– Po raz pierwszy przeprowadzałem sekcję ofiary, która została już poddana autopsji – zauważył Southern.
– Zakładam, że przeszedł pan odpowiednie przeszkolenie – powiedział otwarcie Decker.
– Mam stosowne certyfikaty – odparł Southern, z pozoru nieurażony bezceremonialnością pytania. – Nie jest to co prawda moje główne zajęcie, ale to nie znaczy, że nie szczycę się swoimi kwalifikacjami.
– Dobrze wiedzieć – rzucił szorstko Decker.
Southern zdjął prześcieradło. Wszyscy patrzyli na doczesne szczątki Irene Cramer.
– Przyczyna, sposób oraz czas zgonu? – zapytała Jamison.
– Przyczyna i sposób są dość oczywiste. – Wskazał ranę pośrodku klatki piersiowej, kilkanaście centymetrów powyżej dolnej granicy cięcia sekcyjnego. – Długi, ostry, ząbkowany nóż wbił się tutaj i przeciął serce na pół. Oczywiście było to zabójstwo.
– Zabójca bardzo precyzyjnie posłużył się nożem – zwróciła uwagę Jamison, pochyliwszy się głębiej nad zwłokami. – Czysty, skuteczny cios. Jedno pchnięcie załatwiło sprawę.
– Tak samo pomyślałem.
– A więc działał bez emocji. Żadnego barbarzyństwa czy utraty kontroli – wyraził opinię Decker. – Zabójca mógł nie znać ofiary. A przynajmniej nie mieć z nią żadnych osobistych relacji.
– Możliwe – przyznał Southern.
– A czas zgonu? – zapytał Decker.
– No cóż, tutaj wkraczamy w strefę spekulacji – stwierdził koroner. – Na podstawie tego, co zdołałem ustalić, nie żyje od tygodnia do dziesięciu dni.
Ta odpowiedź wyraźnie nie usatysfakcjonowała Deckera.
– To spora rozpiętość czasu. Nie może pan jej bardziej zawęzić?
– Niestety nie – odparł Southern z nieszczęśliwą miną. – Gdyby trzeba było orzec, czy ktoś ma alibi czy nie, mój raport za wiele tu nie pomoże. Przykro mi.
– Skala zarobaczenia?
– Znaczna. Pozwoliła mi oszacować czas śmierci, która nastąpiła jakieś siedem dni temu. Później wzrasta ryzyko błędu. Przynajmniej moim zdaniem. Znam się na swoim fachu, ale nie mamy tu takich laboratoriów jak FBI.
– Długo tam leżała? – dociekała Jamison.
– To zarazem trudne i łatwe pytanie.
– Słucham?
– Gdyby ciało leżało tam dość długo, dobrałyby się do niego zwierzęta. Tak się nie stało.
– To ta łatwa część. Co nastręcza trudności? – spytał Decker. – Że nie zgadza się to ze stopniem zarobaczenia?
– Właśnie. Zatrzęsienie robaków, ale żadnych śladów ugryzień dzikich zwierząt. I jeszcze jedno: utrwalone plamy opadowe. Świadczą o tym, że po śmierci leżała twarzą w dół.
– W protokole jest napisane, że znaleziono ją w ułożeniu na wznak.
– Owszem, ale jak widać, umiejscowienie plam pośmiertnych do tego nie pasuje. Krew nie zgromadzi się w tych partiach ciała, które stykają się z podłożem. Ale gdy plamy już powstaną, czyli gdy stanie serce i duże czerwone krwinki wskutek grawitacji opadną do tkanek śródmiąższowych, już się stamtąd nie przemieszczą. Przebarwienia na skórze pozostaną tam, gdzie były.
– A więc po zabójstwie leżała twarzą w dół. Później ciało odwrócono na plecy, ponieważ w takiej pozycji je znaleziono – podsumowała Jamison.
– Tak. Już po utrwaleniu się plam opadowych.
– Ponieważ serce przestałoby bić wkrótce po zadaniu ciosu nożem, krwotok byłby minimalny – powiedział Decker. – Ale jakaś krew by była, a na miejscu zbrodni nie znaleziono żadnych jej śladów. Co oznacza, że zamordowano ją gdzie indziej, a ciało przeniesiono. Taki scenariusz wyjaśniałby również niezgodność umiejscowienia plam opadowych z pozycją, w jakiej znaleziono zwłoki.
Southern przytaknął.
– Jednak przy tak dużym zarobaczeniu należałoby się również spodziewać śladów żerowania zwierząt. Gdyby przez tyle dni leżała na zewnątrz, lokalna fauna obgryzłaby ją do kości w czasie znacznie krótszym niż tydzień, a wedle moich ustaleń zgon nastąpił nie później niż siedem dni temu. I jest to absolutne minimum. – Przerwał, po czym dodał rzeczowym tonem: – Poza tym była w doskonałej formie. Zdrowa jak rydz. Serce, płuca, inne narządy w idealnym stanie.
– Tak, doskonała kondycja i jeden mały szkopuł: nie żyje – podsumował ponuro Decker.
– Jak ocenia pan umiejętności zabójcy w zakresie sekcji zwłok? – zainteresowała się Jamison.
– Cięcia pierwsza klasa. Uważam, że możemy mówić o pewnym medycznym wyszkoleniu. Poza tym zabójcy – o ile był to mężczyzna – znane były protokoły medycyny sądowej. Jakie było źródło tej wiedzy i wprawy – nie odważyłbym się powiedzieć.
Decker wskazał na cięcie sekcyjne.
– A narzędzia, którymi posłużył się sprawca? Zwykły nóż czy skalpel?
– Moim zdaniem skalpel oraz chirurgiczna piła oscylacyjna bądź podobne narzędzie do otwarcia czaszki. Nić, której użył do założenia szwów, także jest nicią chirurgiczną.
Decker obejrzał ciało i z pomocą koronera przewrócił je na brzuch.
– Żadnych tatuaży, brak znaków szczególnych – odnotował.
– Brak plam wątrobowych czy plam posłonecznych. Była zbyt młoda na plamy starcze i raczej niewiele przebywała na słońcu. Skóra jest nieopalona.
Ponownie ułożyli ciało na wznak, a Decker jeszcze raz je obejrzał.
Ile już zwłok oglądał w życiu dokładnie w takich samych okolicznościach? Odpowiedź była łatwa. Za dużo, do cholery. Gdyby jednak chciał unikać takich widoków, musiałby zmienić profesję.
– Czy natknął się pan na coś, co mogłoby nas zainteresować? – wypytywała dalej Jamison.
– Żołądek pusty, a więc nie jadła przed śmiercią. Żadnych oczywistych oznak zażywania narkotyków. Żadnych śladów po igłach, nic z tych rzeczy. Nie dostałem jeszcze wyników badań toksykologicznych.
– Coś odbiegającego od normy? – drążył Decker.
– Myślę, że fakt przeprowadzenia autopsji, zanim uczyniłem to ja, jest wystarczająco niespotykany – odparł Southern z przyklejonym na usta uśmiechem.
– Czyli odpowiedź jest przecząca? – Decker nie ustępował.
Uśmiech zgasł.
– Tak, przecząca.
– Ofiara pochodzi stąd? Kto zidentyfikował zwłoki?
Southern założył ramiona na piersi.
– Gdy ponownie naciągnąłem skórę na twarz, rozpoznał ją jeden z policjantów.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do środka wszedł mężczyzna mniej więcej w wieku Jamison. Ubrany w dżinsy, sfatygowane mokasyny z chwostami, kraciastą koszulę i granatową sportową marynarkę. Dość wysoki, szczupły i żylasty, z wydatną grdyką i wysuniętą szczęką. Miał gęste ciemnobrązowe