Napraw mnie. Anna Langner. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anna Langner
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66654-31-0
Скачать книгу
do biura i marzę tylko o gorącej kawie i o tym, aby Steve nie zauważył mojego spóźnienia. Niestety w sekretariacie dopada mnie Natalie. Staram się skupić wzrok na jej pięknych rudych lokach, ale moją uwagę skutecznie przyciąga różowy stanik wystający spod dopasowanej bluzki.

       Czy ona i Becky mają wspólną szafę?

      Po pięciu minutach rozmowy z sekretarką wiem już, że dwóch kolesi z technicznego to geje, ale ukrywają to przed szefem. Yasminne i Ollie mieli kiedyś gorący romans, ale ponoć to już skończone. Na koniec Natalie informuje mnie, że Barry ma niezły tyłek, szczególnie gdy w luźne czwartki i piątki zakłada, cytuję: „te dziwne dziurawe spodnie, które tak nisko opadają”. Nerwowo przełykam ślinę, gdy dziewczyna zdradza mi, że marzy o tym, by Barry wziął ją na starej kserokopiarce.

       To marzenie jest już zajęte, złotko. Ustaw się w kolejce.

       Albo nie, całkowicie sobie odpuść. Ja plus Barry plus kopiarka to jedyny dopuszczalny trójkąt w tej firmie.

      Natalie wydawała mi się nieśmiała i introwertyczna, choć jej zamiłowanie do bluzek z głębokim dekoltem powinno dać mi do myślenia. Jak widać, tyłek Barry’ego nawet z najbardziej niewinnego kaczątka robi napalonego łabędzia.

      Dziękuję w duchu ślimaczej opatrzności, że chociaż ona jest przyjaźnie nastawiona i nie zadziera nosa jak te wszystkie piękności z działu PR. Gdy mijam je na korytarzu, patrzą na mnie jak stewardesy na ześwirowaną hipiskę, która nie ma zamiaru zapiąć pasów. Wśród nich rozpoznaję dziewczynę, która kleiła się do Barry’ego na imprezie firmowej. O dziwo, jako jedyna się do mnie uśmiecha.

      Godzinę później staję przy automacie z napojami i wybieram najsłodszą i najbardziej kaloryczną kawę. Niosę ją triumfalnie przed nosami tych gapiących się na mnie blond harpii. Biedne, pewnie piją odtłuszczoną latte i teraz zazdroszczą mi tego brązowego cukru i puszystej pianki.

      Gdy mijam gabinet Steve’a, słyszę podniesione głosy. Jeden z nich należy do szefa, drugi do obiektu moich sennych marzeń. Na szczęście nie mam czasu zastanawiać się, o czym rozmawiają, bo Ollie, Yasminne i Dave zarzucają mnie informacjami, planami i pomysłami.

      Swoją drogą, w końcu udało mi się poznać Dave’a i zupełnie zaprzecza mojemu wcześniejszemu wyobrażeniu. Spodziewałam się ekscentrycznego nerda w stylu Sheldona z Teorii wielkiego podrywu, a stanął przede mną facet o posturze zawodnika drużyny rugby. Jego śniada karnacja, azteckie tatuaże i rysy twarzy sprawiają, że wygląda jak potomek Indian. Ma na sobie koszulkę z logo uniwersytetu i wisiorek z drewnianych koralików. Na szczęście nie traktuje mnie jak nowicjuszki i mówi zrozumiałym językiem, bez tego całego technicznego żargonu.

      – Steve zgrywa równego gościa, ale szczerze? Potrzebuje nas, by piąć się po szczeblach kariery, i tylko dlatego jest taki miły. Jak już będzie po wszystkim i zrobimy kilka dużych kampanii, wszystkie zasługi przypisze sobie – mówi Dave i zerka na drzwi, jakby w obawie, że za chwilę stanie w nich obiekt naszej rozmowy.

      – Niech nie myśli, że pozwolę mu spić całą śmietankę. Gdy brałam tę robotę, postawiłam sprawę jasno: moje nazwisko ma być przy każdym projekcie, do którego przyłożyłam rękę. – Yasminne przysiada na moim biurku i dołącza do rozmowy. – No, może nie na projekcie reklamy prezerwatyw, do którego w marcu robiłam slogan.

      – Jak to było, Yas? – krzyczy z drugiego końca pokoju Ollie i głupawo się uśmiecha. – A, już pamiętam: „Dłużej, mocniej, głębiej. Poczuj aksamitne wypełnienie”. To brzmi raczej jak reklama tamponów, a nie prezerwatyw!

      – Przymknij się, Ollie. To była moja najgorsza kampania. – Yasminne pokazuje mu środkowy palec, a on przesyła jej w powietrzu całusa.

      Patrzę na nich i jestem niemal pewna, że robili TO na kserokopiarce.

      – Szef mówił ci już o kampanii dla Fenix Sport? – Dave kładzie na moim biurku kolejny stos dokumentów, a ja mam ochotę go udusić.

      – Wspominał o jakimś tajemniczym projekcie, ale nie wiem, o co chodzi – odpowiadam i biorę łyk kawy.

      – To tajemnica poliszynela. Wszyscy od dawna wiedzą, a on robi z tego wielki sekret! Ta firma to gruba ryba. Międzynarodowy gracz. Robić dla nich kampanię to jak wygrać los na loterii.

      – Wiem, co to jest Fenix Sport. – Przewracam oczami, bo odnoszę wrażenie, że mają mnie za nowicjuszkę idiotkę. – Wszystkie dzieciaki chcą mieć buty tej firmy, a bluza, którą miała na sobie Rihanna, wyprzedała się w godzinę po opublikowaniu jej zdjęć na Instagramie. Zastanawiam się tylko: czemu wybrali Black Library? Dopiero raczkujemy w marketingu. Jest tyle doświadczonych agencji.

      – Szukają ludzi ze świeżym spojrzeniem, czyli nas. – Dave wskazuje na siebie z dumą, a Yasminne mamrocze coś o facetach i ich przerośniętym ego.

      ***

      Reszta dnia mija mi szybko. Nie mam czasu ani na kolejną kawę, ani na sny na jawie, bo Ollie zawala mnie papierkową robotą. Nie wiem, czy ma mi za złe to, że zwiałam przed nim podczas imprezy, ale traktuje mnie z dystansem i ciągle wydaje mi polecenia.

      Podczas lunchu zauważam Barry’ego, który siedzi na końcu stołówki. Potem dostrzegam go przy automacie z kawą, ale na mój widok odwraca się na pięcie i odchodzi. Jestem zawiedziona, choć przecież powinnam się cieszyć. Im dalej jest ode mnie, tym lepiej będzie mi się pracowało.

       Pomyśl o kasie, Amy! Wyprowadzka z domu, czerwony pick-up, zagraniczne wakacje.

       I w końcu kupisz maszynkę do robienia lodów. Marzysz o tym od dziecka. Nie ma nic lepszego niż własnoręcznie przyrządzony chłodny przysmak w upalny dzień.

      Becky twierdzi, że nazwa „maszynka do robienia lodów” jest przez nią zastrzeżona, bo taką ksywkę nadał jej pierwszy chłopak podczas pewnej upojnej nocy, ale nie wiem, czy mogę jej wierzyć.

      ***

      Godzinę później nadal wmawiam sobie, że niespotykanie Barry’ego podczas pracy to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć.

      Moje życie bez niego jest prostsze, zupełnie jak droga bez ostrych zakrętów – jedziesz sobie spokojnie, masz pełną kontrolę nad sytuacją, czujesz się bezpiecznie. A potem robisz się senny… bo prosta droga to cholernie nudna droga.

       Może ostre zakręty i strome zjazdy to coś, czego potrzebuję? Może bez nich prześpię swoje życie? A gdy się obudzę, będzie już za późno, by się nim nacieszyć?

      Kiedy mija czternasta, marzę już o powrocie do domu. Burczy mi w brzuchu, bo biurowa kawa strasznie zaostrza apetyt, a kilka kanapek na lunch to dla mnie zdecydowanie za mało.

      Oczywiście wszechświat mnie nienawidzi i jak zwykle postanawia kopnąć mnie w tyłek. Dwie godziny przed końcem pracy Steve wpada do pokoju i informuje nas, że zwołuje pilną naradę w sprawie nowego zleceniodawcy. Jak zwykle ma na sobie tukany, a na jego twarzy maluje się przerażająco szeroki uśmiech.

      Wszyscy są podekscytowani, bo wiedzą, że chodzi o umowę z Fenixem. Ja nie okazuję entuzjazmu, ponieważ:

      1 Nie zjem nic przynajmniej przez najbliższą godzinę, bo tyle będzie pewnie trwać pieprzenie mojego szefa.

      2 Muszę doprowadzić się do porządku, bo po całym dniu pracy wyglądam jak Tom Hanks w Cast Away, tylko trochę mniej przystojnie.

      3 Na firmowym zebraniu będzie Barry. A Barry to kłopoty, bezsenne noce i konieczność użycia WMGM (nie muszę chyba przypominać, co oznacza ten skrót).

      Kilka minut później gromadzimy się w sali konferencyjnej. Jest jeszcze bardziej wypasiona niż gabinet szefa. W samym centrum stoi duży, owalny stół.