Dla Mamy
Copyright © Paweł Kapusta, 2020
Redakcja i korekta
Piotr Mocniak, Dominika Rychel
Skład
Tomasz Brzozowski
Okładka
Marcin Głowacki
Copyright © for this edition
Insignis Media, Kraków 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone
Konwersja do wersji elektronicznej
Aleksandra Pieńkosz
Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone.
ISBN 978-83-66575-40-0
Insignis Media
ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków
tel. +48 (12) 636 01 90
[email protected], www.insignis.pl
facebook.com/Wydawnictwo.Insignis
twitter.com/insignis_media (@insignis_media)
instagram.com/insignis_media (@insignis_media)
Wstęp
Gdy pandemia dotarła do naszego kraju, na łamach Wirtualnej Polski zacząłem publikować „Raport z frontu”, doniesienia z pierwszej linii walki z koronawirusem. W ten sposób powstał cykl tekstów, który ukazywał się od marca do maja 2020 roku. Były to relacje ratowników medycznych, pielęgniarek, diagnostów laboratoryjnych, ale również przedstawicieli zawodów, o których w tym gorącym czasie mówiło się zdecydowanie mniej, a oni także mierzyli się z nową rzeczywistością. Pracownicy hospicjów, sprzedawcy w dyskontach, funkcjonariusze służby więziennej, listonosze, pracownicy zakładów pogrzebowych, nauczyciele, w końcu pacjenci – zarówno ci zmagający się z koronawirusem, jak i cierpiący z powodu innych chorób oraz utrudnionego dostępu do lekarzy… Epidemia zmieniła życie większości z nas. W maju, gdy zaczęto znosić pierwsze obostrzenia, pojawił się pomysł, by artykuły dokumentujące te dziwne czasy umieścić w jednym książkowym zbiorze.
Teksty otwierające książkę są więc zapisem tego, co działo się na pierwszej linii podczas „pierwszej fali”. Druga część, wcześniej niepublikowana, to z kolei próba dokonania oceny działań podjętych przez władze państwowe oraz udzielenia odpowiedzi na pytanie, jakie konsekwencje pandemii są wciąż przed nami; przeprowadziłem duże, pogłębione wywiady z „twarzami” walki z pandemią: ministrem zdrowia, profesorem Łukaszem Szumowskim oraz profesorem Krzysztofem Simonem, ordynatorem I Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. Głos zabierają także profesorowie Witold Orłowski i Marcin Król.
Gorące podziękowania dla wszystkich bohaterów książki. Za wykonywaną pracę, ale także za chęć podzielenia się ze mną przeżyciami i przemyśleniami. Tym bardziej że książka powstawała w specyficznych warunkach: w izolacji, więc często niezbędne było korzystanie z komunikatorów, opieranie się na zdjęciach, czasem nawet specjalnie nagranych filmach, bym lepiej rozumiał opisywany świat. Bym dokładniej mógł go przedstawić w kolejnych tekstach. Także stąd momentami specyficzna, szorstka forma narracji. Było to ciekawe, ale nowe i wymagające doświadczenie reporterskie.
Przede wszystkim jednak ogromne podziękowania dla Katarzyny, ratowniczki medycznej, która regularnie opowiadała mi, co działo się w jej szpitalu jednoimiennym. Na oddziale ratunkowym, w karetkach wymazowych. Mimo obaw, że zostanie w tekstach rozpoznana przez przełożonych, mimo często okrutnego zmęczenia, znajdowała czas, by zdawać kolejne relacje. Gdy w przyszłości będę potrzebował pomocy, a pewnie kiedyś taki moment nadejdzie, chciałbym trafić na taką osobę jak Katarzyna. Dziękuję!
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Raport z frontu, dzień pierwszy
Magazyny jak ulice: puste
Katarzyna – ratowniczka medyczna. Pracuje w systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego. Oto zapis jej dnia – relacja z pierwszej linii frontu walki z pandemią koronawirusa. Imię zmienione.
Godzina 6.45
Dramat był, widzę. Doświadczenie kilku lat dyżurów w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym pozwala wyczytać z twarzy kończących zmianę kolegów, że nocka należała do cholernie trudnych.
– Z zakaźnego uciekł pacjent – rzuca kolega.
– Jak to uciekł? – Nie mogę uwierzyć.
– No, uciekł… Po drodze wyrwał wenflon, cały parking krwią zachlapał.
– Co ty mówisz?
– Przywiozła go z nami policja. Teraz pod szpitalem będzie stał radiowóz. Będą pilnować pacjentów.
Schodzę do szatni, otwieram spakowaną walizkę. Wzięłam ją na wypadek konieczności poddania się kwarantannie. Przebieram się, zaczynam zmianę.
7.30
Na poziomie SOR-u zatrzymuje się winda. Wysiada starsze małżeństwo.
– Czego państwo szukają? – pytam.
– My na zastrzyki na kolana – mówią pewni siebie.
– Ale wysiedli państwo na SOR-ze.
– No tak, tu ponoć rejestrują.
– Ponoć? Czy zdają sobie państwo sprawę, że mamy stan zagrożenia epidemicznego? A państwo zjechali przejściem służbowym, narażają siebie i personel…
– Nie mamy wirusa, niech się pani nie martwi – przerywa mi senior.
– Skąd ta pewność?
– Wczoraj był u nas syn, wrócił z… – wali między oczy starszy pan, ale żona szturcha go łokciem. Wie, że każde kolejne zdanie zadziała na ich niekorzyść. – To gdzie ta rejestracja? – wraca do sedna.
Prowadzę ich na poczekalnię i nie wierzę. Stoję, patrzę, nie wierzę. Dziesięć stłoczonych osób w wieku sześćdziesiąt pięć plus. Dopytuję, w jakim celu przyszli na SOR i jak właściwie tu weszli.
– Było otwarte, my na zastrzyki na kolana.
Milczę. Kampanie społeczne w mediach, prośby o pozostanie w domu są dla tych ludzi absolutnie nieistotne. Nie dziwię się. Na zabiegi czekali w długiej kolejce. Boją się, że nie będzie drugiej szansy. Zagadka otwartych drzwi zostaje szybko rozwiązana: sterowanie wideofonem się popsuło, a szpitalny pan złota rączka jest na L4.
8.30
Wchodzi kobieta w nitrylowych rękawiczkach na dłoniach.
– Dzień dobry. Ja ze skierowaniem.
– Dzień dobry. Trzeba będzie podpisać dokumentację. Po co pani te rękawiczki?
– Nie chcę się zakazić wirusem.
– Przecież przeszła pani w nich pół miasta. Proszę je zdjąć, umyć ręce i podpisać.
– Bez rękawiczek nie podpiszę.
Kilkanaście minut staram się ją przekonać do podpisania dokumentów. W końcu stosuje się do zaleceń, składa podpis, idzie na oddział.
11.20
– Szykujcie erkę! NZK*!
Działamy mechanicznie, bez słów. Lucas**, intubacja, respirator, leki, centralne