– Bishop sobie z nim pogrywa – stwierdził Nash. – To jego specjalność.
– Powiedział Clair, że „zjebał sprawę”. Przepraszał. Niewinny człowiek nie mówi takich rzeczy.
– Za to winny ucieka. Nie siedzi spokojnie, czekając na gliny. Zaciera ślady, znika.
– Ukradł dowody – odparł Poole. – Przeciwstawił się rozkazom. Zwiał do Nowego Orleanu, pomógł jakiejś kobiecie uciec z więzienia, zostawił za sobą trupa. Tutaj kolejnego. Właśnie dlatego nie możesz z nim rozmawiać: jesteś zbyt blisko, żeby zobaczyć prawdziwy obraz. Zapomnij, że to twój partner, twój przyjaciel. Spójrz na dowody, potraktuj go jak podejrzanego. Dopóki nie zdołasz tak na niego patrzeć, nie zachowasz obiektywizmu. A jeśli nie będziesz obiektywny, to tylko zaszkodzisz, zamiast pomóc.
Poole wziął do ręki wydruk i jeszcze raz przestudiował tekst.
– Gdzie jest teraz ten laptop?
– U naszych informatyków, na górze.
– Zadzwoń do nich i powiedz, żeby dali sobie spokój. Nie chcę, żeby wasi ludzie go dotykali. Nie jesteście już wiarygodni. Technicy FBI rozbiorą komputer i przeanalizują dane – powiedział Poole. – A zdjęcia i zeszyty, które przy nim znaleźliście?
Nash milczał.
– Nie każ mi znowu pytać.
– Zdjęcia są ciągle w pokoju czterysta pięć w hotelu Guyon. Kazałem moim ludziom obfotografować cały pokój i zagrodzić wejście. Jeden mundurowy pełni wartę na piętrze, dodatkowa dwójka pilnuje przed budynkiem – zrelacjonował Nash. – Zeszyty przywiozłem tutaj i osobiście zarejestrowałem jako materiał dowodowy.
– Zostawcie wszystko, jak jest. Od tej pory wasi ludzie mają się niczego nie tykać.
Nash nie odpowiedział. Poole wstał, a od nagłego ruchu głowa zapulsowała mu takim bólem, jakby kula od kręgli obijała mu się od środka o ściany czaszki. Znowu potarł się po skroniach.
– Słuchaj, wyświadczam wam przysługę. Nie wiadomo, co się dzieje z Samem, ale jeśli ta sprawa trafi do sądu, wasz zespół musi się odciąć od śledztwa. Jeśli tego nie zrobicie, każdy adwokat z prawdziwego zdarzenia rozwali was w drobny mak. Zaczną od Sama, potem będziesz ty, Clair, Klozowski i wszystko, czego się tknęliście. Od tej chwili jesteście tylko obserwatorami. Wszyscy. W przeciwnym razie popełnicie zawodowe samobójstwo.
– Nie opuszczam przyjaciół.
– Nie, ale oni czasem opuszczają ciebie.
Poole sięgnął do klamki drzwi sali przesłuchań, otworzył i wszedł do środka. Metaliczny brzęk zamykanych drzwi wydał mu się jednym z najgłośniejszych dźwięków, jakie kiedykolwiek słyszał.
3
Clair kichnęła.
– O ja pierdolę – mruknął Klozowski, patrząc na nią z drugiego końca ich tymczasowego biura urządzonego w starym gabinecie lekarskim w szpitalu imienia Johna H. Strogera Jr.
– Mówi się raczej „na zdrowie” – odparła Clair, po czym wydmuchała nos.
– Skóra mi się lepi od potu. Gardło mam wysuszone. Wszystko mnie boli – wyliczał Klozowski. – A wiesz, jakie atrakcje nas jeszcze czekają? Następna jest biegunka. Nie ma nic gorszego niż sraczka, kiedy nie możesz się zamknąć we własnej łazience. Potem zaczną nam się roztapiać narządy wewnętrzne, oczy też nam popłyną. Opuścimy ten świat jako dwie mokre plamy. Nie spodziewałem się takiej śmierci. Odkąd się zapisałem do policji, zakładałem, że zginę w jakiejś efektywnej strzelaninie, podczas nalotu czy akcji SWAT. A nie tak.
– Chciałeś chyba powiedzieć „efektownej” – wtrąciła Clair. – Poza tym jesteś informatykiem. Nerdom to wszystko nie grozi. Nastawiłabym się raczej na śmierć od zacięcia się kartką albo niefortunnego wypadku z klawiaturą. – Zgniotła chusteczkę w kulkę i wyrzuciła do stojącego pod stołem kosza na śmieci, w którym nadal spoczywał komplet dokumentacji medycznej Upchurcha. – Objawy też ci się pomieszały. Masz na myśli ebolę. SARS nie roztapia narządów.
– A nie, no to spoko, hura.
Clair wskazała głową laptop Klozowskiego.
– Policzyłeś wszystkich?
– Nie chcesz wiedzieć.
– Muszę.
– Dwadzieścioro troje – odparł.
Clair wyraźnie się ożywiła.
– Spodziewałam się więcej. Mogłoby być znacznie gorzej.
Klozowski pokiwał palcem.
– Zidentyfikowaliśmy dwadzieścia trzy potencjalne ofiary z akt Upchurcha i sprowadziliśmy je do szpitala razem z rodzinami. Jeśli doliczyć mężów, żony i dzieci, suma rośnie do osiemdziesięciu siedmiorga.
– Szlag – rzuciła Clair.
Kiedy policja zorientowała się, że Upchurch i jego wspólnik zabijają osoby odpowiedzialne, ich zdaniem, za niepowodzenie kuracji Upchurcha, Clair zebrała wszystkich i sprowadziła do szpitala, z myślą, że to jedyne bezpieczne miejsce dla tak dużej grupy. Sprawcy jednak tylko na to liczyli – dwóm ostatnim ofiarom Upchurcha, Larissie Biel i Kati Quigley, wstrzyknęli zaraźliwy patogen, bo wiedzieli, że i dziewczęta zostaną przewiezione do najbliższego szpitala.
W ciągu zaledwie kilku godzin narazili na zakażenie nie tylko pozostałych ludzi, których śmierci pragnął Upchurch, lecz także wszystkich innych przebywających w szpitalu. W tym Clair Norton i Edwina Klozowskiego.
Dowiedziała się o tym przez telefon od Portera, który powiedział jej także, że patogenem był wirus SARS, wspólnikiem Upchurcha zaś – Anson Bishop. W szpitalu natychmiast zarządzono blokadę. Zgodnie z protokołem dyrekcja powiadomiła CDC, Centrum Kontroli Chorób, które niezwłocznie wysłało ekipę ze stacji kwarantanny na lotnisku O’Hare. Dotarli na miejsce w ciągu dwudziestu siedmiu minut, Kloz zmierzył im czas. Czekając na ich przyjazd, zmierzył też sobie temperaturę. Czterokrotnie.
Clair nadal próbowała zrozumieć, o co chodziło w ostatniej rozmowie z Porterem.
Człowiek, który do niej zadzwonił, nie brzmiał jak ten, którego znała.
Sprawiał wrażenie pokonanego, załamanego.
Wiedział o rzeczach, o których nie powinien mieć pojęcia.
Kiedy Nash i oddział SWAT zrobili nalot na dom Upchurcha, znaleźli go na piętrze, w dziewczęcej sypialni. Nie było jednak żadnej dziewczynki, tylko manekin w dziewczęcych ubraniach, otoczony pluszowymi maskotkami i rysunkami. Dziewczynka okazała się postacią z jakiegoś nieudanego komiksu stworzonego przez Upchurcha. On sam poddał się bez protestów. W piwnicy znaleźli Larissę Biel, odurzoną lekami i nieprzytomną. Potem dowiedzieli się, że połknęła szkło. Z początku sądzili, że Upchurch ją do tego zmusił, ale okazało się, że zrobiła to sama, żeby nie wykorzystał jej tak jak innych dziewcząt. Zeznała na piśmie, że Upchurch podtapiał ofiary aż do utraty przytomności, a potem je ożywiał – wszystko w ramach chorego eksperymentu mającego na celu przekonanie się, czy istnieje życie po śmierci. Skoro Larissa połknęła szkło, to była uszkodzona, nie nadawała się już do udziału w eksperymencie.
Clair nie mogła sobie wyobrazić, że podjęłaby taką decyzję. Larissa Biel okazała niewiarygodną siłę, biorąc los we własne