Zabójczy kusiciel (t.4). Kristen Ashley. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Kristen Ashley
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Rock Chick
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-287-1504-2
Скачать книгу
kości policzkowe i kwadratowy podbródek. Taka seksowność powinna być zakazana.

      – Odłóż broń, Law – polecił.

      Ta ksywka, Law, to taki żart. W rzeczywistości nazywam się Juliet Lawler i wszyscy mówią na mnie Jules, ale dzieciaki z azylu zaczęły używać słowa „Law”. W ostatnich czterech miesiącach ksywka zaczęła żyć własnym życiem; w tej chwili tego pożałowałam.

      – Cofnij się, Crowe. Chcę tylko wsiąść do samochodu i odjechać. Nic do ciebie nie mam.

      Bo tak było. Miałam bardzo wiele do wielu ludzi, ale do nikogo z NI. Z tego, co słyszałam (a było tego niemało), nie byli niewiniątkami, ale tylko szaleniec zadzierałby z ludźmi Lee Nightingale’a. Może i byłam głupia, ale na pewno nie szalona.

      – Powiem to jeszcze raz – rzekł spokojnie Crowe. – Odłóż broń.

      – Cofnij się – zripostowałam.

      Jednym szybkim ruchem rozbroił mnie, wykręcił rękę za plecy i przycisnął do swojego twardego ciała.

      Próbowałam się wyrwać, co nie było rozsądne, ale pozostała mi wolna ręka i trochę dumy.

      Kilka sekund później Crowe wsunął sobie mój pistolet za pasek spodni, wykręcił mi drugą rękę i poprowadził przed sobą. Gdy dotarliśmy do samochodu, przycisnął mnie do karoserii.

      Przekręciłam głowę i wrzasnęłam mu w twarz:

      – Puść mnie i się odsuń!

      – Gdy urządziłaś konfrontację z Cordovą, w księgarni siedziało dwóch gliniarzy. Wszystko widzieli. Masz w ogóle pozwolenie na broń?

      – Tak.

      I to prawda. Załatwił mi je Zip. Był moim dobroczyńcą, wspierał moją krucjatę i nauczył mnie strzelać, a że był w tym dobry, ja też byłam.

      Trochę mnie zmartwiło, że dwóch gliniarzy widziało zajście z Cordovą, ale nie przypuszczałam, żeby Sal poleciał skarżyć się na policję, skoro sam był kryminalistą i totalnym dupkiem w dodatku.

      – Zabieram cię do biura, musimy pogadać – zadecydował.

      Cholera.

      Nie wiem, o czym chciał gadać, i nie miałam zamiaru się dowiadywać. Brat i ojciec Lee Nightingale’a byli gliniarzami, tak samo jak jego najlepszy kumpel. Nie jadę do żadnego biura.

      Nadal patrzyłam mu prosto w oczy, co z uwagi na jego urodę nie było łatwe. Zaczynało mi to przeszkadzać, zwłaszcza że przyciskał mnie do samochodu, ale nie odpuszczałam.

      – Nic ci nie zrobiłam. Puść mnie – powiedziałam.

      Przysunął się jeszcze bliżej. Gdybyście chwilę temu spytali, czy to możliwe, powiedziałabym „nie”. Ale teraz jego twarz od mojej dzielił centymetr, a jego ciało przywierało do mnie mocno.

      – Wymierzanie sprawiedliwości to niebezpieczna gra, wiesz o tym, Law?

      Wiedziałam, ale nie doczeka się odpowiedzi.

      – Ściągnęłaś na siebie uwagę Dariusa i Marcusa, a to niedobrze. Rozumiesz, o czym mówię?

      Przeszył mnie dreszcz i nie był to ten rodzaj dreszczu, który mógłby mnie przeszyć z powodu tego, że Crowe przywierał do mnie całym ciałem.

      Darius Tucker i Marcus Sloan byli kryminalną górką w Denver. Ucieszyłam się, że wiedzieli teraz, kim jestem. Nie sądzę, żeby się mnie obawiali, chociaż bardzo bym chciała. Może z czasem.

      Crowe musiał wyczytać coś z mojej twarzy, bo w jego oczach pojawił groźny błysk.

      – Powinienem zabrać cię do biura, zamknąć w schronie i trzymać tam, dopóki nie nabierzesz rozumu.

      Powiedział „powinienem”, co mogło być dobrą wróżbą. Nie wiedziałam, co to za „schron”, ale zdecydowanie nie chciałam się tam znaleźć.

      Nie odrywałam od niego wzroku ani nie otwierałam ust, licząc, że może jednak mnie puści. On też na mnie patrzył. Staliśmy tak w ciszy, gapiąc się na siebie. Czułam jego ciało na swoim. I miałam nadzieję, że z mojej twarzy nie da się nic wyczytać.

      – Jezu, ty serio myślisz, że jesteś jakąś Catwoman – mruknął.

      – Nie. Catwoman nosiła trykot, głupie uszy i sztuczne szpony. Bzdura.

      Nie wiem, czemu to powiedziałam.

      Twarz Crowe’a zmieniła wyraz. Nie wyglądał już na wkurzonego twardziela, próbującego odstraszyć jakąś nieszczęsną laskę, która ośmieliła się wkroczyć na jego teren. Teraz patrzył inaczej. Tak, że stawałam się coraz bardziej świadoma jego ciała na swoim.

      – Gdzie się nauczyłaś tak strzelać? – spytał.

      Nawet głos mu się zmienił. Nadal był niski i twardy, ale teraz prześlizgiwał się po mojej skórze jak jedwab. Uznałam, że lepiej będzie się nie odzywać.

      Spróbował w inny sposób.

      – Czemu Cordova cię ściga?

      Bez odpowiedzi.

      I wtedy coś się w nim zmieniło. Zmieniła się cała atmosfera.

      Przedtem gapiłam się na niego, żeby zachować twarz i znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Teraz – bo musiałam. Czułam się jak zahipnotyzowana. Moje ciało się odprężyło; nawet ręce, nadal wykręcone i do tej pory sztywne z napięcia, rozluźniły się.

      – Mógłbym cię zmusić do mówienia – zagroził tym niskim, cichym głosem, a ja od razu poczułam, że tak by było.

      – Puść mnie – szepnęłam.

      Gdyby Nick się o tym dowiedział, dostałby szału. Uważał mnie za ciężki przypadek od czasu, gdy mnie poznał, gdy skończyłam sześć lat. Na placu zabaw tłukłam się z dzieciakami, które tyranizowały inne, czasem wygrywałam, a czasem nie. Wiecznie dzwoniłam i pisałam do senatorów i kongresmenów, mówiąc im, co myślę i jak powinni głosować. Zawsze miałam jakąś sprawę, o którą walczyłam z pasją bliską obsesji.

      Crowe patrzył mi prosto w oczy, magnetyzm jego maczystowskiego pola siłowego działał bez zarzutu.

      – Musisz przestać to robić, bo cię skrzywdzą – powiedział, nadal tym miękkim głosem.

      – Nie mogę – wyznałam.

      – W takim razie ktoś cię musi powstrzymać.

      Gdzieś w trakcie tej rozmowy puścił mi ręce i teraz po prostu mnie obejmował, trzymał w ramionach.

      Dużo mnie to kosztowało, ale zdołałam otrząsnąć się z tej hipnozy; podniosłam ręce i z całej siły pchnęłam go w pierś.

      Nawet nie drgnął. No ale jak to.

      – Puść mnie! – zawołałam.

      Jego ramiona napięły się, moje ręce przesunęły się po jego piersi i wylądowały na ramionach. Zaczęłam pchać. Nie dawało to żadnego efektu, ale stanowiło wyraźny przekaz, więc nie przestawałam.

      – Puszczę cię i pogadam z Hankiem i Eddiem. Ale jeśli się dowiem, że znów jesteś na ulicy, znajdę cię i zdejmę.

      Wiem, że znajdzie mnie bez trudu. Robił to zawodowo i jeśli wierzyć plotkom, był w tym dobry. Wiem też, kim są Eddie i Hank. To oznaczało, że Crowe uwolni mnie od zarzutów strzelania do samochodu Cordovy w biały dzień na najruchliwszej ulicy w Denver. To było głupie popisywanie się i nie należało tego robić. Zip byłby zawiedziony, a Nick by się wściekł.

      Ciekawa byłam tylko jednego: jak Crowe