– Znaczy, że nie może się powstrzymać, żeby nie splunąć na twój widok.
– No właśnie, mam przez nią taki wkurw, że nie wiem, bo mówiłem jej, żeby połykała, jak ją mierżę.
Ludzie prawie pospadali z krzeseł ze śmiechu. Podobnie rżeli przy sąsiednim stoliku, gdzie Peaches próbował wyjaśnić, dlaczego zdecydował się na podwiązanie nasieniowodów.
– Skusiło mnie, kiedy usłyszałem, że wystarczy zrobić jedną wazektomię na całe życie, czego nie można powiedzieć o aborcji. Na to praktycznie nie ma limitu. Każda głupia cipa jest potencjalną ruiną dla twojego portfela. Zanim się obejrzysz, będziesz musiał bulić za skrobanki i dopiero wtedy pukniesz się w głowę, że lepiej zainwestować w co innego. Poza tym twój związek już nigdy nie będzie taki sam, jak spuścisz juniora w toalecie. Zwyczajnie wszystko się wtedy zmienia, uwierzcie fachowcowi.
Peaches nie musiał się silić na dowcipy. Potrafił wszystkich rozśmieszyć, mówiąc zwyczajnie to, co mu chodziło po głowie.
Teraz Vince minął bandę przybitych chłopaków o zaczerwienionych oczach i usiadł przy barze obok Lemmy’ego.
– I co twoim zdaniem powinniśmy zrobić z tym gównem po powrocie do Vegas? – spytał.
– Zmyć się – odparł Lemmy. – Nikomu nie mówić, dokąd jedziemy. I nie oglądać się za siebie.
Vince wybuchnął śmiechem. Lemmy nie. Podniósł kubek z kawą, lecz w połowie drogi do ust zatrzymał się i zamiast się napić, odstawił ją z powrotem.
– Coś nie gra z kawą? – spytał Vince.
– Nie, nie z kawą.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to o uciekaniu było na serio?
– Nie bylibyśmy jedyni, stary – powiedział Lemmy. – Widziałeś, co Roy zrobił tej dziewczynie w łazience.
– Ona go prawie zastrzeliła – przypomniał mu Vince, zniżając głos, aby nikt ich nie usłyszał.
– Nie miała nawet siedemnastu lat.
Vince nie odpowiedział, ale też nikt tego nie oczekiwał.
– Większość chłopaków nigdy w życiu nie widziała takiej jatki i myślę, że część z nich, w każdym razie ci bystrzejsi, rozpierzchną się na cztery strony świata, gdy tylko nadarzy się okazja. Znajdą sobie w życiu nowy cel. – Vince znowu się roześmiał, lecz Lemmy tylko zerknął na niego z ukosa. – Posłuchaj, kapitanie. Kiedy miałem osiemnaście lat, zabiłem brata, bo prowadziłem samochód zalany w trupa. Jak się ocknąłem, czułem na sobie jego krew. Szukałem śmierci w marines, żeby za to zapłacić, ale chłopaki w czarnych piżamach nie mogli mi pomóc. Z wojny pamiętam głównie smród własnych stóp, kiedy złapałem owrzodzenie tropikalne. Jakbym nosił w butach latrynę. Siedziałem w więzieniu tak samo jak ty, ale najgorsze nie było to, co robiłem, ani to, co na moich oczach robili inni. Najgorszy był smród bijący od ludzi: spod pach i spod tyłków. Wszystko to było okropne. Ale żadna z tych rzeczy nie umywa się do masakry à la Charlie Manson, od której właśnie uciekamy. Do tej pory nie mogę zapomnieć smrodu, który się tam unosił. Jakbym siedział zamknięty w szafie, w której ktoś się zesrał. Za mało powietrza, a to, które było, nie poprawiało sytuacji. – Przerwał. Odwrócił się na stołku, żeby popatrzeć na Vince’a. – Wiesz, o czym myślę od momentu, gdy stamtąd wyjechaliśmy? Lon Refus wyprowadził się do Denver i otworzył warsztat. Przysłał mi widokówkę z Gór Skalistych. Zastanawiam się, czy nie znalazłby roboty dla takiego staruszka jak ja. Chyba mógłbym przywyknąć do zapachu sosen.
Umilkł i przeniósł wzrok na chłopaków siedzących przy stolikach.
– Ci, którzy nie odejdą, będą chcieli odzyskać straconą forsę, w ten czy inny sposób, a żaden z tych sposobów ci się nie spodoba. Bo wdepną jeszcze głębiej w ten gówniany interes z metą. To był tylko początek. Jak myto na rogatce. Za dużo w tym biznesie jest forsy, żeby odpuścili. A każdy, kto sprzedaje, bierze, a ci, co biorą, robią wokół siebie jeden wielki bajzel. Dziewczyna, która strzelała do Roya, była naćpana, a on posiekał ją tą swoją pieprzoną maczetą na drobne kawałki. Kurwa mać, kto poza ćpunem nosi przy sobie jebaną maczetę?
– Nie napuszczaj mnie na Roya, bo sam mam ochotę wsadzić mu w dupę Little Boya i patrzeć, jak mu się oczy zaświecą – powiedział Vince.
Teraz z kolei Lemmy wybuchnął śmiechem. Zwariowane pomysły na wykorzystanie bomby jądrowej były ulubionym tematem ich żartów.
– No, gadaj, co ci tam chodzi po głowie – ponaglił go Vince. – Rozmyślałeś o tym przez ostatnią godzinę.
– Skąd wiesz?
– Naprawdę sądzisz, że nie wiem, co to znaczy, jak siedzisz wyprostowany na szlifierce?
Lemmy mruknął coś pod nosem.
– Prędzej czy później gliny wlezą na głowę Royowi albo któremuś innemu z tych świrów, i zgarną wszystkich dookoła. Bo Roy i jemu podobni nie mają dość oleju w głowie, żeby się pozbywać gorącego towaru, który zgarniają. Żaden nie ma dość oleju, żeby nie mleć jęzorem, co robił swojej dziewczynie. Szlag. Nawet teraz połowa z nich nosi przy sobie crack. Sam sobie dopowiedz resztę.
Vince podrapał się po brodzie.
– Ciągle mówisz o dwóch połowach: połowa, która da nogę, i ta, która zostanie. W której połowie jest twoim zdaniem Race?
Lemmy odwrócił głowę i odsłonił ukruszony ząb w bolesnym uśmiechu.
– Naprawdę musisz o to pytać?
CYSTERNA Z NAPISEM MASKAR NA BOKU toczyła się ciężko pod górę, kiedy ją dogonili około trzeciej po południu.
Droga wiła się leniwie zakosami po łagodnym wzniesieniu. Przy tak wielu zakrętach trudno było o dobre miejsce do wyprzedzania. Race znowu się wysforował. Kiedy wyszli z baru, wdepnął gaz i trzymał się na czele Szczepu, czasem tak daleko przed pozostałymi, że Vince całkiem tracił go z oczu. Gdy dogonili ciężarówkę, jego syn siedział facetowi na zderzaku. Cała dziewiątka wlokła się pod górę w gotującym się powietrzu za ciężarówką. Vince’owi zaczęły łzawić oczy.
– Pieprzona beczka! – wrzasnął, a Lemmy pokiwał głową. Vince’a gniotło w piersi, bolały go płuca od oddychania spalinami wielkiego diesla. Z trudem cokolwiek widział. – Zabieraj z drogi tę swoją ciężką dupę!
To dziwne, że dogonili ciężarówkę tak szybko po wyruszeniu z knajpy. Nie ujechali więcej niż trzydzieści kilometrów, Maskar musiał się po drodze gdzieś zatrzymać. Ale gdzie? W okolicy nic nie było. Może zaparkował w cieniu jakiegoś billboardu, żeby się zdrzemnąć po obiedzie? Albo złapał gumę i musiał zmienić koło. Czy to ważne? Mimo to Vince nie mógł przestać o tym myśleć, nie miał pojęcia, czemu go to męczyło.
Za następnym zakrętem Race pochylił swojego harleya softail deuce i wyjechał na przeciwny pas, po czym przyspieszył z pięćdziesięciu do stu dziesięciu. Maszyna przysiadła na zadzie i wystrzeliła przed siebie. Zjechał z powrotem na prawy pas, gdy tylko wyprzedził ciężarówkę, i w tej samej chwili z przeciwka minął go jasnożółty lexus. Kierowca zatrąbił, lecz ciche biiip-biiip samochodu osobowego utonęło w ogłuszającym ryku klaksonu pneumatycznego cysterny.
Vince zauważył nadjeżdżającego lexusa i przez chwilę był pewien, że zobaczy syna zderzającego się czołowo z samochodem – w jednej chwili Race, w następnej mięso rozsmarowane na asfalcie. Sporo potrwało, zanim jego serce wróciło z gardła na swoje miejsce.
– Pieprzony świr! – wrzasnął do Lemmy’ego.
– Mówisz