Imperium chmur. Jacek Dukaj. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jacek Dukaj
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 9788308071861
Скачать книгу
Kiyoko pojęła, że babka Reina wcale jej nie zapomina. Że to nie babki Reiny głowa jest dziurawa. „Kim jesteś?”

      „Nie wiem”.

      Tak Kiyoko odpowiada doktorowi Aka i żonie doktora Aka. Kiyoko mówi prawdę.

      Doktor Aka uczy ich sokki. Sokki to sztuka szybkopisania.

      Nieskończenie roztropny cesarz otworzył Kraj Bogów na zmiany, w tym na zmiany w samym sposobie sprawowania władzy. Tworzy się nowe prawa. Tworzy się nowe instytucje. Nihon ma doścignąć i prześcignąć Zachód, czyli zrobić to, co Zachód, tylko że szybciej i lepiej. Ażeby mieć parlamentaryzm, trzeba mieć partie polityczne, trzeba mieć wyborców i wybieranych, i dyskusje publiczne, i prasę zaangażowaną. Mowa staje się narzędziem masowej polityki. Wszelako w jednym miejscu i o jednym czasie mowy jednego człowieka może wysłuchać niewielka liczba osób. Lecz przeczytać wydrukowany zapis przemowy mogą setki tysięcy.

      W odróżnieniu od alfabetu łacińskiego ani chińskie hànzi, ani japońskie kanji i kana nie pozwalają na zapisywanie mowy w czasie jej wypowiadania. Nawet czysta hiragana, chociaż oparta nie na znakach idei, lecz na znakach dźwięków, jest zbyt powolna. Kōki Takusari wymyślił więc system sokki.

      Oto jest koło ośmiu podstawowych dźwięków mowy japońskiej. Doktor Aka otwiera Shinshiki Sokkijutsu autorstwa Kōki.

      Kiyoko pismo sokki przypomina zarysy zwierząt w biegu. Długie faliste linie jak profile dzikich grzbietów pociągnięte jednym ruchem ręki.

      Dopiero z tych szybkich maźnięć wydobywa się znaczenia dla kanji obrazów i myśli.

      Doktor Aka uczy sokki czwórkę dzieci Ułaskawionych.

      Sokki Kiyoko nie są podobne do żadnych znaków znanych doktorowi. Nie jest to system Kōki. Nie jest to hiragana ani katakana. Linie zawijają się, przecinają, tworzą kształty nie do opowiedzenia.

      Doktor Aka podejrzewa, że Kiyoko sama nie potrafi ich odczytać. Że to nie pismo; to malarstwo.

      Poleca Kiyoko przepisać jej sokki na kanji.

      Kiyoko przepisuje. I brzmienie kanji Kiyoko zgadza się z brzmieniem podyktowanej mowy – lecz znaczenie kanji Kiyoko jest często zupełnie inne niż znaczenie tych, które doktor Aka widzi przed sobą w oryginale.

      Żona doktora skrupulatnie zbiera karty z szybkopisaniem Kiyoko.

      Wieczorem, w zamyśleniu, z zapalonym papierosem.

      „Skąd bierzesz te znaki? Co to znaczy? Znasz je z góry?, czy za każdym razem komponujesz od nowa?”

      „Nie wiem”. Z szeroko otwartymi oczyma dozgonnej ciekawości, szczera jak sokół w locie. „Nie wiem”.

      Tak Kagaku-san ćwiczy się do łuku, tak Kagaku-san znika i się rozwiewa, i tak mistrzostwo łuku Kagaku-sana trafia do celu w górskiej ciszy. Kiyoko sama niemal znika, wciągnąwszy się w siebie z wdechem zimnego powietrza.

      Dwanaście lat życia i stało się oczywistym, że lewe ramię Kiyoko nigdy nie dorówna prawemu ramieniu Kiyoko.

      Prawe wyżej, lewe niżej. Ramię zdrowe, ramię strute przez zazdrość drugiemu ramieniu.

      Pan Aigo doradził Kiyoko ćwiczyć się w łucznictwie. Pan Aigo zna rodzinę Kagaku, w której od początku ery Tokugawa przekazywana jest ryūha łucznictwa świątynnego spod Kyōto: Nikurin-ha. Na prośbę pana Aigo przyjmą przecież uczennicę z rodu samurajów.

      Kagaku Kazuki, syn starego pana Kagaku, ma posturę muskularnego Buddy. Klęka do strzału, zsunąwszy czarne kimono, a pot lub rosa lśni na jego baloniastym brzuchu. Kyūjutsu Nikurin-ha wymaga nie tylko posłania strzały z jednego końca hallu Sanjūsangen-dō na drugi, ale także trafienia tam w cel. Łuk jest wyższy od łucznika.

      O świcie, wtedy Kagaku ćwiczy najczęściej, cień łucznika sięga ku celowi długim szponem. Jest tak cicho, że Kiyoko słyszy źdźbła trawy prostujące się spod nacisku szponu-cienia.

      Kagaku-san wypuszcza strzałę.

      Cień strzały wyprzedza strzałę.

      Strzała podróżuje tak długo, że Kagaku-san ma czas opuścić łuk i obrócić wzrok na Kiyoko.

      Strzała podróżuje tak długo, że nie potrzebuje łucznika.

      Kiyoko nie porusza się, nie mruga, nie mówi.

      Nie ma Kiyoko. Nie ma Kagaku-sana. Nie ma łuku.

      Dwunasty rok życia: między wydechem i wdechem.

      Dali jej mniejszy łuk, do ćwiczenia stawów i pleców. Układali jej kręgosłup, ręce, szyję, głowę, nadgarstki, biodra, przeponę, palce, jelita, płuca, serce, oczy, myśl. Liczyli powtórzenia. Przez pierwsze trzy lata miała strzelać do walca słomy odległego o dziesięć shaku.

      Wolała patrzyć, jak inni strzelają. I Kagaku-san w końcu wolał, żeby jego strzelanie dochodziło celu na oczach znikającej Kiyoko.

      O świcie ponad Okamū i zakolem rzeki. Na łące na wschodnim zboczu Góry Pijanego Księżyca. W porze rosy.

      Taka jest ryūha rodu Kagaku: sztuka łucznictwa bez-siebie.

      „Muga to piękno świata dla nikogo i bez nikogo. Muga to doskonałość jedności. Dlaczego lewe ramię zazdrości prawemu? Nie ma żądzy, nie ma strachu i nie ma błędu, gdy nie ma ciebie i nie-ciebie. Potykasz się, potykamy się zawsze o tę krawędź: granicę między tym, co jest tobą, i tym, co nie jest tobą”. Wciągnij powietrze. „Nie ma granicy”.

      „Nie ma granicy”.

      „Nie ma granicy. Muga to wielka nieobecność. Muga to wielka miłość. To celność miecza i nieskończone miłosierdzie oświeconego. Strzała nie potrzebuje łucznika. Doskonałość nie potrzebuje «ja». Nie ma granicy, moja Kiyoko”. Wciągnij siebie.

      Ona jednak nigdy nie trafi do celu dalszego niż ćwiczebna słoma.

      Dwunasty rok życia i te świty ciszy napiętego drzewca, co drugi dzień, poranek rangakusha i sokki, co drugi dzień, mała Kiyoko w szarym kimonie stopa za stopą wzwyż stromego zbocza, a między zaspanymi górami toczą się jedwabne obłoki, świerszcze wibrują trawę. W rękach – książki. W rękach – łuk.

      Nie dziwisz się? Świętej pustce we wnętrzu dziecka, doskonałej nicości za rozkosznym uśmiechem dziewczynki.

      Jedno Słońce rozbłyska w każdej kropli rosy – w każdej kropli rosy, to jedno Słońce.

      Chmury na ziemi – domy na niebie – świat przewraca się na drugi bok. I to także zdarzyło się jej owego roku dwanaście, dwudziestego piątego roku Meiji. Poszła zbierać grzyby matsutake z lasu czerwonych sosen, unkai wezbrało zaś wbrew porze dnia i roku, zasnuwając doliny i przełęcze, i Kiyoko zatonęła w chmurach. Śniło się jej, że płyną po niebie armady dziwnych domów jak klocki, ale kiedyż to spała? Idąc? Płynąc? Na futonach obłoków.

      Wychodzi z fali powolnych bałwanów bieli na wysokie łąki Trzech Dolin. Półnadzy robotnicy pracujący przy drodze żelaznej pokazują ją sobie palcami.

      Szare kimono Kiyoko – bezdźwięczny wodospad mgły – dziewczynka wypluta przez Ryūjin. Pokazują ją sobie palcami: Musume Un, Musume Un.

      Zagubić się w unkai znaczy zgubić się między niebem i ziemią. Na drewnianej wieży pod granią siedzi stary yamabushi i dmie w muszlę jinkai, gdy spostrzeże niebezpieczne obniżenie rozlewu chmur. Wojenna melancholia pulsuje ponad świerkami i sosnami morską nutą. Zagubić się w unkai znaczy zagubić się w sobie.

      Po dwunastu latach wyszła na inne łąki. Świat przewrócił się na drugi bok.

      Wielkie jak pagoda serce stali obraca się w powietrzu nad błękitną tonią rzeki.

      Z jam smolnych wybuchają