiedział. Chodź już! – Podniósł się i wziął ją za rękę. – Będziemy razem pracować nad tą sprawą, jeśli się zgodzisz, więc musisz się dobrze wyspać i zebrać siły. Czuję, że wszystkie te zdarzenia są ze sobą powiązane, a nie mamy wiele czasu, jeśli chcemy ich uratować. Liczę na ciebie, Harriet. Bez twojej pomocy nie rozwiążę tej zagadki. – Zawiesił głos i po chwili zapytał: – To jak?
Uśmiechnął się po raz pierwszy, odkąd wyszedł ze szpitala, i zrobił to wbrew własnej woli. Harriet, wycierając nos rękawem, też się uśmiechnęła, trochę gorzko, trochę smutno, trochę tajemniczo, i Selander, patrząc na nią, zrozumiał, że tej nocy nastąpiło w nim przesilenie między życiem a śmiercią, z lekkim wskazaniem na życie, i niespodziewanie zrobiło mu się ciepło. Ten zwykły uśmiech zapłakanej piegowatej dziewczyny w grubych okularach i z czerwonym nosem, nad ranem w miejscu zbrodni, napełnił go niezwykłym optymizmem, choć nie potrafił sobie wytłumaczyć istoty tego związku, a po chwili nawet nie próbował, bo nagle ogarnęło go niezwykłe, dawno zapomniane doznanie: poczuł wyraźnie, że chce mu się spać.
– Chodźmy już. Odwiozę cię.
Objął ją ramieniem i wyszli.
– Sara jedzie już na górę – zakomunikował Konrad przez interkom. – Niech wszyscy zbiorą się w sali konferencyjnej.
– Niespodzianka też? – zapytała Ewa i wyłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Uniosła jedynie znacząco kciuk.
Odpowiedział jej tym samym i opadł na fotel. Spojrzał na półmetrowy stos zielonych teczek piętrzący się na środku biurka między pustym pudełkiem z oliwkowego drewna i wielkim kubkiem z napisem „CIA”.
Sześć tomów sprawy ukrytej pod kryptonimem „Merkury”. Znał je na pamięć, każde słowo, liczby, miejsca, pamiętał swoje wątpliwości i wszystko to, czego w tej sprawie nie ma, a mogło lub powinno być. Obudzony w środku nocy, mógł odpowiedzieć na każde pytanie. A jednak po spotkaniu z Gordonem miał w głowie zupełną pustkę i nie potrafił znaleźć punktu zaczepienia. Sytuacja go przerosła i czuł aż nadto dobrze, że sam jej nie udźwignie. Anglicy chytrze nadali sprawie wymiar emocjonalny i wjechali nam na ambicję – pomyślał z lekkim rozbawieniem – i teraz nie mamy wyboru,