Rozdział 4: Orgazm kobiety – na chłopski rozum
W całej tradycyjnej wiedzy dotyczącej seksualności kobiety widoczny jest zamęt, jaki wywołują domniemane różnice między orgazmem łechtaczkowym, pochwowym, mieszanym oraz wywołanym przez pobudzanie punktu G. Orgazm łechtaczkowy często jest krytykowany jako lekki i powierzchowny, podczas gdy inne uchodzą za bardziej gruntowne i poważne. Wnikliwe studia nad anatomią dowodzą jednak, że wszystkie orgazmy mają łechtaczkową naturę. Organ ten stanowi seksualne epicentrum, generator orgazmów, którego uwagi nie uchodzi żadne doznanie. Natalie Angier, opisując niesławny punkt G, obszar miękkiej tkanki usytuowany wewnątrz pochwy, twierdzi, że korzenie łechtaczki wbrew pozorom sięgają głęboko. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że również ulegają pobudzeniu. Innymi słowy, punkt G to nic innego jak tylne zakończenie łechtaczki.
Co zatem z orgazmami pochwowymi oraz jękami rozkoszy, jakie często towarzyszą penetracji? Przykro odzierać was ze złudzeń, panowie. Cóż, skoro wolicie wierzyć, że doznanie przejmującej ekstazy dobywa się z głębi pochwy za sprawą wielkiej siły naszych straszliwych pchnięć… W rzeczywistości jednak są one „wywołane naciskiem na części łechtaczki, które otaczają wejście do pochwy”, co Rebecca Chalker określa jako „mankiet łechtaczki”. Gdy ten niezwykle wrażliwy obszar zostaje pobudzony, napełnia się krwią i przybiera kształt łukowatej formy u wejścia do pochwy, pocierając i uciskając penisa, co ma zasadniczy wpływ na wywołanie męskiego orgazmu. W pewnym sensie zatem zarówno męski, jak i kobiecy orgazm zależny jest od stymulacji łechtaczki.
Wszystkim niewiernym Tomaszom, którym wciąż trudno wyzbyć się waginalnych poglądów, pragnę uświadomić, że średnio jedna na pięć tysięcy kobiet cierpi na nietypowe zaburzenia genitalne zwane niedorozwojem pochwy. Kobieta taka rodzi się praktycznie pozbawiona tego narządu, ma jednak normalnie rozwinięte zewnętrzne genitalia, łącznie z większymi i mniejszymi wargami sromowymi. Nie może zajść w ciążę bez zabiegu chirurgicznego albo poddania się skomplikowanej terapii, ale jest w stanie doświadczać satysfakcji seksualnej i przeżywać orgazm, ponieważ mimo braku pochwy posiada w pełni sprawną łechtaczkę. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o kobietach, które zostały poddane okrutnemu zabiegowi klitoridektomii[7]. To bolesne okaleczenie, często określane jako kobiece obrzezanie, pozostawia u kobiet trwałe okaleczenia i uraz psychiczny, pozbawiając je łechtaczki, a tym samym szansy na osiągnięcie przyjemności z seksu.
Oba te przykłady pokazują, że nawet jeśli ktoś jest zatwardziałym zwolennikiem teorii orgazmów pochwowych albo orgazmów związanych z punktem G, łechtaczka to bezspornie „rozrusznik” albo katalizator podniecenia. O ile można doznać orgazmu łechtaczkowego bez obecności pochwy, o tyle w zasadzie niemożliwe jest doświadczyć go wskutek stymulacji pochwy, tudzież punktu G, nie posiadając łechtaczki.
Biorąc zatem pod rozwagę wszystkie najrozmaitsze określenia oraz odmiany kobiecego orgazmu, które często przeplatają się ze sobą, możemy uprościć sprawę, przyjmując zasadę „brzytwy Ockhama”. Sformułowana przez średniowiecznego filozofa Wilhelma Ockhama, leży u podstaw tworzenia wszystkich teorii naukowych. Brzmi ona Entia non sunt multiplicanda necessitatem, co oznacza: Bytów nie należy mnożyć ponad potrzebę.
Kiedy oddajemy się spekulacjom nad naturą jakiegoś fenomenu, na przykład kobiecego orgazmu, zasada ta zobowiązuje nas do eliminowania tych koncepcji, pojęć oraz konstrukcji, które nie są niezbędne, by dać opis danego zjawiska. Postępując zgodnie z nią, pozbywamy się nieścisłości, dwuznaczności oraz zbędnych powtórzeń, jak również prawdopodobieństwa błędu.
Nie ma zatem potrzeby wszczynać utarczek natury semantycznej, jeżeli chodzi o rozpoznawanie odmian orgazmu. Wszystkie one koncentrują się wokół łechtaczki. O wiele lepiej użyć języka do wywołania orgazmu, niż tracić czas na spory.
Rozdział 5: Język silniejszy jest niż miecz
Liczne badania wykazały, że znacznie większe prawdopodobieństwo regularnego doświadczania ekstazy występuje u kobiet, których partnerzy zapewniają im bezpośrednią stymulację łechtaczki podczas zbliżenia. Jednakże z uwagi na lokalizację tego organu prawie wszystkie pozycje, szczególnie pozycja misjonarska, uniemożliwiają należyte jego pobudzenie. Jak stwierdza Shere Hite: „Seks skutecznie zapewnia orgazm mężczyźnie, kobieta jednak nie może liczyć na to samo”.
Jeśli masz zamiar namalować wysmakowany, subtelny pejzaż akwarelą, użyjesz miękkiego, elastycznego pędzla czy nieporęcznego, ciężkiego wałka? Orgazm kobiety to zjawisko złożone i nieuchwytne, tymczasem mało który mężczyzna jest w stanie operować penisem na tyle precyzyjnie, by należycie przeprowadzić partnerkę przez wszystkie fazy pobudzenia. Uprawianie seksu przy użyciu penisa jest podobne do próby kaligrafowania grubym markerem.
Natomiast język znajduje się pod naszą bezpośrednią kontrolą, nie podlega presji czasu i można nim manipulować z wielką precyzją. W przeciwieństwie do penisa pozostaje skuteczny niezależnie od tego, czy jest miękki, czy twardy, i nigdy nie ulega przegrzaniu. Używając języka, mężczyzna nie musi się martwić narastającym zmęczeniem, jest też wolny od zgryzot związanych z przedwczesnym wytryskiem albo impotencją. Może się odprężyć i czerpać radość z dawania.
W książce Sex: A Man’s Guide autorzy stwierdzają: „Jednym z największych odkryć, jakie dało nam badanie przeprowadzone przez magazyn „Men’s Health”, jest całe mnóstwo mężczyzn, którzy uważają, że seks oralny to najlepszy sposób na rozpalenie kobiety. Nieustannie trafiamy na takie wypowiedzi, jak: «Seks oralny jest jedyną metodą, jaka zapewnia mojej żonie orgazm» albo «Jeśli mężczyzna opanował doskonale technikę seksu oralnego, może zapewnić kobiecie orgazm za każdym razem»”.
Język to zestaw mięśni i nerwów, osłonięty błoną, na której znajdują się tysiące kubków smakowych. To najbardziej wszechstronny organ, w jaki wyposażyła nas natura, jedyny mięsień w naszym ciele, który nie jest przyczepiony z obu stron. Możemy nim smakować, dotykać i lizać. Jest narzędziem, za pomocą którego możemy mówić w wielu językach, ale przede wszystkim w języku miłości.
Posiadanie odpowiedniego przyrządu to jednak zaledwie początek. Trzeba jeszcze wiedzieć, jak go użyć. Męskie techniki oralne są przyczyną utyskiwań wielu kobiet. Zarzucają one swym partnerom brak konsekwencji, natarczywość, brutalność i szaleńczy pęd ku łechtaczce. Strunk i White napisali w Elements of Style: „Tylko nie przesadź… Jakkolwiek i gdziekolwiek przesadzisz, osłabisz cały efekt”.
Według kobiet mężczyźni są zbyt delikatni i niezdecydowani, nadgorliwi, niecierpliwi, a nawet agresywni. I mało któremu zdarza się dokończyć to, co zaczął. Autorka The Hite Report on Male Sexuality zauważa, że chociaż wielu mężczyzn to lubi, to tylko niewielu potrafi w ten sposób konsekwentnie doprowadzić kobietę do orgazmu.
Większość mężczyzn uważa tę metodę za część gry wstępnej, aperitif serwowany przed głównym daniem, którym jest stosunek genitalny. Tymczasem zdaniem Pauli Kamen: „Eksploracje prowadzone przez oczytane i doświadczone kobiety używające wibratorów pokazują, że najpowszechniejszym typem stymulacji, który zawsze lub prawie zawsze doprowadza do orgazmu, jest cunnilingus”.
Być może trzeba więc znaleźć słowa inne niż „gra wstępna”, by prawidłowo sklasyfikować i zdać sobie sprawę z wartości seksu oralnego. Należy stworzyć bardziej obszerną kategorię. Kamen powołuje się na artykuł opublikowany w 1996 roku w magazynie „Mademoiselle”. Jego autorka Valerie Frankel używa terminu „stosunek zewnętrzny”[8] na określenie tych pozagenitalnych kontaktów, które często wyłamują się poza ramy gry wstępnej. „Kobiety lat dziewięćdziesiątych to nie wydelikacone pensjonarki. Mamy sporo doświadczeń i naszym