Śreżoga. Katarzyna Puzyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Серия: Lipowo
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788382345674
Скачать книгу
Franciszek.

      Robert miał ochotę potrząsnąć małym pękatym człowieczkiem. A nawet pchnąć go niczym kulę do kręgli.Zabawne porównanie, bo Robert nigdy w życiu nie grał w kręgle, natomiast dobrze wiedział, że Malwinę Górską należało wykorzystać do granic możliwości. Skoro już Julia Szymańska im ją naraiła. Dąbrowscy pluli sobie w brodę i byli na Julkę wściekli za to, że tak obiecująca klientka trafiła do konkurencji. Kwiatkowscy na pewno też. A Franciszek nie umiał wykorzystać tej przewagi. To było strasznie, ale to strasznie wkurwiające.

      – No i proszę – powiedział Franciszek Sadowski, otwierając drzwi do kuchni.

      Robert rozejrzał się po pomieszczeniu. Wielki piec, który trzeba było czasem uruchamiać za pomocą młotka. Stół. Zlew. O co szefowi chodziło? Nagle usłyszał cichy pisk. Wtedy zobaczył małego pieska.

      – Najpierw chciałem go dobić, ale potem pomyślałem, że może go zechcesz. Czy ukręcić mu łeb?

      Chłopak zastygł bez ruchu. Wpatrywał się w psa, a pies w niego. Zwierzak zwinął się w kłębek i cały drżał. W poprzek jego pyska przebiegała czerwona pręga. Taka jak na twarzy Roberta. Widocznie ktoś już wcześniej poczynał sobie z nim okrutnie. Janik podszedł do psiaka i delikatnie wziął go w ramiona. Zwierzak przylgnął do niego, jakby byli dla siebie stworzeni. Robert nie mógł pozwolić, żeby temu maleństwu coś się stało.

      – Oczywiście nie może spać w pokoju. Nie chcemy sierści – poinformował Franciszek. – Zrób mu budę na dworze.

      Zarówno Pietrzakowie, jak i Robert mieszkali w zajeździe. Pietrzakowie pod trójką, a Robert pod szóstką. Własny pokój. W porównaniu z tym, do czego chłopak był przyzwyczajony, to była wielka odmiana. Choć teraz czuł gniew, że nie może zabrać tam pieska, bo poczuł się tak, jakby ktoś dał mu cukierek, a potem go zabrał i pozwolił tylko na niego popatrzeć. Czasem wydawało mu się, że lepsze byłoby nie dostać nic.

      Prawie mieć.

      ROZDZIAŁ 23

      Blok Julii Szymańskiej w Rypinie.

      Środa, 14 lutego 2018. Godzina 14.40.

      Młodszy aspirant Emilia Strzałkowska

      Mieszkanie Julii Szymańskiej nie przypominało lokum młodej dziewczyny. Raczej szacownej pani w średnim wieku. Nastolatka wynajęła je być może od swojego nowego szefa razem z meblami. Emilia nie wierzyła, żeby dziewczyna sama wybrała taki wystrój. Meblościanki z czasów Peerelu, zazdrostki w oknach, kryształy i serwetki nie pasowały do gustu dzisiejszej młodzieży.

      – No i co? Spisaliśmy się?

      Policjant z Rypina był niewysoki, ale dobrze zbudowany. Chyba przedstawił się jako Mikołaj. Strzałkowska nie była pewna, bo kiedy tu dojechała i zobaczyła, że otworzyli drzwi bez niej, ogarnęła ją irytacja. Być może za długo siedziała u Kwiatkowskich. Choć nie był to do końca stracony czas. Dziwna rodzina miała wprawdzie alibi, ale musiała być w jakiś sposób związana z Julią. Podobieństwo dziewczyny do młodej Hanny było uderzające. No i te wiedźmie kamienie i monety. Policjantka obiecała sobie, że jeszcze to sobie na spokojnie przemyśli. Na razie musi się skupić na oględzinach mieszkania ofiary. Tu też może znajdą coś interesującego.

      – To spisaliśmy się czy nie? – zażartował znów policjant z Rypina. Najwyraźniej oczekiwał pochwały za to, że wezwał ślusarza, który otworzył drzwi. – Tego Oliwiera Pietrzaka nie było w domu. Nie moglibyście tu wejść, gdybym tego nie załatwił. Nawet strażaków nie musieliśmy wzywać.

      – Mogliście poczekać – mruknęła Strzałkowska.

      Chciała być przy otwieraniu mieszkania. Lubiła pierwsza na wszystko spojrzeć. Chłonąć przez moment atmosferę panującą w danym miejscu. Rzucały się wtedy w oczy drobiazgi, które początkowo wydawały się błahe, a potem okazywały ważne.

      Chociaż z drugiej strony miejsce już było w dobrych rękach. Zerknęła w stronę Ziółka. Szef techników dojechał tu przed nią, więc był przy otwieraniu drzwi. Trzeba mu było oddać, że zawsze prowadził oględziny z należytą starannością. Może to nawet on ponaglił ich do otwarcia. Jeszcze nie miała szansy go spytać. Znał kolegów z tej jednostki, bo kiedy brakowało ludzi, pracował na dwa powiaty.

      – Antkami się nie przejmuj – mruknął Ziółkowski, wyczuwając chyba jej spojrzenie. Uśmiechnął się przy tym z wyraźną złośliwością.

      Brodniczanie nazywali rypinian Antkami. Nie wiedziała dlaczego. Mieszkała w tych stronach dobre kilka lat, ale kłótnie sąsiadów nadal pozostawały dla niej tajemnicą. Choć oczywiście była świadkiem szyderstw to z jednej, to z drugiej strony.

      – Wiesz, dlaczego mieszkania na czwartym piętrze w Rypinie są droższe? – zapytał Ziółkowski.

      – Nie – odparła.

      Mieszkanie Julii znajdowało się właśnie na czwartym piętrze. Emilia nie była więc pewna, czy technik mówi teraz poważnie, czy szykuje się do kolejnego żartu na temat mieszkańców sąsiedniego miasta.

      – Bo są z widokiem na Brodnicę – odparł nieco głośniej technik.

      – Ha, ha, ha – zaśmiał się teatralnie policjant z Rypina. – Może lepiej idź robić swoje, Ziółek. Nasz komendant i tak robi wam grzeczność.

      Teraz z kolei Ziółkowski się zaśmiał.

      – Robi grzeczność nam? Dobre sobie. A może to ja zapierdzielam tu u was, jak waszych nie starcza?

      Strzałkowska miała wrażenie, że niewiele trzeba, a mężczyźni przejdą do rękoczynów.

      – Sprawdź kuchnię – poprosiła więc Ziółkowskiego, wkładając rękawiczki. Nie chciała, żeby z powodu głupiego żartu doszło do poważnej kłótni. Nie na jej warcie.

      – Ja się rozejrzę tutaj – dodała.

      Poszła do pokoju, który najwyraźniej był sypialnią Julii. Urządzony był nieco nowocześniej niż pozostała część mieszkania. Łóżko, biurko, szafa, krzesło. Trochę porozrzucanych rzeczy, ale panował tu względny porządek. Nagle zobaczyła na podłodze siatkę z drogerii.

      – No! – powiedziała z satysfakcją.

      Policjant z Rypina wydawał się zaskoczony, kiedy uniosła z ziemi pustą reklamówkę. Nie wiedział przecież, że być może jest to istotny dowód. To mogła być ta, którą Strzałkowska widziała na zdjęciu w postach ofiary.

      Policjantka podniosła torebkę i dojrzała brzeg paragonu. Zakupów już w środku nie było, ale i tak miała szansę dowiedzieć się, co kupiła Julia. Emilia wyjęła go ostrożnie. Przeleciała szybko wzrokiem listę produktów. Farba do włosów. Bingo. Julia była blondynką, ale przefarbowała włosy na rudo w poniedziałek, czyli na dzień przed śmiercią. Podobny odcień włosów miała Hanna Kwiatkowska. Zdjęcie torebki z drogerii podpisane było na Facebooku ofiary jako: Zakupy… #robota. Czyli upodobnienie się do Kwiatkowskiej było elementem pracy Julii. A o tym z kolei może opowie więcej Oliwier Pietrzak. Strzałkowska miała nadzieję, że szef dziewczyny zjawi się w domu, zanim skończą przeszukiwać mieszkanie. Mogłaby od razu z nim porozmawiać. Może coś by wyjaśnił.

      – Tu jest komputer – powiedział usłużnie Mikołaj, policjant z Rypina. – Sprawdzić, czy działa?

      – Znasz się na tym?

      – Trochę.

      Sądząc po jego tonie, miała wrażenie, że nawet całkiem dobrze. Postanowiła mu zaufać. Skinęła głową.

      – Będę naprawdę zadowolona, jak znajdziemy telefon. Chciałabym zajrzeć na jej Facebooka.

      – Patrz, mamy szczęście – powiedział Mikołaj. Jego twarz oświetlona była teraz blaskiem z monitora. –