Gambit królowej. Уолтер Тевис. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Уолтер Тевис
Издательство: PDW
Серия: Poza serią
Жанр произведения: Современная зарубежная литература
Год издания: 0
isbn: 9788381911320
Скачать книгу
dwadzieścia minut przy ladzie z tabliczką „Serwetki materiałowe na sztuki”. Przerzucała kolorowy stos, dopóki nie udało jej się znaleźć sześciu w tym samym odcieniu błękitu. Beth przyglądała się, jak pani Wheatley, niczym w transie, dobiera swój komplet, by w końcu dojść do wniosku, że go wcale nie potrzebuje. Przeszły do stoiska z tanią książką. Pani Wheatley długo brała do ręki kolejne tomiki po trzydzieści dziewięć centów, odczytywała tytuły, od czasu do czasu przewracała kilka kartek, ale ostatecznie żadnego nie kupiła.

      W końcu wjechały ruchomymi schodami na parter. Zatrzymały się przy perfumach, gdzie pani Wheatley spryskała jeden nadgarstek zapachem Evening in Paris, a drugi Emeraude.

      – No dobrze, kochanie. Jedziemy na trzecie – powiedziała w końcu. Spojrzała z uśmiechem na Beth. – „Konfekcja dla młodych dam”.

      Między drugim i trzecim piętrem Beth obejrzała się za siebie i zauważyła tabliczkę z napisem „Książki i gry”, a trochę na prawo, na szklanej ladzie, trzy komplety szachów.

      – Szachy! – zawołała, szarpiąc panią Wheatley za rękaw.

      – O co chodzi? – Pani Wheatley była wyraźnie niezadowolona.

      – Tam sprzedają szachy. Możemy się wrócić?

      – Nie tak głośno – upomniała ją. – Zajrzymy tam, jak będziemy zjeżdżać.

      Ale nie zajrzały. Przez resztę poranka Beth przymierzała kolejne płaszczyki ze stojaków z napisem „Przecena”. Odwracała się tyłem, żeby pani Wheatley mogła sprawdzić długość, podchodziła do okna, żeby obejrzała „w naturalnym świetle” tkaninę, a kiedy wreszcie dokonały zakupu, pani Wheatley uparła się, że zjadą windą.

      – Nie pójdziemy obejrzeć szachów? – zapytała Beth, ale nie uzyskała odpowiedzi.

      Beth spociła się i bolały ją stopy. Płaszcz, który niosła w kartonowym pudełku, wcale jej się nie podobał. Miał ten sam odcień cyjanowego błękitu co wszechobecny sweterek pani Wheatley i źle leżał. Beth nie znała się na ubraniach, ale zdążyła się zorientować, że w tym domu towarowym sprzedają rzeczy kiepskiej jakości.

      Kiedy winda zatrzymała się na drugim piętrze, Beth spróbowała przypomnieć pani Wheatley o szachach, ale nie zdążyła – drzwi się zamknęły i winda zjechała na parter. Pani Wheatley znów wzięła ją za rękę i nie przestając narzekać, jak trudno dziś dostać coś porządnego, przeprowadziła przez ulicę na przystanek autobusowy.

      – Najważniejsze – stwierdziła filozoficznie, kiedy podjechał autobus – że udało nam się kupić to, po co przyjechałyśmy.

      Kilka dni później przed angielskim, kiedy nauczyciela nie było jeszcze w klasie, Beth podsłuchała rozmowę siedzących za nią dziewczynek.

      – Znalazłaś te buty w Ben Snyder’s czy co? – spytała jedna.

      – Prędzej umrę, niż ktoś mnie zobaczy w Ben Snyder’s – odpowiedziała ze śmiechem jej koleżanka.

      Codziennie rano Beth szła do szkoły cienistymi ulicami, przy których stały ciche domy z obsadzonymi drzewami trawnikami. Tą samą drogą chodzili też inni uczniowie; część z nich znała z widzenia, ale zawsze szła sama. Dołączyła do klasy dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego, miesiąc później odbywały się już egzaminy śródsemestralne. We wtorek rano nie miała żadnego testu. Powinna się uczyć w świetlicy, ale pojechała autobusem do śródmieścia. Wzięła ze sobą notes i czterdzieści centów zaoszczędzonych z ćwierćdolarowej tygodniówki. Wsiadła do autobusu z odliczonymi drobnymi na bilet.

      Komplety szachów nadal stały na szklanej ladzie, ale z bliska widać było, że są kiepskiej jakości. Wzięła do ręki białego hetmana. Zaskoczyło ją, że jest taki lekki. Odwróciła go spodem do góry. Był zrobiony z plastiku i pusty w środku.

      – Czym mogę służyć? – zapytała sprzedawczyni.

      Beth odstawiła figurę z powrotem na szachownicę.

      – Czy są Współczesne debiuty szachowe?

      – Mamy szachy, warcaby i tryktraka – odparła ekspedientka. – I duży wybór gier planszowych.

      – To taka książka – wyjaśniła Beth. – O szachach.

      – Dział książek znajduje się po drugiej stronie alejki.

      Beth podeszła do półek z książkami i zaczęła przeglądać ich zawartość. Nie znalazła ani jednej o szachach. Wróciła do kobiety za ladą.

      – Szukam książki na temat szachów – powiedziała, kiedy sprzedawczyni w końcu raczyła ją zauważyć.

      – Nasz dział nie prowadzi książek.

      – Czy w pobliżu jest jakaś księgarnia? – spytała Beth, zanim ekspedientka zdążyła odejść.

      – Spróbuj u Morrisa.

      Kobieta odwróciła się plecami do Beth i zaczęła wyrównywać stosik pudełek na półce.

      – Gdzie to jest?

      Cisza.

      – Gdzie jest księgarnia Morrisa, proszę pani? – powtórzyła głośniej Beth.

      Sprzedawczyni spojrzała na nią ze złością.

      – Na Upper Street – powiedziała.

      – Gdzie jest Upper Street?

      Ekspedientka wyglądała, jakby miała wybuchnąć, ale po chwili jej twarz złagodniała.

      – Dwie przecznice dalej.

      Beth zjechała ruchomymi schodami do wyjścia.

      Księgarnia Morrisa znajdowała się na rogu, obok drogerii. Beth pchnęła drzwi i weszła do dużego pomieszczenia, w którym było więcej książek, niż widziała w całym swoim życiu. Łysy mężczyzna siedział na stołku za ladą i czytał, paląc papierosa. Beth podeszła do niego i zapytała:

      – Czy są Współczesne debiuty szachowe?

      – Ciekawe pytanie – odparł mężczyzna. Miał miły głos.

      – Są?

      – Chyba tak.

      Wstał ze stołka i zniknął na zapleczu. Po chwili wrócił, niosąc to, o co pytała: taki sam opasły tom w tej samej czerwonej okładce. Beth zaparło dech w piersi.

      – Proszę. – Księgarz podał jej książkę.

      Wzięła ją od niego i otworzyła na rozdziale o obronie sycylijskiej. Cudownie było znowu zobaczyć nazwy wariantów: Lewenfisza, smoczy, Najdorfa. W jej głowie brzmiały jak zaklęcia albo imiona świętych.

      – Tak bardzo kochasz szachy? – Głos księgarza wyrwał ją z zamyślenia.

      – Tak – powiedziała.

      – Wydawało mi się, że to książka dla arcymistrzów.

      – Kto to arcymistrz? – zapytała z wahaniem Beth.

      – Genialny szachista – wyjaśnił mężczyzna. – Jak Capablanca, ale to było dawno. Teraz są nowi, nie znam ich nazwisk.

      Beth pierwszy raz w życiu spotkała kogoś takiego jak księgarz. Był wyluzowany i rozmawiał z nią jak z dorosłą. Ze wszystkich znanych jej osób najbardziej przypominał Fergussena, tylko że Fergussen czasem zachowywał się bardzo oficjalnie.

      – Ile kosztuje? – spytała.

      – Sporo. Pięć dziewięćdziesiąt pięć.

      – Dziękuję. Nie stać mnie na nią – powiedziała, oddając mu książkę.

      – Przykro mi. Odłóż ją po prostu na ladę.

      Tak