– Ruda. Jak twojego ojca.
– Nie wiem, dlaczego nadałaś Ziębce imię – mruknęła druga karmicielka.
– Potrzebowała imienia.
– Żyła tylko przez chwilę. – Orlicowe Skrzydło zastrzygła wąsami. – Klan Gwiazdy nadałby jej imię.
Wyżek poczuł, jak matka drży. Wspominanie Ziębki chyba jej nie rozweselało. Położył delikatnie łapkę na matczynym policzku, starając się odwrócić jej uwagę.
– Mam piasek w uszkach.
– Tak, kochanie? – Blada Ptaszyna pochyliła się i zaczęła czyścić mu futerko.
Rozluźniła się, a Wyżek wtulił się w nią z ulgą. Nawet nie pamiętał Ziębki.
Czy powinienem? – zastanawiał się.
Na wejście do żłobka padł cień.
– Uspokoiłaś go już? – Piaszczysty Kolec wsunął głowę między gałązki janowca. – Im szybciej zacznie ponownie kopać, tym lepiej.
– Ledwie skończyłam go czyścić – zaprotestowała kotka.
– Poćwiczymy jakieś inne zdolności – obiecał kocur.
Wyżek odchylił głowę poza zasięg języka matki.
– Czy to na pewno dobry pomysł? – spytał, patrząc na nią. Nie chciał opuszczać Bladej Ptaszyny, jeśli wciąż była smutna, ale ton głosu ojca był ponaglający.
– Jeśli tylko tego chcesz, kochanie – powiedziała, tracąc ostrość spojrzenia.
Wyżek poczuł rozczarowanie. Nie chciała, żeby z nią został?
Chce, bym trenował! Żebym był równie silny jak Piaszczysty Kolec – pomyślał.
Stoczył się z krawędzi legowiska.
– To do zobaczenia.
Blada Ptaszyna nie odpowiedziała, patrzyła tępo w ścianę żłobka.
– Chodź, Wyżku. – Ojciec cofnął się, robiąc mu przejście.
Malec wypełzł na oszronioną trawę i z radością zauważył, że spojrzenie ojca się rozjaśniło.
– Wiedziałem, że ten jeden upadek cię nie zniechęci. – Kocur pieszczotliwie smagnął syna ogonem. – Poćwiczmy przemieszczanie kamieni. Podkopki muszą się uczyć, jak popychać głazy większe niż one same.
– Naprawdę? – Kociak zrównał z nim krok.
– To bardzo ważna umiejętność. – Piaszczysty Kolec wskazał rząd kamieni obok nory starszyzny. – Spróbujmy z tymi. Zaczniemy od małych.
Małych? – Wyżek gapił się na otoczaki wielkości wróbli.
Kocur zatrzymał się przy najbliższym kamieniu i przywołał syna świśnięciem czubkiem ogona.
– Złap go przednimi łapkami i używaj własnego ciężaru, by toczyć go ku sobie.
Malec przełknął nerwowo.
– Nie zmiażdży mnie?
– Pierwsza zasada kopania tuneli: zawsze jesteś silniejszy, niż sądzisz.
Kątem oka dostrzegł mignięcie brązowej sierści.
– Dotknąłem twojego ogona! Teraz ty jesteś królikiem!
– Wcale nie!
– Wcale tak.
Ryjówek i Kaszelek gonili się wokół Łownych Skałek, a gałązki wrzosów kołysały się za nimi.
Piaszczysty Kolec podsunął kamień Wyżkowi.
– Tocz ten.
Malec skupił na nim wzrok.
– Dlaczego zawsze ja muszę być królikiem?!
– Wcale nie musisz!
Kładąc uszy, by wyciszyć dźwięki zabawy kolegów, Wyżek uniósł łapki i oparł je na kamieniu. Jęknął, próbując go przyciągnąć; brzuszek naprężył mu się z wysiłku, ale kamień ani drgnął.
– Spróbujmy z mniejszym. – Ojciec podsunął nowy obiekt ćwiczeń.
Gdy kociak po niego sięgnął, z legowiska starszyzny wyczłapał Młócąca Stopa. Jego czarna sierść przypominała cień na tle zmarzniętego janowca.
– Coś on za mały na ruszanie kamieni – zawyrokował.
Piaszczysty Kolec pociągnął nosem.
– Nigdy nie jest za wcześnie, żeby zacząć naukę umiejętności podkopków.
Stary kocur przysiadł na łapach.
– Ja nie ruszyłem swojego pierwszego kamienia, nim nie stałem się uczniem.
Wyżek zazgrzytał zębami.
Przesunę go! – postanowił. Zaparł się, ciężko dysząc. Pazurki ześlizgnęły się z kamienia, a tylne łapki wygięły. Z jęknięciem poleciał do tyłu i wylądował na swoim ogonie.
– Ładny manewr, Wijku! – krzyknął Ryjówek zza Łownych Skałek.
Wyżek odwrócił się ku niemu, kładąc po sobie uszy.
– Dopiero się uczę!
– Nie zwracaj na nich uwagi – poradził ojciec. – Ryjówek ma sposób myślenia wrzosowego sprintera. Nie wie, czym jest cierpliwość.
Kociak poczuł ukłucie w sercu. Będzie musiał spędzić cały dzień, próbując poruszyć ten głupi kamień, podczas gdy koledzy bawili się w królika na Łownych Skałkach?
Chłodne powietrze przeszył głos Wrzosowej Gwiazdy:
– Niech wszystkie koty w zdolne łowić zwierzynę zgromadzą się pod Wysmukłym Kamieniem.
Wyżek się odwrócił. Przywódczyni Klanu Wiatru stała na szczycie kamienia pośrodku Jaru Spotkań.
– Zaczekaj tutaj – poprosił Piaszczysty Kolec. Potruchtał przez obóz w kierunku piaszczystego jaru.
Młócąca Stopa otarł się o malca.
– Spróbuj zacząć od jeszcze mniejszego – zasugerował, podążając za rudym kocurem.
Kociak przysiadł i przypatrywał się strumieniowi pobratymców, płynącemu ku Wysmukłemu Kamieniowi. Osikowy Zachód i Pochmurny Pęd skoczyli lekko ku przyprószonemu śniegiem punktowi spotkań. Czerwony Pazur i Świtająca Pręga ruszyli w ich ślady. Polny Ślizg i Skowroni Plusk już czekali, przyglądając się Wrzosowej Gwieździe w napięciu. Ustąpili miejsca pozostałym wrzosowym sprinterom.
Piaszczysty Kolec skierował się ku przeciwległemu krańcowi jaru, gdzie przysiadły podkopki. Stanął przy Wełnianym Ogonie i Hikorowym Nosie. Młócąca Stopa zeskoczył nieporadnie obok i skinął Trzcinowemu Pióru. Zastępca przywódczyni klanu skłonił w odpowiedzi głowę.
Kaszelek bryknął ku Wyżkowi; jego oczy lśniły.
– Nie idziesz?
Ryjówek już pędził między kępami trawy.
Kociak zamrugał.
– Przecież nie jesteśmy dość duzi, by coś upolować.
– A skąd to wiesz? – Kaszelek przechylił łepek. – Nigdy nie próbowałeś. Poza tym nie siądziemy między wojownikami. Możemy patrzeć o, stamtąd. – Wskazał nosem punkt, ku któremu kierował się Ryjówek. Był on położony blisko posłań wrzosowych sprinterów. – No chodź!
Gdy pędzili na miejsce, wejście do obozu zaszeleściło. Liliowy Wąs i Biała Jagoda