Stracono dwa z tych statków, ale trzeci, Kamienny Mózg, dokonał przełomowego odkrycia. Na wysokości czterech tysięcy ośmiuset kilometrów powoli piął się w górę, przekopując się z największą ostrożnością przez każdy metr skały. Gdy dotarł do dna morza, woda nie wdarła się natychmiast do całego statku i nie zatopiła go w jednej chwili, jak było we wszystkich poprzednich wypadkach, lecz pod wpływem olbrzymiego ciśnienia z góry tryskała z małej szczeliny silnym wprawdzie, ale cienkim strumieniem. Szerokość wiązki Kamiennego Mózgu wynosiła dwieście czterdzieści siedem metrów. Jak na statki poszukiwawcze była to duża jednostka i okazało się to niewiarygodnie szczęśliwym zrządzeniem losu. Z powodu wielkości statku woda potrzebowała prawie godziny, by wypełnić całe jego wnętrze. Przed zetknięciem się z wodą sejsmoskopy zarejestrowały morfologię morza i przekazały sojuszowi wiele danych i obrazów. Tamtego dnia Lud Rdzenia po raz pierwszy zobaczył ciecz.
Oczywiście można było sobie wyobrazić, że w pradawnych czasach w świecie Komory była ciecz, ale jeśli tak, to tylko wrząca magma. Kiedy w końcu ustały gwałtowne erupcje we wnętrzu naszej planety, magma musiała się zestalić. Nie pozostało nic oprócz materii stałej i pustej przestrzeni.
Mimo że nasi uczeni od dawna przewidywali teoretyczną możliwość istnienia cieczy, nikt nie wierzył, że ta legendarna substancja naprawdę istnieje gdzieś we wszechświecie. Teraz jednak uczeni zobaczyli ją na własne oczy na przesłanych przez sejsmoskopy obrazach. I to, co zobaczyli, wstrząsnęło nimi do głębi – byli zaszokowani widokiem białego, buchającego strumienia, powolnym podnoszeniem się lustra wody, tym, że ta demoniczna substancja przybiera przeróżne kształty i przywiera do każdej powierzchni z pogwałceniem wszelkich praw natury. Widzieli, jak wsącza się w najdrobniejsze szczeliny, i wydawało się im, że zmienia samą istotę skały, sprawiając, że staje się odrobinę ciemniejsza, ale przy tym lśni jak metal. Najbardziej jednak zafascynowało ich to, że chociaż większość rzeczy znikała w tej substancji, część szczątków załogi i resztek przyrządów unosiła się na jej powierzchni! Te rzeczy wydawały się niczym nie różnić od tych, które tonęły. Lud Rdzenia nazwał tę dziwną płynną substancję „skałą amorficzną”.
Od tej chwili odkrywcy znowu zaczęli odnosić sukcesy. Było ich długie pasmo. Najpierw inżynierowie z Sojuszu Poszukiwaczy opracowali prymitywną rurę ściekową. Było to w istocie długie na dwieście metrów, puste w środku wiertło. Po przewierceniu się przez ostatnie warstwy skały koniec tego wiertła można było otwierać jak zastawkę zaworu i czerpać wodę z morza. Druga zastawka znajdowała się u dołu rynny.
Na wysokość czterech tysięcy ośmiuset kilometrów wzniósł się drugi statek i zaczął wwiercać rurę ściekową w dno morza. Dla Ludu Rdzenia nie mogło być nic łatwiejszego, w końcu wiercenie było doskonale znaną im technologią. Pojawiła się jednak kolejna zagadka, a jej rozwiązanie wymagało technologii, której sobie nawet nie wyobrażaliśmy – plombowania.
Ponieważ świat Komory był całkowicie pozbawiony cieczy i gazów, technologia ta nigdy nie była potrzebna, a nawet nie przyszła nikomu do głowy. W rezultacie zastawka u dołu rury ściekowej nie była szczelna. Zanim zdążono otworzyć rurę, woda już zaczęła z niej wyciekać. Okazało się jednak, że był to szczęśliwy przypadek, bo gdyby otworzono rurę, siła tryskającej z niej wody byłaby dużo większa niż tego strumienia, który zalał Kamienny Mózg. Popłynęłaby ona rwącą strugą, która przebiłaby się niczym laser przez wszystko, co napotkałaby na swej drodze. A tak woda przesączała się przez nieszczelną zastawkę w dużo wolniejszym tempie. Możesz sobie wyobrazić, z jaką fascynacją załoga tego statku przyglądała się cieknącemu na ich oczach cienkiemu strumykowi wody. Ta ciecz była dla niej zupełnie nieznanym terytorium, podobnie jak elektryczność dla ludzi w dawnych wiekach.
Po starannym napełnieniu tą dziwną substancją metalowego pojemnika statek ruszył w drogę powrotną do niższych warstw, zostawiając rurę zakopaną w skałach. Podczas opuszczania się odkrywcy dokładali wszelkich starań, by próbka cieczy pozostawała bezpieczna w pojemniku. Dokładnie ją obserwując, dokonali niebawem nowego odkrycia: skała amorficzna była w rzeczywistości przezroczysta! Gdy po raz pierwszy zobaczyli wodę przebijającą się przez roztrzaskaną skałę, było w niej, oczywiście, dużo osadu i mułu. Lud Rdzenia przyjął, że jest to naturalny stan skały amorficznej. Po tym odkryciu statek nadal się opuszczał, a w miarę schodzenia coraz niżej podnosiła się na nim temperatura.
I nagle odkrywcy z przerażeniem uświadomili sobie coś strasznego – skała amorficzna żyła! Jej powierzchnia zaczęła się gotować ze złości i pokryła się niezliczonymi pękającymi bąblami. Ale kipiąca siła życiowa tego potwora zdawała się pochłaniać samą siebie, a jej ciało przemieniało się w upiornego białego ducha. Gdy cała skała amorficzna w pojemniku przeszła w ten widmowy stan, odkrywcy poczuli, że dzieje się z nimi coś dziwnego. W ciągu kilku chwil z ich ciał posypały się iskry spięć i zakończyli życie w fajerwerkach.
Fale sejsmiczne przekazywały ten straszny spektakl Sojuszowi Poszukiwaczy, dopóki nie pociemniały same monitory. Szybko wysłany statek ratowniczy spotkał taki sam los. Gdy tylko dotknął przeklętej jednostki, również jego załoga przemieniła się w snopy iskier. Wydawało się, jakby skała amorficzna stała się widmem śmierci wiszącym nad całą przestrzenią. Uczeni zauważyli jednak, że druga seria spięć nie była nawet w przybliżeniu tak gwałtowna jak pierwsza. Doprowadziło ich to do wniosku, że w miarę wzrostu objętości przestrzeni zmniejsza się cień śmierci rzucany przez skałę amorficzną.
Kosztowało to życie wielu z nas, ale w końcu Lud Rdzenia odkrył jeszcze jeden stan skupienia, z którym nie zetknął się nigdy wcześniej: gaz.
Rozdział 9
Ku gwiazdom
>> Te wielkie odkrycia poruszyły nawet rząd światowy i doprowadziły do jego pogodzenia się ze starym wrogiem, Sojuszem Poszukiwaczy. Wtedy również świat Komory przeznaczył swoje środki na rzecz tej samej sprawy, co zapoczątkowało okres intensywnej eksploracji i szybki postęp badań.
Chociaż jednak zaczęliśmy lepiej rozumieć naturę pary wodnej, nadal nie posiadaliśmy technologii jej szczelnego zamykania, która pozwalałaby naukowcom Rdzenia chronić nasz lud i maszyny przed zniszczeniem. Mimo to przekonaliśmy się, że powyżej czterech tysięcy pięciuset kilometrów skała amorficzna pozostaje martwa i bezwładna i nie może wrzeć. W celu badania tych dziwnych nowych stanów rząd światowy i Sojusz Poszukiwaczy zbudowały na wysokości czterech tysięcy sześciuset pięćdziesięciu kilometrów laboratorium, w którym zainstalowano stałą rurę ściekową. Naukowcy mogli się tam zająć na serio badaniem skały amorficznej.
– I dopiero wtedy mogliście podjąć dzieło Archimedesa – wtrącił Fan.
>> Masz rację, ale nie zapominaj, że nasi przodkowie wykonali już dzieło Faradaya.
Skutkiem ubocznym badań naukowców stało się odkrycie ciśnienia i siły wyporu wody. Udało im się też opracować i udoskonalić niezbędną przy pracy nad cieczami technologię ich zamykania. Dopiero wtedy w końcu zrozumieliśmy, że zamknięcie skały amorficznej jest niewiarygodnie prostym zabiegiem, w istocie prostszym niż przewiercanie się przez warstwy skalne. Potrzeba było do tego tylko dostatecznie szczelnego i odpornego na ciśnienie statku. Taki statek mógł się wznosić bez