Przed pierwszym ciosem zdołała się uchylić. Drugie pchnięcie ugodziło ją w nos. Otrząsnęła się z bólu, skrzywiła i z powrotem przyjęła właściwą postawę.
Zmrużonymi oczyma śledziła ruchy stóp przeciwnika, starała się przewidzieć zamiary kapitana, obserwując jedynie dolną połowę jego ciała.
– Będzie chciała nawiązać rozmowę – podjął Eriden. – Zawsze tak robi, bawi ją widok wijącej się przed śmiercią ofiary. Nie czekaj, nie pozwól, by się rozgadała. Poczujesz morderczą ciekawość, Daji działa w ten sposób na wszystkich, ale musisz wykorzystać szansę, zanim przeminie.
– Nie jestem idiotką – wysapała Rin.
Kolejną serię raptownych ciosów Eriden skierował na jej tors. Zdołała zablokować mniej więcej połowę. Pozostałe niemal ją wykończyły.
Oficer cofnął włócznię, co zwiastowało chwilę wytchnienia.
– Nie rozumiesz. Pani Żmija nie jest zwyczajną śmiertelniczką. Słyszałaś zresztą opowieści. Twarz ma tak oszałamiająco piękną, że kiedy wybiera się na przechadzkę, spod chmur spadają otumanione ptaki, a skołowaciałe ryby same wypływają na powierzchnię.
– Tak czy inaczej, to tylko twarz – zauważyła Rin.
– Nie, to nie jest tylko twarz. Na własne oczy widziałem, jak urok Daji opętywał najsilniejszych i najbardziej racjonalnych mężczyzn, jakich znałem. Wystarczy kilka słów, a padają przed nią na kolana. Jeszcze częściej robi to samym tylko spojrzeniem.
– Ciebie też oczarowała? – zainteresowała się dziewczyna.
– Wszystkich – odparł, lecz nie raczył rozwinąć. Rin nie potrafiła z Eridena wyciągnąć niczego poza prostolinijnymi, lakonicznymi odpowiedziami. Gwardzistę cechował wygląd i osobowość przeciętnego nieboszczyka. – Bądź ostrożna i nie patrz jej w oczy.
O tym już wiedziała. Wpajał jej to od wielu dni. Ulubiony oręż Daji stanowiły właśnie oczy – wężowe ślepia, zdolne schwytać ludzką duszę w potrzask jednym spojrzeniem i sprawić, że ofiara ujrzy dowolną wizję, jakiej życzyła sobie cesarzowa.
Wyjściem było zatem unikać wzroku cesarzowej. Eriden szkolił Rin tak, by nauczyła się walczyć, spoglądając wyłącznie na nogi przeciwnika. Toczone w ten sposób pojedynki okazały się niemałym wyzwaniem. Tak wiele zależało przecież od ukradkowych, przelotnych spojrzeń, od kąta, pod jakim obracał się tułów. Kapitan jednak ostro karcił Rin za każdym razem, gdy jej wzrok wędrował zbyt wysoko.
Bez ostrzeżenia skoczył naprzód. Tę sekwencję ciosów przyjęła z nieco większym powodzeniem. Nauczyła się patrzeć nie tylko na stopy, lecz również na biodro – zwykle obracało się pierwsze, wprawiając następnie w ruch całą nogę. Sparowała kilka ataków, lecz kolejny, szczególnie silny, dosięgnął jej ramienia. Nie poczuła szczególnego bólu, lecz energia uderzenia niemal wytrąciła jej trójząb z dłoni.
Eriden dał znak do następnej przerwy.
Kiedy Rin zgięła się w pasie i próbowała wyrównać oddech, żołnierz wyjął z kieszeni kilka długich igieł.
– Ulubione zabawki cesarzowej. – Cisnął w dziewczynę jednocześnie trzema.
Rin pospiesznie uskoczyła w bok. Zdołała zejść z drogi pociskom, ale źle wylądowała i uraziła sobie kostkę.
Skrzywiła się. W jej stronę mknęły już kolejne igły.
Zamachnęła się trójzębem, rozpaczliwie próbując strącić je z powietrza. I prawie się udało. Pięć igiełek brzęknęło o pokład. Jedna trafiła Rin w udo. Wyszarpnęła ją. Eriden nie stępił nawet końcówek. Dupek.
– Daji przepada za truciznami – skwitował kapitan. – Już nie żyjesz.
– Dzięki, zrozumiałam przekaz – syknęła dziewczyna.
Upuściła trójząb i pochyliła się, wciągając potężne porcje powietrza. Jej płuca stały w ogniu. Gdzie się podziała jej kondycja? W Sinegardzie potrafiła trenować godzinami. Ach, no tak – kondycja uleciała wraz z opiumowym dymem.
Eriden tymczasem nawet się nie spocił. Nie chciała okazać się słabeuszem, nie poprosiła więc o przerwę wprost. Spróbowała odwrócić jego uwagę pytaniami.
– Skąd tak dobrze znasz cesarzową?
– Walczyliśmy u jej boku. W czasie drugiej wojny makowej Prowincja Smoka wystawiła najlepsze oddziały z całego kraju. Niemal zawsze towarzyszyliśmy w polu Trójcy Doskonałych.
– Jacy oni byli?
– Brutalni. Groźni. – Eriden zniżył ku niej włócznię. – Dość gadania. Powinnaś…
– Ale ja muszę to wiedzieć – nie odpuściła. – Czy Daji też walczyła? Widziałeś ją? Jak to wyglądało?
– Daji nie jest wojowniczką. Zna sztuki walki, i to całkiem nieźle, wszyscy troje potrafili się bić, ale ona nigdy nie polegała na sile. Jej moc działa bardziej subtelnie niż dary Odźwiernego czy Smoczego Cesarza. Daji przeniknęła naturę pożądania. Rozumie męskie popędy i wykorzystuje przeciwko mężczyznom ich najgłębsze pragnienia. Sprawia, że myślą, iż ona jedna jest w stanie je spełnić.
– Ja jestem kobietą.
– Wszystko jedno.
– Tylko gdzie tu właściwie groźba? – Rin starała się przekonać samą siebie. – W końcu pożądanie to tylko pożądanie. A jakieś bardziej konkretne talenty?
– Sądzisz, że ogień i stal są silniejsze niż pożądanie? Daji od samego początku była najpotężniejszym członkiem Trójcy Doskonałych.
– Była silniejsza od Smoczego Cesarza? – zapytała i ujrzała oczyma duszy unoszącego się tuż nad ziemią siwowłosego mężczyznę, wokół którego krążyły cienie groteskowych bestii. – Silniejsza niż Odźwierny?
– Oczywiście, że tak – przyznał półgłosem kapitan. – Jak ci się wydaje, dlaczego tylko ona przetrwała?
Rin zamarła, zastanowiła się.
Rzeczywiście, w jaki właściwie sposób Daji objęła niepodzielne rządy w Nikan?
Wszyscy, którym dotąd to pytanie zadawała, przedstawiali odmienne wersje wydarzeń. Jedynym, co w cesarstwie powszechnie uważano za pewnik, był fakt, że pewnego dnia Smoczy Cesarz zmarł bądź poległ, Odźwierny zaginął, a na tronie pozostała samotna Daji.
– Wiesz, co z nimi zrobiła? – spytała.
– Żeby się tego dowiedzieć, oddałbym własne ręce. – Eriden odrzucił włócznię na bok i dobył miecza. – Sprawdźmy, jak sobie radzisz z tym.
Klinga kapitana błyskała olśniewająco szybko. Rin, rozpaczliwie usiłując dotrzymać mu kroku, zaczęła się chwiejnie cofać. Kilka razy niewiele brakowało, a trójząb wymknąłby się jej z dłoni. Gorzko poirytowana zacisnęła zęby.
Problem stanowiła nie tylko długość broni Altana, nie wyłącznie jej wyważenie, przystosowane do osoby znacznie wyższej i lepiej zbudowanej od Rin. Gdyby chodziło po prostu o trójząb, chcąc nie chcąc, zamieniłaby go na miecz.
Kłopot tkwił w ciele Rin. Znała wszystkie właściwe ciosy, ruchy i układy, lecz mięśnie najzwyczajniej w świecie nie nadążały. Miała wrażenie, iż kończyny wykonują nadsyłane przez umysł polecenia z przynajmniej dwusekundowym opóźnieniem.
Mówiąc wprost, organizm