Córki smoka. Andrews William. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Andrews William
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788378896371
Скачать книгу
jeśli samo jej nie przejdzie.

      Czułam, jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch. Zamarłam.

      – Musi pojechać do szpitala w Pushun! – krzyknęłam. – Błagam, niech ją pan tam wyśle.

      Odwrócił się powoli w moją stronę. Oczy zaszły mu czerwienią, a twarz nabrzmiała.

      – Wiesz, ilu tam jest rannych żołnierzy, którzy potrzebują pomocy? Lekarze tylko by się zaśmiali i odesłali ją z powrotem.

      – Czy nic się nie da zrobić? Błagam pana.

      Lekarz kiwnął na pielęgniarkę, aby przyprowadziła kolejną osobę. Nakazał mi wracać do stacji.

      – Nie jestem w stanie pomóc twojej siostrze – oznajmił.

      TRZYNAŚCIE

      Kobiety do towarzystwa nie mogły wychodzić poza stację – z wyjątkiem wizyt u oficerów i badań w lecznicy. Obecność w każdym innym miejscu karana była biciem. Jeśli porucznik uznał ją za próbę ucieczki, oznaczało to śmierć. Kiedy więc żołnierze wyjeżdżali, całe tygodnie spędzałyśmy, siedząc na schodach i przypatrując się bezmyślnie podwórzu. Czasem dla zabicia czasu wymyślałyśmy jakieś gry, ale nie potrafiłyśmy zbyt długo się nimi cieszyć. Żadna zabawa nie pomagała zapomnieć, że jesteśmy seksualnymi niewolnicami Japończyków.

      Gejsze natomiast były wolne i mogły przebywać, gdzie tylko miały ochotę. Gdy nie pracowały, często szły do miasta i nie wracały przez kilka dni. Nie mam pojęcia, czym się wtedy zajmowały, kompletnie mnie to nie obchodziło. Byłam zadowolona, że zostałyśmy same i nie musimy znosić ich przytyków czy słuchać wyzwisk. Kiedy przesiadywały w stacji, zabawiały się przez większość czasu dogadywaniem nam.

      Książki od pułkownika pomagały mi przetrwać. Czytałam je w pokoju, by nie wzbudzać zazdrości u pozostałych dziewcząt. Żeby widzieć litery, musiałam wpuścić choć trochę światła, więc uchylałam lekko drzwi. Latem szybko robiło się w środku bardzo gorąco, a w szczelinę wlatywał pył. Nie mogłam zatem czytać zbyt długo – po pewnym czasie konieczne było otwarcie drzwi na oścież i wietrzenie. Z kolei zimą przez szparę dostawał się zimny wiatr i chwile na czytanie również miałam ograniczone. Mimo wszystko nie poddawałam się, chłonąc książki, gdy tylko nadarzyła się ku temu sposobność.

      Każdego dnia musiałyśmy wykonywać ustalone obowiązki, dlatego po dzisiejszej wizycie w lecznicy udałam się do pokoju, wzięłam pościel i ruszyłam do pralni. Znajdowała się obok latryny, a sklecona została z czterech pali i podtrzymywanego przez nie dachu. Na trzech niskich drewnianych stołach umieszczono metalowe wanny. Za pralnią stały słupki, na których wisiały sznury do bielizny. Suszyło się tam już kilka kompletów pościeli.

      Zabierałam się do pracy, gdy zza rogu wyszły Jin-sook i Mee-su – każda z naręczem ubrań gejsz do wyprania. Jin-sook była wysoka i dobrze zbudowana, zawsze patrzyła na wszystkich z góry. Mee-su miała bardzo drobną i szczupłą figurę, nikomu nie patrzyła w oczy. Oficerowie zazwyczaj wybierali ją ostatnią.

      Zapytała o zdrowie Soo-hee.

      – Nie jest najlepiej – odparłam.

      – Postępuje niemądrze – powiedziała Jin-sook, wrzucając brudną pościel do miednicy. – Za bardzo się buntuje. Powinna wziąć przykład ze mnie. Ja się z nimi zaprzyjaźniłam.

      – Jin-sook, Japończycy nie są naszymi przyjaciółmi – zauważyłam.

      – Tylko tak mówisz – odpowiedziała – ale masz bardzo dobre relacje z pułkownikiem. Daje ci książki i nigdy nie otrzymujesz kar. Zaprzyjaźniłam się z porucznikiem i nie pobito mnie, od kiedy tu jestem. Zbliżyłam się też do kilku gejszy.

      – Jesteś ich niewolnicą – stwierdziła Mee-su, namaczając pranie w spienionej wodzie. – Spełniasz każde ich życzenie.

      – Nieprawda – zaprzeczyła Jin-sook. – Po prostu… okazuję im szacunek.

      – Cóż, ja się cieszę, że Soo-hee potrafi się przeciwstawić kempejowi – stwierdziła Mee-su. – Będziemy wszystkie miały kłopoty, jeśli umrze.

      – Nie umrze – powiedziałam, nie podnosząc głowy. – Mam plan.

      – Plan? – zapytała Jin-sook. – Co chcesz zrobić?

      Miałam pewien pomysł, lecz nie chciałam go nikomu zdradzać, a zwłaszcza Jin-sook. Bez słowa zebrałam swoje pranie i poszłam powiesić je na sznurze.

      – Bądź ostrożna – przestrzegła mnie Mee-su. – Kempei cały czas cię obserwuje.

      Powiesiłam mokrą pościel i wzięłam czysty komplet z pomieszczenia obok latryny. Ruszyłam z powrotem. Kiedy weszłam na podwórze, Tanaka siedział na krześle przed barakami. Gejsze wróciły z miasta, co oznaczało, że żołnierze mieli niedługo przyjechać. Porucznik położył shinai na kolanach. Szeregowy Ishida opierał się o ścianę z wyrazem znudzenia na twarzy. Czapka zjechała mu prawie na oczy. Na mój widok Tanaka pochylił się wraz z krzesłem do przodu.

      – Chodź tu, mała! – zawołał.

      Podeszłam do niego i pochyliłam głowę. Spojrzałam na świeżo wypastowane buty.

      – Spójrz na mnie – rozkazał.

      Podniosłam wzrok. Zmrużył oczy i patrzył na mnie przenikliwie.

      – Namiko Iwata, nie będziesz sprawiała kłopotów, jeśli twoja siostra umrze?

      Pogładził mnie mieczem po udzie.

      – Nie, poruczniku – odrzekłam.

      – Nie popełnisz jakiegoś głupstwa, jak ucieczka albo zranienie któregoś z żołnierzy?

      – Nie, poruczniku.

      – To dobrze, bo wtedy nawet pułkownik Matsumoto ci nie pomoże. Jestem członkiem Kempeitai – podkreślił, wskazując na białą opaskę z czerwonym napisem – czyli żandarmerii. Nie podlegam pułkownikowi w żaden sposób. Bądź więc posłuszna, bo zostaniesz ukarana. Uderzył mnie lekko mieczem. – Nie będę cię wtedy oszczędzał. Rozumiemy się, mała?

      – Tak, poruczniku.

      – Idź już. Jutro rano wracają żołnierze. Jesteś im potrzebna. Wyświadczasz im wspaniałą przysługę. – Oparł się znowu z krzesłem o ścianę.

      Gdy niosłam pościel do pokoju, zerknęłam jeszcze na szeregowego, ale on zdążył się już odwrócić.

      Po przyszykowaniu posłania wyszłam na podwórze. Było gorąco i duszno. Na zachodzie zbierały się burzowe chmury. Ubrane w yukaty dziewczęta siedziały na schodach, czekając na przybycie żołnierzy.

      Podążyłam do baraków gejszy i zajrzałam do Seiko.

      – Seiko – zaczęłam, kłaniając się lekko. – Potrzebuję twojej pomocy.

      Japonka przygotowywała swój pokój. Był dwa razy większy od mojego i miał małe okno wychodzące na podwórze. Stał tam też stolik z lampką. Zamiast maty na podłodze zobaczyłam niskie łóżko z materacem.

      – Dlaczego miałabym ci pomagać? – zdziwiła się.

      – Proszę. Muszę odwiedzić Soo-hee. Ona umiera.

      – Nie obchodzi mnie to – odparła.

      – Seiko, mamy wiele wspólnego. Słyszałam, jak płakałaś tej nocy, gdy zmarła Maori.

      Gejsza przykryła materac czystą pościelą.

      – Maori była porządną Japonką. Soo-hee to Koreanka.

      Byłam