Amina przytuliła głowę do jego piersi.
– Inszallah – wyszeptała. – Inszallah.
Przeszli na drugą stronę ulicy Drottning Kristinas, przecinającej KTH na dwie równe części, i ruszyli w lewo, wzdłuż małego parkingu, by po pięćdziesięciu metrach skręcić w prawo i zejść z niewysokiej skarpy do piętrowego ceglanego budynku z lat czterdziestych. Posuwali się szeregiem wydeptaną w śniegu ścieżką. Prowadził policjant olbrzym, za nim, lekko utykając, szedł Selander, a pochód zamykał mały Tove w kapturze na głowie.
Na dole, przy drzwiach, oczekiwał na nich stary Lars Gumme, szef ochrony Securitasu na KTH i były policjant. Znali się z Selanderem od lat, chociaż nigdy razem nie pracowali i poza zwykłą policyjną znajomością, jakich wiele, nic ich nie łączyło. Dzisiaj Selander musiałby się długo zastanawiać, żeby sobie przypomnieć, w jakiej jednostce służył Gumme.
– Wszystko gotowe, Gunnar – powiedział Lars, ściskając po kolei każdemu rękę. – Na górę proszę i w lewo.
Centrum monitoringu wyglądało dość typowo i mimo że miało zapewniać nadzór nad bezpieczeństwem jednej z najbardziej nowoczesnych uczelni świata, nie należało do szczególnie zaawansowanych technicznie. Kilkanaście monitorów, konsola z mnóstwem przycisków i światełek, trzech pracowników, atmosfera jak w imitacji promu kosmicznego dla dzieci.
– Mamy przygotowany obraz z kamer w czasie, który was interesuje. Czyli od dwudziestej trzeciej piętnaście – zaczął Lars. – Wszystko zobaczycie na tym monitorze – wskazał dwudziestopięciocalowy ekran stojący na oddzielnym stole. – Przypominam, że jest piątek i życie studenckie jest w szczycie aktywności. Czasami, niestety, tu i tam widać to na naszych monitorach. Dzieciaki często nie mają wstydu, ale jest zima, więc… – Ciężki dowcip policyjny nie zrobił na nikim wrażenia. – Oprócz hakatonu mamy kilka innych imprez… chociażby koncert rockowy w Kåren, pięćdziesiąt metrów dalej, zawody w tańcu towarzyskim w sali szkoły baletowej tuż obok i coś tam jeszcze… – Pokręcił głową jakby z niedowierzaniem. – Czyli ruch jest jak na Sergels Torg, nie przymierzając… sami widzicie… i mogą być problemy z identyfikacją.
Stanęli półkolem wokół monitora, na którym po chwili pojawiło się nagranie z kamery ustawionej na wprost wejścia do „reaktora”, obejmującej swoim zasięgiem dom z lewej i przejście przez jezdnię. Na obrazie doskonałej jakości widniał numer kamery, obiektu, data i czas. Była 23.15. Harriet i Tove wysunęli się do przodu, by lepiej widzieć, a Lars pilotem przesuwał nagranie do przodu. Co jakiś czas ktoś wchodził do „reaktora” lub z niego wychodził, więc Lars raz po raz musiał zatrzymywać obraz, by Harriet i Tove mogli się dokładnie każdemu przyjrzeć.
W prawym górnym rogu ekranu pojawiły się cyfry 23.37.
– To on! – wykrzyknęli jednocześnie Harriet i Tove na widok wychodzącego Antona.
Ubrany w kurtkę, bez czapki, przeszedł kilka kroków do przodu i zatrzymał się na skraju chodnika, dobrze widoczny pod latarnią. Rozejrzał się, wyraźnie kogoś wypatrując. Minęło go kilka osób, z kimś zamienił parę słów i wciąż stał w tym samym miejscu. Spojrzał na zegarek. Na monitorze była 23.40.
– Czeka na Lassego – odezwała się Harriet.
– Bardzo dziwne… – wymamrotał Gunnar. – Gdzie ten Lasse? I kim on w ogóle jest?
Anton przestępował z nogi na nogę. Pomachał komuś ręką, wciąż się rozglądając. Czekał.
Była 23.43, kiedy podjechał do niego volkswagen transporter z napisem „Securitas” i zasłonił go tak, że Anton znikł z pola widzenia.
– To wasz? – zapytał Gunnar.
– Wygląda… – Lars nie dokończył, bo samochód po kilku sekundach ruszył i okazało się, że Anton znikł. – Co jest grane? Wsiadł?
Wszyscy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
– Czy to wasz samochód? – ostrym tonem powtórzył Gunnar.
– Wygląda, że nasz, ale… – Lars cofnął pilotem obraz i zatrzymał kadr. – Numer boczny wozu… – Przyjrzał się uważniej. – Dwanaście? Tak… dwanaście!
– Co się dzieje? – włączyła się zaniepokojona Linda. – Nic nie rozumiem.
Lars podszedł do konsoli.
– Dwunastka… dwunastka!
– Dwunastka… słucham… – odezwał się głos w radiostacji.
– O dwudziestej trzeciej czterdzieści trzy zabraliście mężczyznę z Drottning Kristinas…
– Skąd? – zapytał mężczyzna.
– KTH…
– Nikogo nie zabieraliśmy – odparł. – Jesteśmy od dziesiątej na patrolu w Täby, przy spalonym domu.
– Dwunastka? – Lars podszedł do monitora.
– Dwunastka – odparł spokojnie głos. – Jakaś pomyłka? O co chodzi?
– W porządku, dziękuję. Bez odbioru – zakończył Lars i wszyscy przez chwilę wpatrywali się w ekran.
– Co się dzieje? – pierwsza odezwała się Linda, mocno zaniepokojona i zaskoczona jak wszyscy.
Selander wyjął z kieszeni telefon komórkowy i odszedł na bok. Linda wyjęła swój i ruszyła w przeciwnym kierunku. Harriet czuła, jak po plecach spływa jej pot, i to nie dlatego, że cały czas miała na sobie zimową kurtkę i czapkę, a w pomieszczeniu było ciepło. Ta kropelka potu była zmaterializowanym przez jej ciało strachem i rozpaczą jednocześnie. Doznanie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, skłębione w jej wnętrzu, próbowało teraz wydostać się na zewnątrz. Cały czas, jak w fotoplastykonie, klatka za klatką, pojawiały się w jej pamięci ostatnie słowa Antona. Harriet już wiedziała, że musi natychmiast poinformować o tym Lindę.
– Lindo… – zaczęła, ale ta rozmawiała przez telefon i dała znak ręką, żeby zaczekała.
– Lars – odezwał się za jej plecami Gunnar – połącz się z tą dwunastką i zapytaj, jaki mają samochód. Jaki typ?
– Dwunastka! Zgłoś się. Dwunastka?
– Zgłaszam się – odpowiedział ten sam głos co poprzednio.
– Jaki macie samochód… podaj typ.
– Volvo 60, a o co chodzi?
– To wszystko. Dziękuję – zakończył Lars.
– Wygląda na to, że miała pani rację, Harriet – powiedział do niej Selander. – Coś się stało. Lars! – Odwrócił się do Gummego. – Natychmiast przejrzyjcie dokładnie wszystkie nagrania z waszych kamer, ten samochód musi się gdzieś jeszcze pojawiać. Przecież nie wyskoczył spod ziemi ani się pod nią nie zapadł. Potrzebne nam numery rejestracyjne, choć pewnie tablice i tak są skradzione. Podaj dane na nasz monitoring miejski – polecił umundurowanemu olbrzymowi i znacząco kiwnął głową.
– Porwanie? – zapytała wyraźnie poruszona Linda.
– Niewykluczone – odparł. – W domu go nie ma, sprawdziliśmy już. Wygląda to wszystko bardzo podejrzanie. Gdzie jest jego biuro? Tove, wiesz?
– Biuro? Nooo… w „reaktorze”, przecież dopiero co tam byliśmy… – plątał się zdezorientowany Tove. – Aaaa… chodzi o jego pracownię