– No tak… pamiętam! – Sara lekko uniosła głos. – Roman mówił, że masz galerię na Powiślu. – Spojrzała na kolczyki i pokręciła głową. – Piękny kontrast, to granatowe tło i… Skąd ten opalizujący efekt?
– Nie wiem, jak udało się go uzyskać, ale rzeczywiście w odpowiednim oświetleniu tak to wygląda. Wpadnij do mnie, to pokażę ci inne prace.
W drugim końcu stołu pojawiła się butelka finlandii. Trwała zażarta dyskusja o filmie Oficer i szpieg. Dima uważał, że to wyjątkowe arcydzieło, a Konrad wprost przeciwnie. Witek i Lutek zmieniali zdanie w zależności od siły argumentów każdej ze stron, bo żaden z nich filmu nie widział. Wszyscy byli jednak zgodni co do jednego: każdy może być Dreyfusem, szczególnie w dzisiejszej Polsce, ale nie każdy może mieć swojego Zolę, Prousta czy Anatola France’a.
– Za Dreyfusa! – Dima podniósł kieliszek.
– Czyli? – zapytał Konrad z wymownym uśmieszkiem.
– Za nas – wyjaśnił Dima.
– O co chodzi z tą irańską obsesją Konrada, jeśli mogę zapytać? – Monika, zwracając się do Sary, niespodziewanie zmieniła temat. – Miało dzisiaj nie być o polityce, wiem… ale bardzo mnie to intryguje. Jadąc tu taksówką, miałam ciekawą rozmowę z kierowcą. Trochę się wkurzyłam.
– Może niech ci sam powie. – Sara złapała rozgadanego Konrada za rękę. – Monika chce poznać sprawę Travisa. Może powinieneś o niej opowiedzieć?
Jak na komendę przy stole zaległa cisza.
Historię Travisa znali wszyscy oprócz Moniki i Dimy. Konrad zmarszczył brwi, jakby był niezadowolony, i przez chwilę wpatrywał się w swoje dłonie.
– Przepraszam… – odezwała się niepewnie Monika, widząc jego zakłopotanie. – Nie chciałam się wtrącać, przepraszam…
– Nie masz za co przepraszać – odparł. – To nie jest jakaś tam moja sprawa czy obsesja, chociaż to określenie wcale mi nie uwłacza. Może nawet jest odpowiednie, bo rzeczywiście nigdy nie przestanę dążyć do poznania prawdy. Więc może to jest obsesja. – Był już lekko podpity i trochę plątały mu się myśli i słowa. – No dobrze! – Podniósł głowę i spojrzał na Monikę. – Ty i Dima powinniście poznać tę historię.
Rozejrzał się wokół i z poważnych spojrzeń zebranych wyczytał, że się z nim zgadzają. Czuł ogromną potrzebę podzielenia się swoimi myślami z Moniką i Dimą. Po raz pierwszy od lat spotkał kogoś, kto mógł, a może nawet musiał go zrozumieć.
Niespodziewanie dotarło do niego, że Dima, doświadczony nielegał, i Monika, która – jak mówił Roman – widzi więcej niż inni, mogą być zalążkiem nowej nadziei. Odkąd odszedł ze służby, nieustannie szukał usprawiedliwienia, rady, a może jakiegoś pomysłu, i nagle tego wieczoru alkohol otworzył przed nim drzwi.
Wszystko zaczęło się prawie trzy lata temu w domu Lindy Lund na wyspie Fårö. Linda zastrzeliła wówczas Zoję Tonkinę, partnerkę Miszy Popowskiego, oficera rosyjskiego wywiadu, którego Konrad i Sara kilka dni wcześniej eksfiltrowali do Finlandii. Wydarzenia tamtych dni, strzelanina w ogrodzie botanicznym w Visby, a szczególnie to, co wydarzyło się wtedy w domu Lindy, wytarło z pamięci Konrada niektóre fakty.
Zupełnie zapomniał, co na chwilę przed hukiem wystrzałów z dubeltówki Lindy powiedział mu inspektor Gunnar Selander. Przypomniał sobie o tym dopiero po jakimś czasie, kiedy był już w Polsce i odszedł ze służby. Początkowo nie był pewien, czy to, co usłyszał, było prawdą czy złudzeniem, więc któregoś dnia wsiadł do samolotu i poleciał do Sztokholmu.
Inspektor Selander chętnie się z nim spotkał i powtórzył jeszcze raz to, czego się dowiedział od Hasana Mardana, który był więziony w Iranie. Że w obozie pod Teheranem przetrzymywany był też Amerykanin, Francuz i dwóch Białorusinów.
Konrad spotkał się też z Hasanem i Harriet, ale nie dowiedział się niczego więcej poza tym, że podobno tamci byli szpiegami. Hasan nawet ich nie widział, powiedział mu o tym Irańczyk, współwięzień. Obcokrajowcy przetrzymywani byli w tym samym obozie, ale starannie odizolowani. Nie mieli ze sobą kontaktu. Białorusini trafili pod opiekę lekarzy, bo podobno byli torturowani, powiedział Hasanowi Irańczyk. Obóz pod Teheranem nie był więzieniem wydobywczym jak Ewin, lecz ośrodkiem odosobnienia prowadzonym przez Strażników Rewolucji. Osadzeni nie byli tam źle traktowani.
– Mieliśmy w naszym wydziale nielegała. Nazywał się Igor… Oleg Popow, pseudonim „Travis”, i był uplasowany w białoruskim KDB. Świetny chłopak… wyszedł od nas, z Podlasia. – Spojrzał na Sarę, ale ona siedziała wpatrzona w stół. – Niestety, w Mińsku doszło do komplikacji i musieliśmy go eksfiltrować do Polski. Nie będę wchodził w szczegóły, ale to było dla niego bardzo dramatyczne zdarzenie… – Zawahał się, jakby nie był pewien, czy powinien to powiedzieć. – Musiał kogoś zabić.
– Zabić? – zapytał Dima. – Rozumiem, że bez zgody centrali?
– Tak, w stanie wyższej konieczności. Pułkownika KDB.
– Aha… – Dima delikatnie pokiwał głową i od razu mu się przypomniało, jak zginął Oleg Dunin.
– Nie miał wyboru. Ratował życie swoje i innych – dodała Sara. – Travis był moim wychowankiem, to ja go wybrałam, wyszkoliłam i przerzuciłam na Wschód. Był jak brat. – Głos jej się lekko załamał i Dima poczuł delikatny ucisk w gardle. Znał los nielegała.
– Razem z Travisem wywieźliśmy do Polski jego przyjaciela i współpracownika, Białorusina i funkcjonariusza mińskiego KDB, Wasilija Krupę – ciągnął Konrad. – Działaliśmy w stanie wyższej konieczności, jak już powiedziałem, na własne ryzyko, więc potem zajęły się nami prokuratura i WBW, jak możecie się domyślać, a właściwie to zajęły się Sarą. Ostatecznie sprawa wygasła.
– Żadne zaskoczenie – skomentował Dima. – Jesteśmy w takiej samej sytuacji. Wdzięczność premiera Boleckiego czujemy na własnej skórze. Roman jest wrogiem publicznym numer jeden. – Spojrzał na Monikę, która dała mu znak, że się z nim zgadza. – Co było dalej?
– Prowadziliśmy w tym czasie we współpracy z MI6 skomplikowaną operację w Iranie i stworzyliśmy tam firmę przykryciową. Uplasowaliśmy w niej Travisa i Wasię, oczywiście jako Białorusinów. Firma była dobrze zalegendowana i chłopcy wypracowali świetną pozycję operacyjną. Byli zawodowcami i wiedzieli, co i jak robić. Weszliśmy całkiem głęboko w struktury Pasdaranu… Wiesz, co to?
– Wiemy – wtrąciła Monika. – Strażnicy Rewolucji.
– Rozpoczęliśmy wówczas operację specjalną „Merkury”, którą realizował prawie cały nasz Wydział. Mieliśmy informację, że Irańczycy mają ukryte centrum wzbogacania uranu w podziemnym tunelu zakamuflowanym jako bocznica teherańskiego metra. Odnalezienie Pralni, bo tak to nazywaliśmy, nie było łatwe, ale pomógł nam przypadek, czyli białoruski pułkownik Żukowski, ale to teraz nieważne. Najtrudniejsze zadanie miał do wykonania Mały. To on wszedł do tunelu i wypuścił drony z ula.
– Eee… – odezwał się Witek. – Ale nie wyszedłbym z niego, gdyby nie Lutek! – Położył drobną dłoń na szerokich plecach mężczyzny w szetlandzkim golfie.
– Tak, to Witek był autorem tego sukcesu – potwierdził Konrad. – Niestety, straciliśmy Igora i Wasię. Nie wiemy dokładnie, co się stało. Początkowo przypuszczaliśmy, że zginęli w walce z irańskimi